Za budowę platformy, na której będzie m.in. kalendarzyk małżeński, firma Macsense dostanie kwotę rzędu 750 tys. zł.
Od ponad pół roku Ministerstwo Zdrowia ogłasza kolejne przetargi na prowadzenie akcji mających pomóc Polakom w walce z niepłodnością i zachęcić do posiadania dzieci. W marcu gwarancję finansowania w wysokości 2,7 mln zł za poprowadzenie kampanii edukacyjno-społecznej otrzymała firma marketingowa Propeller.
Wybranie realizatorów projektu prowadzenia portalu informacyjnego oraz kampanii edukacyjnych to realizacja szóstego punktu Narodowego Programu Zdrowia, który został w ostatnim momencie dopisany do dokumentu obok walki z otyłością i alkoholizmem czy szkodliwym środowiskiem. Chodzi o zdrowie prokreacyjne, na którego promocję ma zostać wydane 15 mln zł do 2020 r.
Interaktywny kalendarzyk
Jeszcze w tym roku ma ruszyć portal, na którym ma się pojawić między innymi interaktywny kalendarzyk małżeński, który – po podaniu indywidualnych parametrów – m.in. śluz i temperatura – wskaże płodne dni. Mają tam także być informacje na temat najlepszej diety sprzyjającej płodności, ostrzeżenia przed szkodliwą interakcją leków z żywnością, ale też porady specjalistów na czatach z czytelnikami (m.in. ginekologów, endokrynologów, urologów czy psychologów). Takie rozmowy mają być dostępne minimum raz w tygodniu.
Właściciele firmy informatycznej, która wygrała prowadzenie portalu, to także założyciele Instytutu Rodziny, który jest – jak sami się reklamują – pierwszą placówką naprotechnologiczną w Warszawie. Głośno o instytucie stało się, kiedy pracę tam rozpoczął prof. Bogdan Chazan, zwolniony z funkcji dyrektora szpitala przy Madalińskiego. Przyczyną utraty stanowiska była kontrola przeprowadzona przez władze miasta po aferze, która rozpętała się, kiedy dyrektor szpitala odmówił dokonania aborcji, powołując się na klauzulę sumienia.
Czy przekonania ideologiczne właścicieli będą miały wpływ na treści zamieszczane na portalu? Czy to specjaliści z Instytutu Rodziny będą ekspertami doradzającymi parom szukającym tu informacji? Nie udało nam się z nimi skontaktować i uzyskać odpowiedzi. Firma wygrała konkurencję z pięcioma innymi – w tym np. z Fundacją S.O.S. Obrony Życia Poczętego (która zgłosiła się do przetargu mimo braku doświadczenia w prowadzeniu tego rodzaju projektów), a bezpośrednim konkurentem była firma, której ostatnimi projektami były produkty związane z tematyką religijną: m.in. aplikacja na Święto Trzech Króli, aplikacja przygotowana na Światowe Dni Młodzieży oraz na międzynarodowy festiwal filmów Niepokalanów.
Pierwsze ciąże
Uruchomienie portalu to niejedyne działania ministra w celu poprawy prokreacji w Polsce. Jednym z flagowych projektów jest także Program Kompleksowej Ochrony Zdrowia Prokreacyjnego w Polsce w latach 2016–2020. Miał ruszyć już w zeszłym roku. Resort uruchamia kilkanaście wyspecjalizowanych placówek, które mają skupić się na pogłębionej diagnostyce. I choć niektóre szpitale już teraz zachęcają do korzystania z ich usług, na razie realizacja kuleje. W jednej z pomorskich klinik – która na stronie wpisała telefon do poradni zajmującej się programem, w recepcji słyszymy: „Jaki program? Pierwszy raz o tym słyszę”. Dyrektorzy szpitali tłumaczą, że wciąż trwają przygotowania, a badania i leczenie pełną parą ruszą od przyszłego roku.
W łódzkim Instytucie Centrum Matki Polki, który miał być pierwszą referencyjną placówką, zanim jeszcze program zaczął na dobre działać, już została uruchomiona poradnia diagnostyczna. Jak mówi dyrektor prof. Maciej Banach, od lutego przyjętych zostało 300 pacjentek do pogłębionego badania i leczenia – i są już pierwsze sukcesy, bo cztery z nich są w ciąży.
Największe kontrowersje wzbudziło to, że program został zaoferowany zamiast in vitro (po tym, jak rząd wycofał dla niego finansowanie). Agencja Oceny Technologii Medycznej, która prowadziła audyt programu, w piśmie do rzecznika praw obywatelskich dość jasno postawiła sprawę, stwierdzając, że sam program jest dobry, ale nie zastąpi zaprzestanej metody – czyli zapłodnienia pozaustrojowego. To opcja terapeutyczna, która powinna być stosowana u osób z potwierdzoną przyczyną niepłodności, której leczenie jest niemożliwe przy wykorzystaniu innych sposobów. Tyle że opcji tej w programie ministra zdrowia nie ma i za zapłodnienie in vitro pary muszą zapłacić z własnej kieszeni.
Ile dzieci się urodzi dzięki ministerialnemu programowi? Resort podaje, że proponowane przez niego rozwiązania mogą zmniejszyć niepłodność o 10 proc. Eksperci oceniają, że osiągnięcie założonego celu może być trudne.