Na trzy pytania związane z unijną procedurą recyklingu odpadów odpowiada Tomasz Styś, ekspert Instytutu Sobieskiego.
Tomasz Styś ekspert Instytutu Sobieskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Jakie zmiany proponuje Komisja Europejska w pakiecie dotyczącym gospodarki o zabiegu zamkniętym?
Chce, żeby do 2030 r. recykling odpadów komunalnych osiągnął poziom 65 proc., odpadów opakowaniowych – 75 proc., zaś na składowiska trafiało nie więcej niż 10 proc. śmieci, z zastrzeżeniem zakazu składowania tych zebranych selektywnie. Cele zostały lekko złagodzone w stosunku do rezolucji Parlamentu Europejskiego z lipca 2015 r., zakładającej poziom 70 proc. dla recyklingu odpadów komunalnych i 80 proc. recyklingu dla odpadów opakowaniowych oraz zakaz wszelkiego składowania odpadów, poza odpadami niebezpiecznymi i nienadającymi się do przetworzenia. Należy zastrzec, że wciąż mówimy o projekcie. Ostatecznie cele mogą ulec zmianie – na ambitniejsze lub bardziej zachowawcze.
Jak pan ocenia te propozycje?
Na pierwszy rzut oka propozycje Komisji nie wydają się szczególnie radykalne. Ostatecznie już w 2020 r. Polska jako kraj członkowski UE powinna poddawać recyklingowi 50 proc. odpadów komunalnych i 56 proc. odpadów opakowaniowych oraz znacząco ograniczać składowanie. To raptem kilkanaście punktów procentowych do osiągnięcia w 10 lat. Problemy tkwić mogą gdzie indziej. Pierwszym z nich jest coś, co nazwałbym niskim poziomem startu. W 2014 r. ok. 10 proc. polskich gmin nie było w stanie osiągnąć niewysokiego ustawowego celu 14 proc. recyklingu wybranych frakcji odpadów komunalnych. Oznacza to, że do 2020 r. poziom powinien wzrosnąć o ok. 300 proc., zaś do 2030 r. – o ok. 500 proc. Pytanie, czy obecna organizacja systemu gospodarowania odpadami daje szanse na jego osiągnięcie. Po drugie, to kwestia zarządzania zmianą organizacyjną systemu gospodarowania odpadami, czyli jednoczesne realizowanie celów już istniejących oraz przygotowywanie rozwiązań instytucjonalnych koniecznych do implementacji celów agendy gospodarki o obiegu zamkniętym.
Trzecim z problemów są relacje Polski z Komisją Europejską i wiarygodność naszego kraju jako partnera. Z moich informacji wynika bowiem, że z powodu zapóźnień z ostatnich lat w implementacji wybranych dyrektyw unijnych trwa obecnie kilka postępowań związanych z uchybieniami strony polskiej, dotyczących realizacji zobowiązań związanych z członkostwem w UE. Ta sytuacja na pewno nie buduje klimatu zaufania potrzebnego do prowadzenia negocjacji i zawierania kompromisów ważnych z punktu widzenia naszej gospodarki.
Kiedy zmiany zaczną obowiązywać i jakie będą ich skutki?
Przedstawiony przez Komisję Europejską pakiet dotyczący gospodarki o obiegu zamkniętym to projekt, który przejdzie jeszcze cały proces legislacyjny właściwy dla Unii Europejskiej. Z przedstawionej przez Komisję agendy wynika, że prace na pakietem toczyć się będą w 2016 r. i zostaną uzupełnione o kilka inicjatyw sektorowych, m.in. o kwestie wykorzystywania odpadów w sektorze energetycznym (w ramach Unii Energetycznej) oraz ocenę dotychczasowych strategii dotyczących bioodpadów czy surowców wtórnych. Zmiana ma więc charakter kompleksowy. Warto zatem, żeby właściwe instytucje państwowe dokonały pogłębionej oceny potencjalnych skutków proponowanych regulacji dla polskiego systemu gospodarowania odpadami, czy nawet szerzej – dla całej polskiej gospodarki. Dotychczas bowiem dużo mówiliśmy o filozofii tego pakietu – czystszym środowisku czy racjonalniejszym wykorzystywaniu zasobów naturalnych. Słusznie, ale projekt ten to także tysiące firm i dziesiątki tysięcy miejsc pracy w Polsce. Komisja szacuje, że do 2035 r. może powstać w Europie nawet ok. 600 tysięcy nowych miejsc pracy w sektorze innowacyjnych rozwiązań biznesowych, recyklingu, rozwoju nowych produktów czy badań. Pytanie, ile w tym czasie ubędzie miejsc pracy w starych technologiach i jakie nakłady będą musiały ponieść kraje członkowskie UE i przedsiębiorcy, aby się dostosować do wymogów pakietu i celów w nim stawianych.