Pracodawcy RP krytykują rozporządzenie dotyczące podwyżek dla pielęgniarek i położnych. Według tej organizacji, przekazanie z Narodowego Funduszu Zdrowia tzw. znaczonych pieniędzy jest złym rozwiązaniem, właściwym byłoby podniesienie wyceny świadczeń medycznych z uwzględnieniem tej grupy zawodowej. Jednak na wprowadzenie takich systemowych podwyżek potrzeba więcej czasu.

Wczoraj minister zdrowia Marian Zembala mówił, że kompromis z pielęgniarkami jest akceptowany przez pracodawców. Siostry otrzymają po 400 złotych podwyżki przez kolejne 4 lata. Da to w sumie 1600 złotych wzrostu ich wynagrodzeń.

Grzegorz Byszewski - ekspert Pracodawców RP podkreśla, że rozporządzenie zdestabilizuje pracę szpitali. Według niego, budzi ono wiele wątpliwości dyrektorów szpitali.

- Te środki można by przeznaczyć na dodatkowe leczenie pacjentów, tymczasem one pójdą na płace dla jednej grupy zawodowej i można spodziewać się, że kolejne grupy upomną się o pieniądze dla siebie - powiedział.

Według Grzegorza Byszewskiego, podwyżki nie muszą wchodzić do podstawy wynagrodzenia, bo pracodawca poniesie wyższe koszty, których nikt mu nie zwróci. Mogą być również uznaniowe, to dyrektor zdecyduje, kto i w jakiej wysokości otrzyma pieniądze - zaznacza. Według niego, to jest słuszne rozwiązanie.

Podczas przyznawania podwyżek dyrektor powinien konsultować się z przedstawicielem komisji zakładowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Według ekspertów, faworyzowanie jednego związku jest niezgodne z ustawą o związkach zawodowych.