O 20 proc. zwiększyła się liczba przyjęć dzieci na oddziały w 2022 r. – to kolejny wzrost po podobnym odnotowanym w 2021 r. Powodów jest kilka: dług zdrowotny, powikłania pocovidowe, zwiększona liczba infekcji. Z sondy DGP wynika, że większa liczba hospitalizowanych to także efekt pojawienia się pacjentów ukraińskich.
O 20 proc. zwiększyła się liczba przyjęć dzieci na oddziały w 2022 r. – to kolejny wzrost po podobnym odnotowanym w 2021 r. Powodów jest kilka: dług zdrowotny, powikłania pocovidowe, zwiększona liczba infekcji. Z sondy DGP wynika, że większa liczba hospitalizowanych to także efekt pojawienia się pacjentów ukraińskich.
Lekarze od dawna mówią, że po pandemii pogorszył się stan zdrowia Polaków, również dzieci. Dane NFZ potwierdzają, że wzrosła liczba hospitalizacji nieletnich pacjentów: tylko w pierwszym półroczu 2022 r. było ich niemal 640 tys., o 107 tys. więcej niż w tym samym czasie rok wcześniej. W całym 2021 r. szpitale pediatryczne zrealizowały łącznie 935,2 tys. świadczeń, o ponad 150 tys. więcej niż w pandemicznym 2020 r.
Doktor nauk medycznych Krystyna Piskorz-Ogórek, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. Stanisława Popowskiego w Olsztynie, gdzie wzrost jest widoczny na wielu oddziałach, tłumaczy, że powodów jest kilka. Z jednej strony to odrabianie długu zdrowotnego - do szpitala przychodzą pacjenci, którzy wcześniej albo zwlekali z wizytą w placówce, albo u których lekarze za późno wykryli chorobę. To także konsekwencje zdrowotne u dzieci po zakażeniach, nawet bezobjawowych, koronawirusem SARS-CoV-2. - Trafiają do nas dzieci z PIMS - chodzi o ogólny stan zapalny po COVID-19 uszkadzający różne tkanki i narządy - z chorobami metabolicznymi, cukrzycą, chorobami neurologicznymi i reumatologicznymi. Widać również wpływ lockdownu i nauki zdalnej na ich stan zdrowia. Mowa o pogarszających się wadach wzroku, pogłębieniu wad postawy - wylicza dr hab. Krystyna Piskorz-Ogórek. I dodaje, że w pierwszym półroczu szpital w Olsztynie notował średnio 46-proc. wzrost przyjęć. Najwięcej było ich w Klinice Chirurgii Głowy i Szyi w zakresie chirurgii szczękowo-twarzowej (wzrost o prawie 50 proc.) i w zakresie okulistyki (też o prawie 50 proc. więcej przyjęć). O 37 proc. wzrosła liczba operacji migdałków i uszu, odnotowano także 10-proc. wzrost nowotworów u dzieci. O jedną czwartą więcej było przyjęć na oddziale neurologii oraz neurogenetyki i chorób rzadkich. - Poza chorobami rzadkimi i ich diagnostyką leczone są bóle głowy, porażenia mięśni twarzowych, padaczki, drgawki - wylicza lekarka i dodaje, że to też efekty COVID-19. Więcej jest też dzieci w klinice rehabilitacji, a na szpitalnym oddziale ratunkowym zanotowano wzrost o 100 proc. Jest też jeszcze jeden powód: zwiększenie liczby pacjentów zakaźnych - wzrost o ok. 90 proc. - Są to wszystkie możliwe choroby zakaźne wieku dziecięcego, których było mniej w czasie, gdy dominował COVID-19 - mówi DGP dyrektorka szpitala. Również coraz częściej pojawiają się zakażenia wirusem RSV atakującym górne i dolne drogi oddechowe - szczególnie duży wzrost widoczny był rok temu.
Podobne obserwacje mają dyrektorzy innych placówek. - Widzimy większą liczbę pacjentów zgłaszających się, zwłaszcza do SOR. O 200 proc. zwiększyła się liczba dzieci przyjmowanych w stanie upojenia alkoholowego, do tego często dochodzą używki - dopalacze czy marihuana. Poza tym mamy więcej przypadków psychologicznych czy psychiatrycznych, w tym spory wzrost prób samobójczych - mówi Katarzyna Pokorna-Hryniszyn, rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
Nie bez znaczenia dla większego obłożenia szpitali jest napływ uchodźców z Ukrainy. Są placówki, w których ich liczba jest istotna. - Szpital od momentu rozpoczęcia konfliktu zbrojnego do teraz udzielił 1209 porad w oddziale ratunkowym, 616 w poradniach specjalistycznych i hospitalizował 488 pacjentów z Ukrainy - wylicza dr n. med. Jolanta Taczała, p.o. z-cy dyrektora ds. lecznictwa Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Profesor Krzysztof Kałwak, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, wzrost liczby pacjentów na oddziałach wiąże głównie z pojawieniem się dzieci z Ukrainy. W jego klinice stanowią one ok. 15 proc. wszystkich chorych. Najczęściej na oddziały przyjmowane są dzieci z białaczką, guzami litymi i małopłytkowością. Z kolei w szpitalu w Olsztynie każdego dnia od początku wojny jest od kilku do nawet 10 pacjentów z Ukrainy. Najczęściej są przyjmowani na onkologię, oddziały zabiegowe, chorób zakaźnych i neurologii. Ale są szpitale, w których pomimo większej liczby hospitalizacji liczba pacjentów z Ukrainy jest marginalna.
Czy zniesienie limitów przyjęć (NFZ płaci za każdego małoletniego pacjenta) przełożyło się na skrócenie kolejek? Nie zawsze. Przeszkodą cały czas są braki kadrowe. Profesor Dariusz Patkowski, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala we Wrocławiu, wskazuje, że u niego stale wydłuża się kolejka do zabiegów. Jako dwie podstawowe przyczyny podaje epidemię COVID-19 i deficyty specjalistów oraz personelu pielęgniarskiego. Potwierdza jednocześnie, że ok. 10-20 proc. pacjentów stanowią dzieci z Ukrainy, co też przekłada się na czas oczekiwania.
Z kolei dyrektor szpitala w Olsztynie twierdzi, że zniesienie limitów to o jedną przeszkodę mniej. - Pozwala nam to uruchomić dostępne możliwości w postaci specjalistów, lokalizacji i aparatury do diagnostyki. Wiedząc, że NFZ zapłaci szpitalowi za wszystkie wykonania, mogę bez ryzyka umawiać się ze specjalistami, aby w miarę możliwości zwiększać do nich dostępność - tłumaczy dyrektorka olsztyńskiej placówki.
Większej liczby pacjentów nie widać jedynie na oddziałach, gdzie leczone są noworodki. - Dzieci jest zauważalnie mniej, to efekt niżu demograficznego - mówi jeden z rozmówców. ©℗
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama