Nowy minister zdrowia, nawet jeżeli ma własną wizję zmian w systemie lecznictwa, został sprowadzony do roli kontynuatora prac swojej poprzedniczki. Na razie. Wciąż może bowiem walczyć o niezależność.
W tym tygodniu Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia, po raz pierwszy przedstawił w Sejmie zamierzenia resortu na kolejne lata kadencji. Efekt – wiele słusznych słów. Ale gdy się je skreśli – mało konkretów. Pewne jest to, że w przyszłym roku resort rozpocznie kolejną ofensywę ustawową projektami pozostawionymi przez Ewę Kopacz, obecnego marszałka Sejmu. Na pierwszy ogień pójdzie zapewne ustawa o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. I słusznie – pracę nad nią toczą się od kilku lat. Do tej pory nie udało się jej wypchnąć poza mury resortu. Jeżeli projekt przejdzie pozytywnie konsultacje, zostanie przyjęty przez rząd, a Sejm uchwali ustawę, będzie to dobra wróżba dla kolejnych.
Poza tym – jakie zmiany czekają pacjentów? Niewiele, ale może to dobrze, biorąc pod uwagę obecny chaos, jaki zafundowało uchwalenie ustawy refundacyjnej. Minister zapewnia, że nie zrezygnuje z idei przekształcanie szpitali w spółki. Będzie przekonywał samorządy do konsolidacji podległych im placówek. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami wysokość kontraktów szpitali z NFZ ma zależeć od satysfakcji pacjentów.
Nowy minister wciąż jednak ma szanse na wybicie się na niepodległość. Chociaż na pewno nie w 2012 roku. Ten minie pod hasłem pakietu ustaw zdrowotnych bis. Jednak po jego uchwaleniu liczę na autorskie propozycje zmian. Pierwsze sygnały, że tak może być, już są. Szef resortu zdrowia przedstawił nawet motto, która ma przyświecać jego pracom „Zdrowa starość zaczyna się w zdrowym dzieciństwie”. Lekarze rodzinni i specjaliści mają ze sobą współpracować, co spowoduje, że pacjenci będą objęci skoordynowaną opieką medyczną. Mają w końcu zacząć trafiać do lekarzy, dla których nie są anonimowymi zbiorami danych, ale osobami z krwi i kości. Medycy mają znać swojego pacjenta. Na projekty, które wprowadzą te zmiany, trzeba poczekać. Ale 2013 rok powinien należeć do Bartosza Arłukowicza. Żaden bowiem minister nie chce być zapamiętany jako „tylko” sprawny naśladowca.