Rządowy projekt ustawy o minimalnych płacach w sektorze ochrony zdrowia otworzył puszkę Pandory. Projekt obywatelski na razie nie jest procedowany.
Pracownicy uważają, że stawki zaproponowane przez rząd w projekcie ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne, zatrudnionych w podmiotach leczniczych są zdecydowanie za niskie (patrz infografika). W czasie pierwszego czytania w Sejmie diagności i szpitalni farmaceuci mówili wprost, że ustawa skazuje ich na wegetację.
Z kolei przedstawiciele pracodawców podkreślali, że nie wskazano źródeł, z których mieliby wypłacić wyższe wynagrodzenia. W tym roku powinni znaleźć na ten cel 200 mln zł. A według rządu do końca 2021 r. globalny skutek wdrożenia w życie propozycji wyniesie dla całego sektora ochrony zdrowia aż 16,5 mld zł.
Tylko dla tych, którzy na etacie
Opozycja zarzucała, że obecne rządowe plany to powtórka tzw. ustawy 203, która wpędziła szpitale w kolosalne długi. Zobowiązywała do wypłaty podwyżek, ale nie dawała na nie pieniędzy (pierwsza transza wynosiła 203 zł). W ocenie skutków regulacji zapewniono pokrycie kosztów tylko tam, gdzie dotyczą one bezpośrednio rządu – np. w placówkach resortowych. Wątpliwości budzi większość zapisów, np. to, czy podwyżki powinny dostać też personel pomocniczy i administracja (ustawa zobowiązuje, by przedyskutować to ze związkami w placówce, i na tym koniec).
Dyskutowano też różnicowanie pracowników w ramach grup zawodowych. Władysław Kosiniak-Kamysz zwracał uwagę, że może dojść do konfliktów np. między pielęgniarkami. Projekt przewiduje 14-procentową różnicę w wynagrodzeniu między pielęgniarką a pielęgniarką z tytułem magistra i specjalizacją. Ale Ministerstwo Zdrowia tłumaczyło, że chodzi właśnie o uhonorowanie tych podnoszących kwalifikacje i szczególnie ważnych w placówkach.
Ustawa dotyczy wyłącznie osób zatrudnionych na etatach (jest ich ponad 400 tys.). Posłowie pytali m.in., czy w dalszych planach, np. w innej ustawie, rząd zmusi pracowników, by pracowali w publicznych szpitalach wyłącznie na umowę o pracę. Ministerstwo zaprzeczyło.
Poprawki do projektu zaproponowała Maria Ochman z NSZZ „Solidarność”, ale na razie nie były one dyskutowane. – Podwyżki najniższych płac powinny objąć pracowników medycznych i innych współpracujących przy wykonywaniu świadczeń, by nie różnicować np. osób zatrudnionych w sterylizatorni i wykonujących podobne prace. Ponadto ustawa nie może mieć charakteru incydentalnego i za cztery lata przestać obowiązywać – przekonywała.
Przykładowe stawki, poniżej których nie będzie można na etacie zatrudniać pracowników medycznych / Dziennik Gazeta Prawna
Posłowie nie zdecydowali się też na równoczesną pracę nad rządowym i obywatelskim projektem ustawy o minimalnych płacach. Wnioskował o to Tomasz Dybek z Porozumienia Zawodów Medycznych, pełnomocnik komitetu, który złożył ustawę. Pod projektem podpisało się 240 tys. Polaków. Zakłada on – podobnie jak rządowy – mnożenie wskaźników przez średnią płacę w gospodarce. Różnice to: mnożniki są o wiele wyższe, niż planuje rząd; w każdym roku brana jest pod uwagę rzeczywista wysokość średniej płacy w gospodarce; ustawa nie wygasa po kilku latach. Sejm będzie musiał zająć się obywatelską inicjatywą, projekt skierowano już do pierwszego czytania, ale PZM dostało informację, że nastąpić to może do końca lipca. Niewykluczone, że stanie się to wcześniej, ale od 1 lipca obowiązywać ma już rządowy projekt. Sejmowi prawnicy mieli zresztą wczoraj wątpliwości, czy uda się go przeprowadzić tak szybko, ale ministerstwo obstawało przy utrzymaniu tego terminu.
Rządowy projekt i tak się już trochę przeterminował. Jak zwracali uwagę związkowcy, rząd przyjął w projekcie kwotę 3900 zł brutto jako odniesienie do ustalania wysokości wynagrodzeń. Mniej więcej taka była wysokość średniej płacy, gdy startowały prace nad ustawą. Teraz wynosi ona 4,353 zł.
Pracownicy medyczni odchodzą
Gdy posłowie dyskutowali w Sejmie, przed gmachem trwały protesty. Jeden zorganizowany przez Porozumienie Zawodów Medycznych, które jest autorem projektu obywatelskiego. Drugi ratowników medycznych, którzy walczą o podwyżki dla całej grupy, a nie tylko dla najsłabiej zarabiających (chcą minimum 1600 zł brutto – tak jak wypłacane mają w ratach pielęgniarki). Najwięcej pracowników medycznych protestuje jednak... nogami. Odchodzą z publicznych placówek, zmieniają branżę lub emigrują.
A niedobory kadry medycznej coraz częściej są przyczyną (oprócz zbyt małych kontraktów z NFZ) kolejek do badań, wizyt czy operacji. Wojciech Wiśniewski z Fundacji Onkologicznej „Alivia” pytał Ministerstwo Zdrowia, jakie mierniki sukcesu przyjęto dla tej ustawy, która ma kosztować wiele miliardów złotych. I co z tego będą mieć chorzy na raka.
– Czy możemy liczyć, że lista specjalistów patomorfologii, radiologii, onkologii będzie rosła? Czy będzie więcej pielęgniarek do opieki nad pacjentami w placówkach? – pytał Wiśniewski.