Choć na głównej trasie z Łodzi do Warszawy w pociągach panuje ścisk, to spółka PKP Intercity skierowała część składów na Okęcie. W efekcie wożą one głównie powietrze.
Eksperci ostrzegali, że uruchomienie przez PKP Intercity pociągów z Łodzi na warszawskie Okęcie to dziwaczny pomysł. Wszystko przez to, że jadące z zachodu na lotnisko składy omijają główne stołeczne dworce – Zachodni, Centralny i Wschodni. Obawy sprzed pół roku się potwierdziły. Po około dwóch miesiącach kursowania składów frekwencja jest bardzo niska. Spółka PKP Intercity zasłania się tajemnicą handlową i nie chce przekazać danych o biletach. Dziennikarze DGP sami zatem sprawdzili frekwencję – potwierdza się, że połączenie jest mało popularne.
300 miejsc dla powietrza
W zeszłym tygodniu w trzech różnych kursach na odcinku przed Warszawą zajętych było tylko od kilkunastu do ponad 20 miejsc siedzących spośród 354. Taką pojemność ma elektryczny pociąg Dart, który skierowano na tę trasę. Jak ustaliliśmy, tylko jedna z sześciu par połączeń ma zapełnienie, które można by uznać za zadowalające. To kurs poranny, który dojeżdża do stolicy przed godz. 9, i powrotny, wyruszający z Warszawy po godz. 17. W poniedziałek tym ostatnim jechało ponad 120 osób, zatem pociąg wypełnił się w ponad jednej trzeciej. W ogromnej większości to nie są jednak pasażerowie jadący z lotniska, tylko pracownicy ogromnego zagłębia biurowego na warszawskim Służewcu, którzy dojeżdżają do stolicy z Łodzi, Skierniewic czy Żyrardowa.
– Taka frekwencja w jednym składzie nie uzasadnia uruchomienia kilku połączeń, które w większości wożą powietrze – mówi Bartosz Jakubowski, ekspert ds. transportu z Klubu Jagiellońskiego. Zwraca uwagę, że przy okazji pogorszona została oferta na podstawowej trasie – z Łodzi przez Skierniewice w stronę Warszawy Centralnej. – W tych pociągach panuje ścisk, ludzie nierzadko muszą stać na korytarzach. Często jeździ nimi 300–400 osób – zaznacza. Przypomina, że powinno się polepszyć ofertę na podstawowej trasie z Łodzi do Warszawy, bo wciąż jest ona gorsza niż przed remontem tej linii, który był prowadzony w latach 2006–2016. Przed modernizacją pociągi jeździły regularnie co godzinę, a w godzinach szczytu co pół godziny. Teraz ten rytm jest mocno zaburzony. W rozkładzie są nawet dwugodzinne przerwy. Jeśli ktoś z Warszawy wybiera się na jeden dzień do Łodzi i ucieknie mu pociąg powrotny o godz. 17.23, to następny ma dopiero o godz. 19.15. Za to zaledwie cztery minuty po tym pierwszym pociągu odjeżdża skład w kierunku Lotniska Chopina, którym zainteresowanie jest nikłe.
Nowe pociągi na lotnisko zaburzyły też kursowanie składów aglomeracyjnych, które na Okęcie dojeżdżają od strony centrum Warszawy oraz Legionowa i Sulejówka. Dotychczas kursy odbywały się cztery razy na godzinę, mniej więcej co kwadrans. Teraz w godzinach szczytu pojawiają się nawet blisko 40-minutowe przerwy w kursach. – To z kolei jest utrudnienie dla dojeżdżających do biurowego Służewca czy na lotnisko – dodaje Bartosz Jakubowski.
Pasażerowie się wypowiedzą
Eksperci podkreślają, że połączenie dalekobieżne na Lotnisko Chopina miałoby większy sens, gdyby na Okęcie skierować połączenia ze wschodu Polski – z Lublina, Siedlec, Olsztyna czy nawet z Gdańska. Wtedy nadal przejeżdżałyby przez główne stołeczne dworce, w tym Warszawę Centralną. Właśnie na kursy między Trójmiastem a Lotniskiem Chopina (przez Warszawę Centralną) zgody dostał już prawie dwa lata temu inny przewoźnik – Arriva. Według decyzji Urzędu Transportu Kolejowego kursy mogłyby się rozpocząć 13 grudnia 2020 r. W uzasadnieniu do decyzji urzędnicy napisali, że „nowe połączenie będzie uzupełnieniem istniejącej oferty przewozowej realizowanej w związku z umowami o świadczenie usług publicznych”. W praktyce byłaby szansa na konkurencję dla PKP Intercity, które teraz jako jedyny przewoźnik oferuje całoroczne połączenie między Gdańskiem i stolicą. W efekcie może dyktować ceny. Za bilet na pociąg Pendolino trzeba zapłacić aż 150 zł. Taniej jest w nielicznych składach pośpiesznych (63 zł), ale i tak wielu podróżnych woli podróż tańszymi autobusami. Teraz pojawiają się głosy, że uruchamiając kursy na Lotnisko Chopina, PKP Intercity chciało uniemożliwić dojazd tam spółce Arriva. Na „ślepej” stacji przy lotnisku trudno byłoby zmieścić dodatkowe pociągi. Pierwszeństwo przy przyznawaniu zgody na ostateczne umieszczenie w rozkładzie jazdy mają bowiem połączenie dotowane przez podmioty publiczne. A właśnie takimi są kursy z Łodzi na Okęcie.
Niektórzy kolejarze przypuszczali, że wobec słabego zainteresowania połączenie z Łodzi na Lotnisko Chopina zostanie zlikwidowane wraz z marcową korektą rozkładu. Spółka PKP Intercity informuje jednak, że nie przewiduje likwidacji. – Stale obserwujemy i analizujemy zainteresowanie podróżnych połączeniem z Łodzi do Lotniska Chopina. Ofertę na tej trasie będziemy kształtować wraz z innymi przewoźnikami i zarządcą infrastruktury w taki sposób, aby jak najlepiej odpowiadać na potrzeby pasażerów – informuje DGP biuro prasowe PKP Intercity. Szef spółki Marek Chraniuk powiedział nam, że w marcu będą prowadzone badania marketingowe wśród pasażerów pociągu.
Ślepa stacja – ślepa uliczka
Wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel w rozmowie z DGP dał do zrozumienia, że nie jest zadowolony z frekwencji w pociągach lotniskowych. Przyznał, że o uruchomienie połączenia zabiegał prezes LOT Rafał Milczarski, który liczył, że ułatwi to korzystanie z usług naszego narodowego przewoźnika lotniczego podróżnym z województwa łódzkiego.
W tle trwa też dyskusja na temat linii kolejowych na polskie lotniska. W przypadku Lotniska Chopina pojawiają się głosy, że oddana w 2012 r. łącznica kolejowa została źle zaprojektowana. – To nie powinna być stacja „ślepa”, tylko przelotowa, by przez lotnisko mogły przejeżdżać pociągi z Warszawy w stronę Radomia czy Kielc. Wtedy na lotnisko dojeżdżałoby więcej pasażerów także pociągami aglomeracyjnymi czy regionalnymi – mówi Bartosz Jakubowski.
Taka przelotowa stacja szykowana jest dopiero w Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Według szacunków dzięki wygodnemu dojazdowi pociągiem z różnych zakątków Polski koleją na to lotnisko może dojeżdżać aż 40 proc. podróżnych.