Konstanty Radziwiłł zakłada, że co drugi młody lekarz dostanie podwyżkę. Protestujący żądają, by dotyczyły one wszystkich. Chcą też natychmiastowego wzrostu nakładów na służbę zdrowia.
Minister zdrowia jest skłonny wyjść naprzeciw oczekiwaniom strajkujących rezydentów. Bierze pod uwagę rozszerzenie listy specjalizacji, w przypadku których robiący je młodzi lekarze dostaliby o 1,2 tys. zł więcej niż obecnie. Jak wynika z informacji DGP, chodzi o anestezjologię i neonatologię. Taki ruch oznacza wydłużenie listy lepiej finansowanych kierunków do 11.
Pierwotna propozycja ministerstwa, dotycząca podwyżek, była skierowana tylko do sześciu grup. Obecnie, jak się dowiedzieliśmy, co drugi rezydent ma mieć podwyższoną pensję. Ale samych zainteresowanych to nie satysfakcjonuje. Domagają się, aby pieniądze dostali wszyscy, a nie wybrane grupy.
Sytuację można określić jako patową. Strajk głodowy lekarzy, których specjalizację finansuje Ministerstwo Zdrowia, trwa od ośmiu dni. Obok żądania podniesienia wynagrodzeń protestujący żądają szybkiego podniesienia nakładów na służbę zdrowia.
O tym, czy dojdzie do porozumienia, zadecydują wyniki rozmów, które rozpoczęły się wczoraj. W rokowaniach ma pomóc profesjonalny negocjator – zaproponowała go Warszawska Uczelnia Medyczna. – Nasza uczelnia zatrudnia rzecznika akademickiego, który ma kompetencje i przygotowanie do prowadzenia negocjacji – potwierdza prof. Mirosław Wielgoś.
Stanowiskiem wyjściowym resortu jest zgoda na podwyżki dla sześciu specjalizacji: z chirurgii ogólnej, chorób wewnętrznych, medycyny rodzinnej, ratunkowej, pediatrii i psychiatrii. Minister Radziwiłł obiecał je półtora tygodnia temu. Jeszcze przed rozpoczęciem protestu resort zdrowia przekonywał, że chodzi o zachęcenie lekarzy do specjalizacji w tych dziedzinach, bo jest w nich największy deficyt fachowców. Później obiecał trzy kolejne specjalizacje – onkologię kliniczną, patomorfologię oraz hematologię. Obecnie jest gotowy poszerzyć listę o kolejne dwie.
– Mamy 82 mln zł i chcemy przy tej kwocie pozostać – tłumaczy DGP wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz, który bierze udział w negocjacjach z młodymi lekarzami. Dodaje, że resort jest w trakcie liczenia, ilu młodych medyków faktycznie zgłosi się na te lepiej finansowane specjalizacje. Na 2009 miejsc zgłosiło się 1300, co oznacza, że zostaną pieniądze. I pole do negocjacji.
Podczas burzliwej komisji zdrowia (która została zwołana w trybie pilnym w poniedziałek) nie zapowiadało się na kompromis. Minister Konstanty Radziwiłł tłumaczył, że rezydenci nie mają złych pensji (ok. 3,7 tys. zł brutto), a ich żądania są szokujące. Wyliczał, że i tak obecny rząd podniósł wydatki na kształcenie młodych lekarzy: w 2009 r. przeznaczono na ten cel 541 mln zł, w 2015 r. – 812 mln zł, w 2017 r. ma być ponad miliard, a w 2018 już 1,2 mld zł.
Politycy opozycji przekonywali, że przez ten czas wzrosły pensje ogółem i polepszyła się sytuacja gospodarcza, natomiast rezydenci zarabiają mniej niż średnia krajowa.
Resort co prawda ma otrzymać jeszcze w tym roku dodatkowe pieniądze – minister mówił nawet o 1,5 mld zł z budżetu państwa. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Ministerstwo Finansów być może przekaże 800 mln zł w ramach planowanej nowelizacji budżetu. Decyzja zapadnie po 15 października. Kwota miałaby być jednak przeznaczona nie na podwyżki dla lekarzy, ale na zapłacenie nadwykonań. Czyli leczenia zaoferowanego przez szpitale ponad to, co miały w kontrakcie z NFZ. Za część takiego leczenia fundusz zwraca pieniądze, część spraw trafia jednak do sądów. W związku ze zmianą sposobu finansowania (które weszło od początku października) i wypłacania szpitalom ryczałtu na leczenie ma zniknąć pojęcie nadwykonań.
Minister zdrowia i NFZ chcą uregulować wszystkie dotychczasowe zaległości. Resort finansów poinformował nas, że w przyszłym roku wydatki na zdrowie zostaną zwiększone o blisko 6 mld zł w porównaniu z planem na 2017 r. „Ponadto projekt ustawy budżetowej na 2018 r. zakłada zwiększenie o ok. 140 mln zł wydatków na wynagrodzenia dla rezydentów i stażystów”.
Za miesiąc lecznicza marihuana będzie legalnie dostępna w Polsce
Od listopada pacjenci będą mogli kupić w aptekach leki na bazie marihuany. Ministerstwo Zdrowia zaproponowało wzór wniosków, jakie będzie musiał wypełnić producent, żeby farmaceutyki na bazie konopi zostały dopuszczone do obrotu w Polsce. To ułatwi z jednej strony dostęp chorych do takich leków. Z drugiej – zlikwiduje finansowanie ze strony państwa.
Obecnie część chorych otrzymuje finansowanie z Ministerstwa Zdrowia, które sprowadza leki z zagranicy w ramach importu docelowego. Chodzi o preparaty, które nie są dopuszczone do obrotu w Polsce. Po wejściu na nasz rynek leków na bazie marihuany chorzy nie będą mieli podstawy ubiegania się o zwrot kosztów.
Ministerstwo do tej pory rekompensowało leczenie tylko dla dzieci z padaczką lekooporną. W 2016 r. wydało 52 zgody na sfinansowanie takiego rodzaju leczenia. Dla osób z bólami przewlekłymi, chorobami nowotworowymi czy z alzheimerem takiego finansowania nie ma.
Leczenie preparatami na bazie marihuany teoretycznie mogłoby być bezpłatne. Wymagałoby to jednak zgody ministra, który musiałby je wpisać na listę leków refundowanych. Jak wynika z informacji DGP, w najbliższym czasie nie ma na to szans.