Dostałem od Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego propozycję nie do odrzucenia: albo przyznam się do przekroczenia prędkości i dostanę 300 zł mandatu i 6 punktów karnych, albo... nie przyznam się i dostanę 250 zł mandatu i zero punktów karnych.
GITD zaznaczył jednak, że ta „oferta” ważna jest tylko przez 7 dni. No więc, którą opcję wybralibyście na moim miejscu? Uczciwsza część mnie podpowiada: „zdecyduj się na bramkę nr 1”. Ale w tym wypadku uczciwość nie idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem, więc chyba jednak zdecyduję się na bramkę nr 2.
Usprawiedliwiam się tym, że fotoradar zrobił mi zdjęcie dokładnie o 3:48 nad ranem w miejscu, gdzie droga ma po trzy pasy ruchu w każdą stronę. Zatem „niebezpieczeństwo”, jakie stworzyłem, jadąc 129 km/h zamiast obowiązujących 90 km/h było zerowe. Jedyne o tej godzinie i w tym miejscu stwarza sam fotoradar – w momencie robienia zdjęcia tak błysnął mi po oczach, że wzrok odzyskałem dopiero po godzinie.
To doświadczenie sprawiło, że z tego miejsca, publicznie chciałbym zapytać ministra transportu Sławomira Nowaka: to w końcu o kasę chodzi czy o bezpieczeństwo? Bo Pan wielokrotnie publicznie zapewniał, że fotoradary są po to, abyśmy na drogach czuli się bezpieczniej, oraz deklarował Pan, że nie będzie pobłażania dla tych, którzy łamią przepisy. Czym zatem jest „oferta” 250 zł, jeżeli nie pobłażaniem?
Czy gdy Pana syn Julian pewnego dnia wybije zęby koledze, to da mu Pan szlaban na bajki czy może zabierze go pan na lody? Tak właśnie działa zasada „250 zł” – jest nagrodą dla tych, którzy mają dobre, drogie, szybkie samochody. I jednocześnie to oni pomogą Panu poprawić statystyki. Ale tylko te finansowe, a nie związane z bezpieczeństwem na drogach. Ale jeżeli na tym Panu głównie zależy, to mam jeszcze lepszą propozycję, którą powinien Pan rozważyć – do każdego mandatu powinien Pan gratis dorzucać jakiś fajny zegarek.