Senat chce tak zmienić przepisy, aby utrudnić odwoływanie nieudolnych wójtów i burmistrzów.
Ile razy dochodziło do przedterminowych wyborów w samorządach / DGP
Nowelizacja ma pozwolić spokojnie pracować niekompetentnym włodarzom. – Wcale się o to nie prosiliśmy – odpowiadają samorządowcy.
Senatorowie próbują wprowadzić kontrowersyjne przepisy do ustawy o referendach lokalnych. Z jednej strony nowelizacja ma pozwolić mieszkańcom wyrażać swoje zdanie w większej liczbie spraw niż obecnie. Ale z drugiej – utrudni lub uniemożliwi odwołanie wójta lub burmistrza w drodze referendum.
Senatorowie proponują, by referendum w sprawie odwołania organu gminy niebędącej miastem na prawach powiatu przeprowadzać na wniosek co najmniej 15 proc. uprawnionych do głosowania. Obecnie ten próg wynosi 10 proc.
Jak tłumaczyła na posiedzeniu komisji samorządu terytorialnego i polityki regionalnej senator Helena Hatka, obecnie obowiązujące progi powodują, że często w referendach o odwołanie wójta lub burmistrza bierze udział mniej mieszkańców niż zebrano podpisów pod wnioskiem o jego przeprowadzenie.
Eksperci krytykują takie podejście. – Wyższy próg do rozpisania referendum o odwołanie wójta lub burmistrza wprowadza się tylnymi drzwiami przy okazji wyroku trybunału. To nic innego jak wypełnianie woli niektórych samorządowców, którzy dostrzegli szansę na to, by się umocnić – mówi dr Grzegorz Makowski z Instytutu Spraw Publicznych.
W zeszłym tygodniu rząd pozytywnie zaopiniował projekt, mimo że jego zdaniem niektóre propozycje wymagają doprecyzowania w trakcie dalszych prac parlamentarnych. Wskazał m.in. na próg 15 proc.

Referendum lokalne oceni wójta
Zgodnie z ustawą o referendum lokalnym z wnioskiem o referendum w sprawie odwołania wójta, burmistrza lub prezydenta może wystąpić rada gminy lub miasta albo mieszkańcy. Z kolei referendum w sprawie odwołania rady miasta lub gminy może być przeprowadzone tylko na wniosek mieszkańców.
W obu przypadkach wniosek musi poprzeć 10 proc. uprawnionych do głosowania w gminie lub powiecie bądź 5 proc. w województwie. Aby referendum było ważne, musi zagłosować co najmniej 60 proc. liczby osób biorących udział w wyborze rady lub wójta (burmistrza, prezydenta).
Jeśli decyzja o odwołaniu organu gminy ma być wiążąca, ponad połowa głosujących musi być za odwołaniem wójta i burmistrza.


Wcale jednak nie jest przesądzone, czy zniknie on z nowelizacji. Wśród posłów zorientowanych w tematyce samorządowej opinie są podzielone.
Posłanka Magdalena Kochan (PO) z sejmowej podkomisji ds. ustroju samorządu terytorialnego, w której toczą się prace nad projektem, jest zdania, że senatorom przyświecały dobre intencje. – Referendum jest kosztowne, a potem okazuje się, że zdobycie wiążącej dla radnych liczby głosów jest problemem.
Podwyższenie progu w celu zorganizowania referendum jest po to, by informacja o tym, w jakim celu ma być rozpisane, była powszechniejsza – domyśla się Kochan. Choć też ma pewne wątpliwości, dlaczego projekt odnosi się tylko do niektórych gmin. – Bo dlaczego inaczej traktować referenda w gminach i w miastach na prawach powiatu – dodaje.
A Piotr Zgorzelski (PSL), przewodniczący komisji samorządu terytorialnego, kwituje: – Referendum nie jest rozwinięte w Polsce tak jak np. w Szwajcarii. Dlatego lepiej zostawić 10-proc. próg, by nie zniechęcać ludzi do korzystania z tego instrumentu.
Do dr. Grzegorza Makowskiego argument w postaci kosztów, jaki niosą ze sobą referenda, nie przemawia. – Nie ma wiarygodnych wyliczeń na ten temat. W dodatku mówimy o małych gminach. W Słowenii nawet kilka ustaw rocznie jest poddawanych referendom krajowym – mówi ekspert.
Jak senacki projekt oceniają samorządowcy? – Dla nas to trochę niedźwiedzia przysługa. Próg 10 proc. wydaje się wystarczający – mówi sekretarz Związku Gmin Wiejskich RP Edward Trojanowski. Zresztą z danych PKW nie wynika, by Polacy nadużywali narzędzi do odwoływania lokalnych władz.

Referendum kosztuje, a bierze w nim udział bardzo mało osób

W kadencji 2006 – 2010 do przedterminowych wyborów w samorządach dochodziło 92 razy – w większości z innych powodów niż referenda, np. wskutek rezygnacji, niezłożenia w terminie oświadczenia majątkowego czy śmierci.
Możliwe, że krytyczne opinie samorządowców spowodują wycofanie spornych przepisów, które dołączono do innych, niebudzących zastrzeżeń. Bo celem projektu jest poszerzenie wachlarza spraw, które mogłyby podlegać referendom – m.in. o te, które wykraczają poza kompetencje samorządów. Tak jest chociażby w przypadku zmiany statusu gminy z wiejskiej na miejską.
Przykładowo mieszkańcy gminy Stępnica (woj. zachodniopomorskie) domagali się przeprowadzenia referendum konsultacyjnego w tego typu sprawie, ale rada gminy odmówiła głosowania nad wnioskiem, gdyż żaden z organów gminy nie ma decydującego głosu w sprawie zmiany statusu gminy (samorząd składa wniosek, ale ostateczną decyzję podejmuje premier).
Takich sytuacji ma już nie być. Projekt senatorów ma na celu dostosowanie przepisów do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że mieszkańcy mają prawo wyrażać swoją wolę w drodze referendum we wszystkich zasadniczych sprawach, które ich dotyczą.
I to niezależnie od tego, czy są one zadaniami organów lokalnych, czy nie. Stąd propozycja organizowania lokalnych referendów „w innych istotnych sprawach, dotyczących społecznych, gospodarczych lub kulturowych więzi łączących tę wspólnotę”.