Jak powszechnie wiadomo, najlepiej zarabia się na ludzkim nieszczęściu. Wiedziony tym tropem pomyślałem sobie: „choroba”, „lekarz”. No właśnie, lekarz! W Polsce nie tylko jest ich relatywnie mało (2,2 na 1 tys. mieszkańców, wobec 3,3 w Europie), lecz także zdecydowanie nie są młodzi (w 8 4 z 88 specjalizacji medycznych średni wiek lekarza przekracza 5 0 l at).

Skoro na pewnym rynku rysuje się deficyt umiejętności, to za te umiejętności trzeba będzie dobrze płacić. Czyli: jest okazja do zarobku. Jest tylko jeden problem: edukacja lekarza specjalisty trwa długo i sporo kosztuje, a nie wiadomo dokładnie, lekarze jakich specjalizacji będą potrzebni w przyszłości. Można jednak podejść do tego inaczej.

Dobra ochrona zdrowia to nie tylko kwestia niższych kosztów zwolnień i rent. W sytuacji starzenia się społeczeństwa i wzrostu liczby chorób kwestia zdrowia ma kluczowe znaczenie z punktu widzenia wydajności siły roboczej. Pierwszy z brzegu przykład: z badania przeprowadzonego w ramach projektu „Move to work – wydajni w pracy”, opisanego na stronie Ceestahc.org wynika, że w przypadku dość niewinnie brzmiącej łuszczycy utrata wydajności w pracy może wynosić 35 proc. A pracownik mało wydajny to też niższe podatki.

Ale można spojrzeć szerzej. W dobie emigracji zarobkowej personelu medycznego rząd – zamiast przyglądać się biernie odpływowi kadr – mógłby wspierać eksport usług medycznych. Niech „oni leczą się u nas”, zamiast praktykowanego obecnie „nasi leczą u nich”. To byłby dobry biznes, dający duże zatrudnienie i przynoszący wysokie dochody, podczas gdy obecne tolerowanie migracji to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ochrona zdrowia w takich krajach, jak Niemcy, Austria czy Szwecja, to wydatki na poziomie 11–12 proc. PKB, z czego znaczna część idzie na usługi personelu medycznego.

Sektor prywatny też mógłby z tego uszczknąć coś dla siebie. Weźmy takie instytucje finansowe, mogłyby one na podstawie prognoz popytu na specjalizacje medyczne tworzyć inwestycyjne fundusze stypendialne. Fundusz taki mógłby udzielać stypendium lekarzom robiącym określone specjalizacje, a w zamian otrzymywać potem przez pewien czas część ich wynagrodzenia. Obecnie sektor finansowy koncentruje się na finansowaniu komponentu kapitałowego, zapominając o tym, że nawet w najlepiej wyposażonym gabinecie ktoś musi pracować.

Dobrym pomysłem jest także finansowanie innowacji w farmaceutyce i technice medycznej. Jedną z istotnych zmiennych uwzględnianych w prognozowaniu popytu na zawody medyczne jest częstość występowania poszczególnych chorób. A stąd już prosta droga do oceny popytu na dany lek i w konsekwencji nakładów, jakie warto ponieść na badania.

Nie zanosi się niestety, by te pomysły weszły w życie, bo (parafrazując bohatera „Lamparta” Lampedusy) w naszym kraju dobrze sprzedają się takie zmiany i takie reformy, po których wszystko zostaje po staremu. Lepiej zająć się liczeniem rentowności programu emerytalnego w stylu „fundusz mieszkań na wynajem”. Ja coś bym na tym zarobił. Gorzej z emerytami: wynajmować tego raczej nie będzie komu, bo za parę lat fala powojennego boomu demograficznego będzie się biła o mniejsze kwatery.