Wziąwszy pod uwagę naszą skłóconą scenę polityczną, na której nie ma już myślenia w kategoriach dobra wspólnego, gdzie dominuje interes polityczny, partyjny, a nie społeczny, myślę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że pan prezydent zawetuje nowelizację.
Zapewne w jakiejś części tak, ale nie to jest największym problemem. Od bardzo wielu lat większość nauczycieli ma poczucie, że są traktowani bardzo instrumentalnie przez polityków.
W zasadzie każdy nowy rząd ma pomysł na jakąś reformę edukacji, którą mają bezdyskusyjnie zrealizować nauczyciele. W oświacie mamy permanentny proces reform. Proponowane „jedyne słuszne rozwiązania” nie są najczęściej poprzedzone rzetelną diagnozą problemów, które mają być rzekomo rozwiązane. Brakuje czasu na przygotowanie społeczności szkolnej do reorganizacji procesu edukacyjnego tak, żeby wszystkie podmioty systemu edukacji identyfikowały się z celami proponowanych zmian. Brakuje także adekwatnego finansowania reform i wynagradzania osób, które mają je wdrażać. W konsekwencji powstaje chaos.
Nowa, obecnie konsultowana podstawa programowa została stworzona na podstawie profilu absolwenta wypracowanego w Instytucie Badań Edukacyjnych. Analizując publikacje dotyczące profilu absolwenta, odnotowałam sobie, że charakterystyka ta jest opisem bardzo teoretycznym. Nie odnalazłam tam odniesień do żadnych badań czy charakterystyki poszczególnych grup wiekowych uczniów w aspekcie psychologii rozwojowej. To, co warto podkreślić, to fakt, że wdrożenie tych propozycji wymaga sporych nakładów finansowych na pomoce dydaktyczne, wyposażenie pracowni, o czym w ogóle się nie mówi. Wśród celów systemu oświaty wymieniono m.in. rozwijanie aspiracji uczniów i uczennic, wzmacnianie ich motywacji do dalszej nauki oraz budowanie nastawienia na rozwój czy stwarzanie równych szans edukacyjnych wszystkim uczniom i uczennicom, z uwzględnieniem ich zróżnicowanych potrzeb edukacyjnych.
Cele świetne, ale czy rzeczywiście możliwe do osiągnięcia w bardzo zróżnicowanych, licznych klasach? Nauczyciel w trakcie lekcji jest w stanie poświęcić jednemu uczniowi ok. minuty (a czasami mniej lub w ogóle nie może poświęcić mu uwagi). Jak w takiej sytuacji ma wesprzeć dzieci szczególnie uzdolnione lub uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych? Jak ma osiągnąć wymienione cele, jak ma rozwijać indywidualne aspiracje?
Uważam, że zdecydowanie nie. Warto przypomnieć, że przed wprowadzeniem nieobowiązkowych prac domowych sondaże społeczne wyraźnie wskazywały, że zarówno w środowisku nauczycielskim, jak i wśród rodziców zdecydowanie dominowali przeciwnicy tego rozwiązania. Każde z tych środowisk miało swoje merytoryczne argumenty, które niestety – chciałoby się powiedzieć: jak zwykle – nie zostały uwzględnione. Zastrzeżenia zgłaszał także nasz związek. Kierownictwo MEN nie pokazało nam, jaka ma być wartość dodana braku obowiązkowych prac domowych dla rozwoju ucznia i jego edukacji.
Deklaracja polityczna, którą trzeba było szybko zrealizować, w trakcie trwającego roku szkolnego. To, że nastąpi spadek motywacji uczniów do nauki i samorozwoju, było oczywiste dla każdego, kto ma chociaż minimalny kontakt z edukacją. Warto też przypomnieć, że odgórna decyzja o braku obowiązkowych prac domowych naruszyła art. 12 ustawy – Karta nauczyciela, który reguluje swobodę wyboru przez nauczyciela metod nauczania i wychowania, czyli jego autonomię w pracy. Oczekiwałabym – chyba trochę naiwnie – od kierownictwa MEN przyznania się do błędu i przeprosin, a także szybkich decyzji regulujących problem prac domowych.
To pytanie należy skierować do kierownictwa MEN. Nie wiem, dlaczego nie ma żadnych ruchów po stronie ministerstwa. Ostatnie spotkanie w sprawie nadgodzin odbyło się z udziałem związków zawodowych i korporacji samorządowych 6 czerwca 2025 r. Od tego czasu nie mamy żadnych propozycji co do kontynuowania wspólnej pracy nad tym tematem. Co jakiś czas pojawiają się tylko wypowiedzi medialne kierownictwa resortu w tej sprawie, które oprócz tego, że wywołują wzburzenie w środowisku nauczycieli, nie posuwają w żaden sposób sprawy do przodu. Resort edukacji chyba nie lubi rozmawiać ze związkami zawodowymi, które upominają się o prawa pracownicze nauczycieli.
W poradniach psychologiczno-pedagogicznych na szczęście nie jeździmy na wycieczki z uczniami. Gdybym była zatrudniona w szkole lub przedszkolu, na pewno nie jeździłabym na nie. Przypomnijmy, że nauczyciel (opiekun) ponosi pełną odpowiedzialność za życie i zdrowie powierzonych mu uczniów od początku wycieczki do jej zakończenia. Wycieczka szkolna to nie realizacja własnego hobby nauczyciela, tylko praca, czasami 24 godziny na dobę, przez kilka dni, za którą bezdyskusyjnie powinien otrzymać wynagrodzenie.
Nie, ale poprawił się znacząco klimat rozmów o poradniach, a to, w mojej ocenie, jest jakąś wartością dodaną, gdy strony dialogu traktują się podmiotowo. Patrząc systemowo, nauczyciele z poradni nadal są nauczycielami niezauważanymi i niedocenianymi, nauczycielami „drugiej kategorii”. Jeśli chodzi o ocenę pracy nauczyciela, kryteria są opracowywane pod kątem tzw. nauczycieli tablicowych, tak samo, jeśli chodzi o tytuł honorowego profesora oświaty. Od 2008 r. tylko trzech nauczycieli specjalistów z poradni otrzymało tytuł profesora oświaty, chociaż w swoich szeregach mamy bardzo wielu wybitnych fachowców. Bon na laptopa nam nie przysługuje, choć według stanu na grudzień ponad 80 tys. bonów nie zostało zrealizowanych. Godziny nadliczbowe w związku z pisaniem orzeczeń (czyli decyzji administracyjnych) czy opinii, które opracowujemy poza pensum, są niepłatne. Średni tygodniowy czas pracy nauczyciela z poradni to 53 godziny. Przykłady można mnożyć.
Tak, bo na wizytę w poradniach czeka się od kilku miesięcy do nawet półtora roku. W jednej z poradni usłyszałam, że nie mają już terminów przyjęć do końca tego roku szkolnego, a 200 osób zapisanych jest już na przyszły rok szkolny 2026/2027. Zapomniałabym, przepraszam – pojawił się projekt grantowy na realizację działań rozwojowych, np. wdrażanie oceny funkcjonalnej, zmiany organizacyjne, narzędzia współpracy międzysektorowej, zatytułowany „Perspektywa 3P”.
Lista jest długa, więc tylko kilka przykładów: standaryzacja zatrudnienia – proponujemy 450 uczniów w rejonie na etat – poprawa warunków lokalowych, poprawa wyposażenia, ustalenie na poziomie krajowym, w rozporządzeniu płacowym, 20 proc. dodatku za trudne warunki pracy. Pełne finansowanie szkoleń. Stały dostęp do środków finansowych na zakup nowych narzędzi diagnostycznych.
Mamy wspaniałych rodziców i wspaniałych nauczycieli oraz dyrektorów, a także zderzamy się z bardzo roszczeniowymi rodzicami i niekompetentnymi dyrektorami. Niekompetentny dyrektor to bardzo duże zagrożenie dla szkół i placówek oraz całego systemu edukacji, w tym dla uczniów, rodziców, nauczycieli. A z takimi mamy coraz częściej do czynienia. Z zażenowaniem patrzę na powołania przez organy prowadzące osób, które nigdy nie powinny pełnić funkcji dyrektorskich z powodu braków w wiedzy merytorycznej czy też przejawianych deficytów osobowościowych. Jednak są powoływane, bo są „swoi”, bo im się „należy”. Warto pamiętać, że niekompetencja prowadzi do błędów, niskiej jakości pracy, frustracji i konfliktów. Koszty w takich sytuacjach są bardzo wysokie.
Nad projektem ustawy o zawodzie psychologa i samorządzie zawodowym psychologów jako związek pracujemy od początku prac nad ustawą, czyli od ponad trzech lat. To, co możemy na dzisiaj stwierdzić, to fakt, że psycholog zatrudniony w oświacie będzie podlegał dwóm pragmatykom zawodowym. W niektórych sytuacjach będzie dochodziło, niestety, do kolizji norm prawnych, np. w sytuacjach udzielania pomocy nieletniemu bez zgody rodziców w sytuacjach kryzysu, traumy, stresu, co dopuszcza ustawa o zawodzie psychologa, ale prawo oświatowe już nie.
Tę zaproponowaną wysokość podwyżki nauczyciele traktują jako słabej jakości żart. Przy 3-proc. podwyżce i zakładanym 3-proc. poziomie inflacji nie mamy de facto do czynienia z podwyżką, tylko z wyrównaniem inflacyjnym. Środowisko nauczycieli jest także oburzone dezinformacją upowszechnianą przez kierownictwo MEN, które w przekazie posługuje się średnimi wynagrodzeń nauczycieli, które są konstruktem teoretyczno-księgowym, a nie rzetelną informacją o zarobkach w oświacie, oraz składanym procentem wzrostu pensji nauczycieli. ©℗