Zlikwidowanie bezdomności jest możliwe – pisze dr Adam Bodnar do minister rodziny Elżbiety Rafalskiej. Aby jednak ten cel osiągnąć, potrzebne są nie tylko słowa polityków, ale i czyny. A na razie – jak wynika z pisma RPO, do którego dotarliśmy – państwowi funkcjonariusze mają problem już na pierwszym etapie: diagnozy.
Bezdomni w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Kolejni ministrowie polityki społecznej zapewniają, że jednym z ich naczelnych celów jest zwalczanie zjawiska bezdomności. Jak jednak wynika z ocen ekspertów zajmujących się tą tematyką od lat, nie da się zlikwidować bezdomności, gdy się nawet nie wie, ile osób realnie pozostaje bez dachu nad głową. Dowód? W wynikach badań liczby osób bezdomnych przeprowadzanych przez Główny Urząd Statystyczny oraz Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej występują istotne różnice. W obu przypadkach jednak – jak twierdzą osoby powołane w skład Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności przy RPO – są to dane istotnie zaniżone.
Zwracano zresztą na to uwagę już w połowie 2014 r. Fachowcy apelowali wówczas: czas na rzetelne statystyki, które ukazują skalę problemu i pozwolą tym samym na walkę z nim.
– Postulat dokonania takiej diagnozy do chwili obecnej nie został jednak zrealizowany. Nie są także prowadzone działania organów publicznych zmierzające do jego realizacji – wskazuje dr Adam Bodnar w piśmie do minister Elżbiety Rafalskiej.
Jednocześnie – aby nie tylko wykazywać braki, lecz także zgłaszać konstruktywne postulaty – przedstawia on wiele rekomendacji, których zastosowanie mogłoby istotnie pomóc bezdomnym.
Po pierwsze, trzeba zrealizować solidne metodologicznie badanie socjaldemograficzne w ramach ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych. Niestety wraz z kolejnymi przeprowadzanymi badaniami metodologia zamiast się zmieniać na lepsze, stawała się coraz gorsza. Urzędnicy muszą też wreszcie oprzeć przeprowadzane badanie o jedną definicję bezdomności, najlepiej inną niż do tej pory. Dotychczasowe badania oparto o definicję osoby bezdomnej zawartej w ustawie o pomocy społecznej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 930 ze zm.).
– Jednak (...) w warunkach badania nie można było jej zastosować – zwraca uwagę dr Bodnar. Część naukowców stosowała się od początku do ściśle przyjętych kryteriów, inni modyfikowali je według potrzeb. W efekcie w jednym badaniu mieszano różne sposoby liczenia bezdomnych. Co z metodologicznego punktu widzenia jest poważnym błędem.
Kolejna istotna kwestia to włączenie do ogółu bezdomnych także tych, którzy przebywają w mieszkaniach przejściowych i chronionych dla osób wychodzących z bezdomności. W świetle intepretacji MRPiPS nie spełniają oni ustawowej definicji bezdomności. W praktyce zaś bez wątpienia są osobami bezdomnymi.
Innymi słowy, resort nie powinien zafałszowywać rzeczywistości poprzez przyjmowanie kryteriów zmierzających do zaniżenia liczby bezdomnych.
– Gdy zamkniemy oczy, wcale rzecz, której nie chcemy widzieć, nie znika. A z takiego założenia chyba wychodzą niektórzy urzędnicy – słyszymy od osoby od kilkunastu lat zajmującej się w jednej z organizacji pozarządowych walką z bezdomnością. Dodaje ona, że problem niewystarczającego zainteresowania kwestią bezdomności jest ponadpartyjny.
– Nieważne, czy partia jest lewicowa, czy prawicowa. Wszystkie składają wiele obietnic, chwalą się wynikami badań, pokazując, jak doskonale radzimy sobie z bezdomnością. A żadna nie robi nic, aby sytuacja naprawdę się poprawiła – mówi przedstawicielka organizacji.