To Norwegia będzie wzorem dla przyszłych polskich reform ochrony zdrowia – zapowiedział Grzegorz Schetyna. Już sam fakt, że ten temat pojawił się na konwencji Koalicji Europejskiej, jest miłym zaskoczeniem – nawet jeśli, moim zdaniem, został przedstawiony w sposób nierealny i abstrakcyjny. W planach PiS, proponującego Polkom i Polakom piątkę Kaczyńskiego, próżno szukać rozwiązań bezpośrednio związanych z systemem opieki zdrowotnej. Tylko, czy zapowiedzi opozycji są realne?
/>
Jak pokazują ostatnie wyniki badań sondażowych, obecnie najbardziej palącym problemem, który wymaga rozwiązania, jest ochrona zdrowia. Niezależnie od formy pytania, ankietowani odpowiadają jednoznacznie – wolimy likwidację kolejek od nowej piątki PiS (zarówno każdej propozycji z osobna, jak i wszystkich razem); sprawując rządy, najpierw zajęlibyśmy się reformą opieki zdrowotnej; rząd troskliwy i odpowiedzialny to taki, który tworzy skuteczną ochronę zdrowia itp.
Koalicja Europejska w programie powołuje się na rzekome 100 mld zł, które pozwolą spełnić ich obietnice. Co niepokojące – mamy teoretycznie środki, znamy cel, którym jest poprawa jakości w ochronie zdrowia, ale nikt nie powiedział, w jaki sposób go zrealizować. Od 30 lat różne grupy ekspertów próbują wprowadzić skuteczne zmiany w tej dziedzinie, lecz nikt jeszcze nie uzyskał długotrwałego, pozytywnego efektu. Przyczyną jest zbyt instrumentalne traktowanie systemu opieki zdrowotnej, którego reforma nie da owoców tu i teraz, lecz dopiero za kilka lat. Efekty nie będą widoczne w czasie jednej kadencji parlamentarnej. Dlatego zamiast rzeczywistej zmiany stosowane są działania pozorne. Mogą przynieść krótkotrwały sukces, lecz w ostatecznym rozrachunku prowadzą do porażki.
Potrzebujemy polityków zdeterminowanych, innowacyjnych, a przede wszystkich odważnych, którzy przeprowadzą długotrwale skuteczną reformę tej gałęzi usług państwa wobec obywatela. Zyski nie będą widoczne od zaraz, ale na przestrzeni lat staną się wymierne.
Wracając do propozycji programowych Koalicji Europejskiej. Dwie z nich zainteresowały mnie szczególnie: skrócenie czasu oczekiwania na wizytę w poradni specjalistycznej do 21 dni oraz przeprowadzenie badania lekarskiego w SOR w czasie nie dłuższym niż 60 minut od zarejestrowania pacjenta. Rozwiązania chyba tak samo istotne, jak i w obecnych realiach niemożliwe.
Zacznę od wizyty w poradni specjalistycznej. Obecne, nienormalnie długie, systemowe kolejki do specjalistów wynikają z co najmniej trzech aspektów: niedofinansowania, złej organizacji ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS) oraz braku lekarzy. Do szpitala niepotrzebnie kierowani są pacjenci wymagający diagnostyki, którą z powodzeniem można byłoby wykonać w warunkach ambulatoryjnych (np. chory z niezagrażającą w danej chwili jego zdrowiu i życiu jednostką chorobową jest hospitalizowany przez 3 dni, aby wykonać u niego badania – HOLTER EKG, badanie echokardiograficzne oraz próbę wysiłkową – tylko dlatego, że przeprowadzenie takiej diagnostyki jest w ramach poradni specjalistycznej z ekonomicznego punktu widzenia niedopuszczalne). Mamy też najniższą w Unii Europejskiej liczbę lekarzy: 2,4 na 1 tys. mieszkańców (unijna średnia to 3,8).
Ale zwiększając finansowanie, reorganizując AOS i tak nie będziemy w stanie spowodować, żeby kolejki do poradni specjalistycznych skróciły się z miesięcy, a niekiedy lat, do 21 dni. Oczywiście zabieg opisany przeze mnie powyżej zwiększy dostępność do lekarzy, ale nie spowoduje tak dużej zmiany. Na początku XXI wieku w Danii ustanowiono prawo do diagnozowania i leczenia w ciągu 30 dni. Jeżeli ten termin nie zostanie spełniony w systemie publicznym, pacjent ma prawo zgłosić się po pomoc do systemu prywatnego w Danii albo publicznego lub prywatnego w innym kraju. Wydatki oczywiście są choremu zwracane. I takie rozwiązanie mamy w kraju lepiej zorganizowanym, przeznaczającym dużo więcej środków na finansowanie systemu opieki zdrowotnej i dysponującym 3,5 lekarzami na 1 tys. mieszkańców.
I druga propozycja – czas oczekiwania w SOR-ach. Tutaj też łatwo podać powody, dla których nie uda się spełnić tej obietnicy. Znowu jednym z nich będzie niedofinansowanie, które powoduje, że w tych najtrudniejszych, frontowych warunkach nikt nie chce pracować. Natomiast lekarzy ratunkowych jest zbyt mało, aby wypełnić wakaty w 232 SOR-ach w kraju. Zła organizacja wynikająca ze zbyt małej liczebności kadry i braku możliwości wykonania pewnych badań dodatkowych oraz ponoszona przez lekarzy pełna odpowiedzialność za błędy (w tym wynikające z niewydolności systemu) również nie pomagają w werbowaniu medyków do pracy. A nade wszystko brak rozsądnej dostępności do ambulatoryjnego leczenia (AOS, POZ), co skutkuje przychodzeniem do szpitalnych oddziałów ratunkowych pacjentów, którzy w ogóle nie powinni się tam znaleźć. To wszystko sprawia, że zaopiekowanie się w ciągu 60 minut każdym chorym, który zjawia się w SOR, jest niemożliwe. Nie mówiąc już o tym, że nie każdy wymaga tak szybkiej reakcji.
Poza opisanymi zmianami KE proponuje dodatkowo europejski program walki z rakiem, budowę centrów nowotworowych w każdym województwie, bilans zdrowotny dla każdego po 50. roku życia, lepszą opiekę okołoporodową oraz rozszerzony kalendarz szczepień obowiązkowych. Wszystkie te rozwiązania są dla systemu opieki zdrowotnej ważne. Jednak przy obecnym kryzysie wskazane jest przede wszystkim jego dofinansowanie i poddanie gruntownej – a nie szczegółowej, jak w przypadku niektórych propozycji KE – reformie.
Samo dosypanie pieniędzy poprawi kondycję systemu, co widać np. w poprawie dostępności do leczenia zaćmy, które zostało dofinansowane oddzielnym strumieniem i kolejki diametralnie się skróciły, ale nie będzie skuteczne w dłuższym okresie. Poza zwiększeniem nakładów potrzeba reorganizacji opartej na wyniku współpracy rządzących z interesariuszami systemu: organizacjami pacjentów, grupami ekspertów, menedżerami, zarządcami placówek oraz pracownikami wszystkich zawodów medycznych.
Czy więc możemy być w zakresie opieki zdrowotnej drugą Norwegią? Niestety nie. Po pierwsze, dlatego że Oslo wydaje znacznie więcej pieniędzy na zdrowie: całościowo (10,2 proc. PKB wszystkich środków wobec naszych 6,7 proc.) oraz per capita (blisko 5 tys. euro wobec naszych 1409 euro). Po drugie, w Norwegii obowiązuje współpłacenie za świadczenia medyczne, przez co pacjenci są bardziej zainteresowani swoim zdrowiem i w innym celu oraz z innymi dolegliwościami odwiedzają lekarza. Po trzecie, jest tam blisko dwa razy więcej lekarzy niż w Polsce na 1 tys. mieszkańców (4,3).
Autor jest przewodniczącym Regionu Kujawsko-Pomorskiego OZZL, członkiem Prezydium Zarządu Krajowego OZZL