Fundacja Watch Health Care po raz czwarty przeanalizowała (w ramach okobarometru) czas oczekiwania na świadczenia onkologiczne. Wniosek: sytuacja chorych między styczniem a majem tego roku pogorszyła się: średni czas czekania w maju był dłuższy o półtora tygodnia i wynosił 5,5 tygodnia. W przypadku niektórych świadczeń był on nawet dłuższy niż w zeszłym roku, przed wprowadzeniem pakietu onkologicznego.

Jak karta DiLo zmienia sytuację pacjenta / Dziennik Gazeta Prawna
Reforma zniosła z początkiem roku limity na leczenie onkologicznie, ale tylko dla chorych, którzy otrzymali kartę DiLO (potocznie nazywaną „zieloną”). Dla tych chorych został także wyznaczony maksymalny czas oczekiwania na leczenie, nieprzekraczający dziewięciu tygodni.
Z analiz wynika, że najdłuższe są kolejki do zabiegów chirurgii onkologicznej, gdzie średnio na uzyskanie świadczenia trzeba czekać około siedmiu tygodni. W przypadku hematologii i hematoonkologii kolejka wynosiła sześć tygodni. Najlepszy dostęp, a więc najkrótszy czas oczekiwania, był przy świadczeniach z zakresu radioterapii onkologicznej – średnio 2,5 tygodnia.
To jednak niestety tylko średnie. Niekiedy chorzy czekają nawet około roku, a różnice między pacjentami są ogromne. Dla przykładu: zakończone operacją leczenie raka płuc trwa półtora miesiąca, ale dla tych bez karty – niemal pół roku. Przy raku piersi rozpiętość wynosi od 2,2 do 6,5 miesiąca. I to bez tomografii komputerowej, bo z tomografią chory bez karty musi czekać aż dziewięć miesięcy. To dłużej niż jesienią 2014 r. (wówczas było to 5,6 miesiąca). W styczniu czas oczekiwania wzrósł do 6,1 miesiąca, by w maju już wynosić dziewięć miesięcy. Przy białaczce różnice są podobne: pięć miesięcy bez karty i 1,2 miesiąca dla chorych z kartą. Jednak tu czas oczekiwania się zmniejszył w porównaniu do poprzedniego roku.
– Różnica między czasem oczekiwania pacjentów z kartą DiLO i bez niej jest efektem systemu finansowania wprowadzonego przez Ministerstwo Zdrowia. Część chorych nie otrzymuje karty i oni czekają o wiele dłużej. Jest ich też o wiele więcej niż tych z kartą – tłumaczy prof. Tadeusz Pieńkowski. I dodaje, że sama zmiana systemu finansowania była ruchem pozornym.
– W onkologii nie przybyło pieniędzy, liczba lekarzy pozostała taka sama, za to nastąpiło obniżenie wyceny niektórych świadczeń. Dlatego zawsze część pacjentów będzie poszkodowana, a placówki medyczne będą się borykać z większymi problemami finansowymi. Do części badań szpitale muszą dopłacać – mówi prof. Pieńkowski. Podaje przykład tomografii: z powodu obniżki wyceny tych świadczeń nie można zatrudnić więcej lekarzy wykonujących badania. Pierwszeństwo mają chorzy z kartą DiLO, reszcie kolejka się wydłuża. – Moce przerobowe szpitali pozostały takie same, dlatego skrócenie czasu oczekiwania chorych z DiLO mogło się odbyć kosztem innych – uważa Krzysztof Łanda, prezes Fundacji WHC.
Statystyki mówią same za siebie: w Polsce na nowotwory choruje około pół miliona osób, z czego ponad 30 tys. posiada kartę. Biorąc pod uwagę, że rocznie pojawia się 140–150 tys. nowych przypadków, to należy założyć, że większość osób z nowym rozpoznaniem kartę otrzymała. Jednak wiadomo, że kartę otrzymywali tylko ci, którzy mieli podejrzenie raka. Bez niej zostali pacjenci z łagodnymi nowotworami, ci, którzy mieli kilka nowotworów (kartę można założyć tylko na jedno rozpoznanie), kłopoty pojawiały się także u tych, którym wykryto raka w szpitalu, bo musieli być odsyłani do lekarza rodzinnego.
Sytuacja się może zmienić od przyszłego roku, gdy pacjenci z łagodnymi nowotworami centralnego układu nerwowego, krwiotwórczego i chłonnego zyskają prawo do szybkiej ścieżki onkologicznej. Kartę też będzie można wystawić osobie, u której rozpoznano nowotwór złośliwy podczas zabiegu w szpitalu.