Brak oceny skutków dla pacjentów i placówek, a także niekonstytucyjność niektórych proponowanych przepisów. Takie uwagi zgłosili m.in. rządowi prawnicy do projektu resortu zdrowia, który ma wprowadzić system podstawowego zabezpieczenia zdrowotnego.
Plany powołania sieci szpitali znalazły się w projekcie nowelizacji ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Zgodnie z nim placówkom, które znajdą się w systemie, zmienią się zasady finansowania – otóż Narodowy Fundusz Zdrowia ma im płacić ryczałtem na podstawie kosztów zrealizowanych świadczeń w poprzednich latach. Teraz przekazuje im pieniądze za każdą wykonaną procedurę osobno. Zmiany, które mają wejść w życie już od 1 lipca przyszłego roku, są więc rewolucyjne.
Przygotowany przez resort projekt zdążyły już skrytykować samorządy, przedsiębiorcy i środowisko medyczne, teraz dołączyli do nich instytucje publiczne. I tak kancelaria premiera zwróciła uwagę, że w zakresie skutków dokument powinien być uzupełniony o informacje, jak zmiany wpłyną na sytuację pacjentów – czy będą krócej czy dłużej czekać na świadczenia. Nie wiadomo też, jak nowelizacja przełoży się na publiczne i prywatne placówki oraz finanse NFZ. Resort nie doprecyzował również kwestii nadwykonań (zgodnie z deklaracjami ministerstwa udział w sieci i zgoda na ryczałt będą wykluczać ich opłacenie przez NFZ).
Z kolei Rządowe Centrum Legislacji (RCL) postuluje wprowadzenie do ustawy m.in. kryteriów włączenia do systemu placówek. Zgodnie z projektem kwestia ta ma być uregulowana w rozporządzeniu. – Przyjęcie takiego rozwiązania budzi wątpliwości w świetle art. 92 ust. 1 konstytucji z uwagi na blankietowy charakter upoważnienia ustawowego – twierdzi RCL.
Natomiast NFZ podkreśla, że nie uwzględniono m.in., czy szpitale mają dostać zapłatę za leczenie obcokrajowców (np. mieszkańców Unii). Ma też wątpliwości co do proponowanych kategorii szpitali. Fundusz zwraca też uwagę na to, że zapisy dotyczące ryczałtowego finansowania placówek, które dostaną się do sieci, są nieprecyzyjne i w efekcie mogą powstać znaczące różnice w liczbie realizowanych świadczeń przy takim samym ryczałcie.
Obiekcje do ustawy ma także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jego zdaniem nowelizacja może ograniczyć konkurencję na rynku usług medycznych – np. poprzez warunek, że do sieci będą mogły trafiać tylko placówki posiadające nieprzerwanie przez co najmniej dwa lata kontrakt z NFZ. Taki zapis zdaniem UOKiK nie tylko odsieje oddziały i placówki będące już na rynku, ale niemające jeszcze kontraktu lub posiadające go zbyt krótko, ale też zniechęci do otwierania nowych w przyszłości. Powód? Otóż większość pieniędzy trafi do placówek z sieci, a tylko ok. 20 proc. będzie rozdzielane w konkursach i rokowaniach, które mają mieć charakter jedynie uzupełniający. – Może to przyczynić się do powstania bardzo silnych barier wejścia na rynek nowym podmiotom i w rezultacie doprowadzić do ograniczenia, utrudnienia lub likwidacji konkurencji na rynku usług medycznych – podkreśla Marek Niechciał, prezes UOKiK.
Zwrócił on też uwagę, że choć już teraz ciągłość świadczenia usług w ramach umowy z NFZ jest uwzględniana w kryteriach oceny ofert, to jednak placówka, która nie może się nią wykazać, ma szansę z sukcesem walczyć o kontrakt. Musi się wtedy wykazać innowacyjnością, lepszą jakością świadczonych usług czy też niższymi kosztami realizacji procedur. UOKiK zwraca też uwagę, że projekt nowelizacji w dzisiejszym kształcie może doprowadzić do likwidacji placówki jednodniowej.
– Jeśli chcemy na nowo ułożyć rynek ochrony zdrowia, to zarówno jednostkom publicznym, jak i prywatnym trzeba dać czas na dostosowanie się do nowych reguł, a nie cementować rynek z datą wsteczną – podkreśla Grzegorz Byszewski z Pracodawców RP. Wyjaśnia też, że proponowane zmiany trudno uzasadnić dobrem pacjentów, bo odetną im możliwość leczenia za pieniądze NFZ w wielu nowoczesnych placówkach, dających wyższy komfort, bezpieczeństwo i jakość kliniczną.
Etap legislacyjny
Projekt po konsultacjach społecznych