Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa rozpatrywała w środę wnioski i poprawki zgłoszone w czasie drugiego czytania do rządowego projektu nowelizacji ustawy o organizmach genetycznie zmodyfikowanych. Zgodnie z deklaracjami ustawodawcy projekt ma zwiększyć bezpieczeństwo laboratoryjnych hodowli GMO (roślin i zwierząt), czyli tzw. zamkniętego użycia. Chodzi też o dostosowanie polskich przepisów do wymogów UE.

Projekt pilotuje Ministerstwo Środowiska, ale jeszcze na etapie uzgodnień rządowych w pracach nad projektem uczestniczył m.in. resort rolnictwa. Na środowym spotkaniu podsekretarz stanu w ministerstwie rolnictwa Tadeusz Nalewajk zwrócił uwagę, że w trakcie późniejszych prac - już bez udziału jego resortu - wprowadzono poprawki, które "w dość istotny sposób zmieniają cały projekt".

Podsekretarz stanu zwrócił uwagę, że projekt nie tylko "wprowadza po raz pierwszy do polskiego rolnictwa terminologię upraw roślin genetycznie modyfikowanych", ale też "zakłada, że niektóre procesy regulowane przez nową ustawę będzie nadzorował minister rolnictwa".

Dlatego - w opinii Nalewajka - minister rolnictwa musi mieć możliwość wydania zakazu uprawy roślin GMO. Możliwość taką, zgodnie z unijną dyrektywą o GMO, przewiduje już ustawa o nasiennictwie.

"W sytuacji, kiedy wprowadzamy nowy termin: +uprawy roślin genetycznie modyfikowanych+, i bardzo szczegółowe zapisy dotyczące rejestracji (upraw tych roślinP), odpowiedzialności za nadzór nad rejestrem, nad uprawami, wydawanie sankcji - niezbędny jest też zapis dający możliwość zakazania tych upraw" - podkreślała dyrektor Departamentu Hodowli i Ochrony Roślin w resorcie rolnictwa Małgorzata Surawska.

Jak wyjaśniła, przepisy dotyczące ustawy o nasiennictwie zakazują tylko i wyłącznie stosowania materiału siewnego nazywanego kwalifikowanym - czyli roślin, których nasiona nie dadzą kolejnego pokolenia "płodnych" roślin. W takim wypadku rolnicy kupują materiał siewny co roku od nowa. Obecnie w rejestrach unijnych dopuszcza się do upraw tylko i wyłącznie właśnie takie "niepłodne" odmiany, zwane też hybrydami.

"Kiedy jednak na poziomie UE dopuszczono by do upraw rzepak albo inne odmiany GMO niebędące hybrydami, to - przyjmując projekt nowelizacji w obecnej formie - może dojść do sytuacji, w której, zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów, zakazane będzie uprawianie materiału kwalifikowanego, ale będzie można wysiać materiał niekwalifikowany, czyli z rozmnożeń własnych. Wówczas mamy problem, bo wbrew ramowemu stanowisku rządu doprowadzilibyśmy do możliwości zakładania upraw GMO" - tłumaczyła Surawska.

Przedstawiciele ministerstwa rolnictwa chcą w związku z tym przeniesienia przepisów art. 23 unijnej dyrektywy o GMO (dających możliwość zakazania upraw GMO w Polsce) do nowego projektu nowelizacji ustawy o GMO - tak, jak to zrobiono wcześniej w przypadku ustawy o nasiennictwie.

"Warto doprecyzować przepisy" i uwzględnić unijne regulacje w nowym projekcie - przyznał podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska Piotr Otawski, odnosząc się do tego postulatu. Zapewniał jednocześnie, że przepisy dotyczące utworzenia rejestru upraw nie wprowadzają żadnych zmian odnośnie możliwości dopuszczenia upraw GMO na terenie Polski, a rozporządzenie ministra rolnictwa do ustawy o nasiennictwie stale obowiązuje.

Po wymianie zdań pomiędzy przedstawicielami ministerstw przewodniczący komisji Stanisław Żelichowski (PSL) przerwał posiedzenie komisji - do momentu, aż oba resorty "dogadają się i będą miały jedno zdanie".

Nieco wcześniej z posiedzenia wyszli posłowie opozycji, protestując przeciwko "manipulacji", do jakich - ich zdaniem - dochodzi podczas prac nad projektem. Według Dariusza Bąka z PiS w pierwszym czytaniu projektu, jeszcze przed głosowaniem, rząd zapewniał, że projekt "dotyczy kwestii niezwiązanych z uprawami, w związku z tym pozostaje to w wyłącznej kompetencji ministra środowiska". "Dzisiaj dochodzi do sytuacji, w której ważny resort, resort rolnictwa, co innego uzgadniał, a co innego wyszło. To całkiem inny projekt ustawy" - podkreślał.

Bąk cytował też jeden z przepisów projektu, który przewiduje nałożenie kary 10 tys. zł za każdy hektar uprawy roślin GMO bez wymaganego zgłoszenia - lub w razie zgłoszenia dokonanego niezgodnie z przepisami. "Można sobie kupić przestępstwo, skazić Polskę GMO na wieki, wbrew interesowi rolnictwa polskiego!" - ostrzegał.

Po posiedzeniu komisji posłowie opozycji zwołali konferencję prasową, na której alarmowali, że pod pozorem prac nad ustawą prowadzi się w Polsce próby wprowadzenia GMO. "Koalicja PO–PSL reprezentuje interesy wielkich firm, wielkich pieniędzy i podstępem, posługując się hipokryzją, wprowadza genetycznie modyfikowane organizmy do polskiej wsi ku szkodzie tej wsi i ku szkodzie Polski" - mówił poseł Jan Szyszko (PiS).

Dodał, że na środowym posiedzeniu doszło do "totalnego skandalu", a rząd "nie wiedział, co proceduje". Poseł Mirosław Jędrysik określił z kolei prace komisji jako "kuriozalne".