Komitety wyborcze pilnie szukają kobiet, by zgodnie z nowymi wymaganiami umieścić je na listach. W Sejmie są dwa projekty, które w kwestii równouprawnienia idą jeszcze dalej
ikona lupy />
Wybory do rad miasta na prawach powiatu / Dziennik Gazeta Prawna
W tegorocznych wyborach samorządowych po raz pierwszy będzie miał zastosowanie wymóg zachowania parytetu płci, który zadebiutował w wyborach parlamentarnych w 2011 r. Zgodnie z art. 425 par. 3 kodeksu wyborczego (Dz.U. z 2011 r. nr 21, poz. 112 ze zm.) na listach do rad miast na prawach powiatu (w pozostałych gminach będą jednomandatowe okręgi wyborcze), powiatów, sejmików województw i warszawskich dzielnic musi się znaleźć po co najmniej 35 proc. mężczyzn i kobiet. Komitety na ułożenie list mają czas do 7 października.
– Sankcją za niedopełnienie wymogu kwoty płci jest niezarejestrowanie listy – przestrzega prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista.
Opinie samorządowców
– Dziś komitety partyjne czy bezpartyjne na siłę szukają kobiet, bo jest ich w polityce mniej. Na giełdzie nazwisk ciągle się słyszy: potrzebuję jeszcze dwóch kobiet na listę do powiatu czy sejmiku. W ten sposób została wypaczona idea równego dostępu do polityki. Decydującym kryterium nie staje się wiedza, merytoryczne przygotowanie, tylko płeć – uważa Bartłomiej Bartczak, burmistrz Gubina.
Inaczej uważa Matylda Durka-Bojarun, radna powiatu legionowskiego. Jej zdaniem parytety na listach wyborczych odzwierciedlają zmiany, które zaszły w społeczeństwie.
– Mężczyźni często do polityki podchodzą ambicjonalnie, a kobiety bardziej skupiają się na rozwiązywaniu codziennych problemów. Z tego powodu oraz ze względu na stereotypy związane z polityką trudno namówić je do udziału w wyborach. Dzięki parytetom teraz mężczyźni muszą się postarać i chociaż 35 proc. kobiet zachęcić do zaangażowania się w politykę – podkreśla.
Dodaje, że paradoksalnie wprowadzenie kwot w kodeksie wyborczym jest w interesie mężczyzn. – Jestem przekonana, że niedługo to oni będą mieli problem z dostaniem się na listy wyborcze – uważa.
– Parytety to słuszne rozwiązanie. Moim zdaniem ustalenie 35-proc. progu nie zaszkodzi polityce regionalnej. Taki wymóg został z powodzeniem wprowadzony w innych krajach europejskich – twierdzi Krzysztof Dąbrowski, przewodniczący rady gminy Gielniów.
Zwraca jednak uwagę na problem ze znalezieniem odpowiedniej liczby chętnych kobiet. – W konsekwencji może to doprowadzić do tego, że na listach znajdą się osoby z przypadku – zaznacza.
Wprowadzenie w 2011 r. do kodeksu wyborczego parytetów, a właściwie – jak wyjaśnia prof. Marek Chmaj – kwot obowiązkowych proporcji pomiędzy kobietami i mężczyznami, od początku budziło wątpliwości, m.in. konstytucyjne.
– Ścisłe rozumienie pojęcia „parytet” oznacza podział miejsc 50 na 50. Powszechnie jest ono jednak także stosowane na określenie innych proporcji reprezentacji kobiet i mężczyzn na listach wyborczych czy w organach kolegialnych (np. 80 do 20 czy 70 do 30) – tłumaczy konstytucjonalista.
Podnoszono, że kwoty płci na listach wyborczych mogą być sprzeczne z konstytucyjnymi zasadami: równości wobec prawa (art. 32 ust. 1 konstytucji), równouprawnienia kobiet i mężczyzn (art. 33) oraz pluralizmu politycznego (art. 11). – W obecnym kształcie kodeksu wyborczego nie ma jednak argumentów przemawiających przeciw zgodności przyjętych rozwiązań z Konstytucją RP – uważa prof. Marek Chmaj.
Pół na pół
W Sejmie są jeszcze dwa poselskie projekty nowelizacji kodeksu wyborczego, które idą znacznie dalej. Jeden z nich proponuje wprowadzenie klasycznego parytetu, czyli 50 proc. kobiet i 50 proc. mężczyzn na listach. Drugi przewiduje zasadę suwaka na listach wyborczych, tzn. naprzemiennego umieszczania na kolejnych pozycjach kobiet i mężczyzn. W czerwcu po II czytaniu w Sejmie projekty zostały skierowane do komisji. Nikłe są więc szanse na ich wejście w życie przed wyborami samorządowymi. Poza tym tu także są poważne wątpliwości co do ich konstytucyjności.
– Odgórne ograniczenie liczby kobiet i mężczyzn na listach wyborczych będzie stanowić pogwałcenie praw każdej płci. Nowelizacje nie tylko nie doprowadzą do rzeczywistego zrównania szans w życiu polityczno-społecznym, ale będą wręcz stanowić podstawę do ich dyskryminacji. O ile system kwotowy można uznaćza zgodny z konstytucją, gdyż w znikomym stopniu zawęża ramy gry wyborczej, o tyle parytety i zasada suwaka wprowadzają nadmierne ograniczenia – ocenia prof. Chmaj.
Parytety w Polsce i na świecie GazetaPrawna.pl
Więcej w tygodniku Samorząd i Administracja dostępnym tylko dla prenumeratorów