Pakiet onkologiczny jest dobrym rozwiązaniem. Wielu pacjentom pozwala wykonać badania, które potwierdzą lub wykluczą u nich nowotwór, a następnie podjąć leczenie, oczywiście jeśli wynik jest pozytywny. Niestety w tym wszystkim zapomniano o innych pacjentach, szczególnie o kobietach. Przesadzam? Nie. Przykład naszej czytelniczki. Wyczuła ona u siebie zmiany w piersi. Przerażona poszła więc do lekarza, który faktycznie wyczuł u niej guzy. Zlecił jej badania mammograficzne. Kobieta zgłosiła się do poradni radiologicznej i ze względów medycznych zalecono jej wykonanie tzw. biopsji gruboigłowej. I tu zaczęły się schody. Badanie wykonano szybko, ale okazało się, że nie wiadomo, kiedy otrzyma wyniki – być może za kilka tygodni. Nasza czytelniczka była zaskoczona. Na pytanie, dlaczego musi to tak długo trwać, usłyszała, że pierwszeństwo mają osoby z zieloną książeczką.
Wróciła więc do pierwszego lekarza, by zrobić mu awanturę, że nie skierował jej na szybką ścieżkę. I znów została zaskoczona odpowiedzią. Dowiedziała się bowiem, że nowotwory piersi nie są uwzględnione w szumnej reformie byłego już ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Czytelniczka nie rozumie, podobnie jak tysiące kobiet, które szukają pomocy, dlaczego rak, który zbiera największe żniwo wśród pań, znalazł się poza pakietem.
Na wyniki badań wykonanych przez patomorfologa czekają też inni pacjenci, tzw. nieonkologiczni. A przecież to, że nie załapali się na pakiet, wcale nie oznacza, że nie mają nowotworu. Co więcej, okazuje się, że nawet osoby z szybkiej ścieżki nie mogą spać spokojnie. Bo badania są robione w ekspresowym tempie, a wtedy o pomyłkę nie jest trudno. Pomyłkę, która może kosztować nawet życie.
Niestety lepiej nie będzie, a wszystko dlatego, że patomorfologów jest jak na lekarstwo. A może być jeszcze gorzej, bo coraz częściej wyjeżdżają za granicę. Powód? Ich zarobki oscylują w Polsce w granicach średniej krajowej. Co więcej, zatrudniające patomorfologów szpitale ich zwalniają, by ograniczyć swoje koszty. Mogą sobie na to pozwolić, gdyż zgodnie z obowiązującymi od roku przepisami m.in. tym specjalistom zwiększono normy zatrudnienia. I tak oto reforma służby zdrowia rozłazi się w szwach. Rozumiem, że nowy minister zdrowia nie odpowiada za grzechy poprzednika – który przygotowując pakiet nie chciał słuchać środowiska medycznego i uwag o wąskich gardłach reformy. Nie uzdrowi też nagle obecnej sytuacji, jednak może ją odrobinę poprawić. Wystarczy np., że NFZ będzie osobno rozliczał procedury patomorfologiczne. Wtedy przestaną być one dużym obciążeniem dla szpitali. Jeśli tego nie zrobi, szybka ścieżka zdrowia stanie się w końcu wydmuszką.
Dziennik Gazeta Prawna