Samorządowcy będą mieli problem z zapewnieniem większej liczby członków komisji wyborczych. Zachętą mogą być jedynie wyższe diety.
Diety przy wyborach samorządowych / Dziennik Gazeta Prawna
Podczas najbliższych wyborów samorządowych, które odbędą się najprawdopodobniej 18 listopada 2018 r., trzeba będzie pozyskać dwukrotnie więcej członków do komisji. Tak zakłada projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych (odbyło się już jego pierwsze czytanie w Sejmie). Jedna ze zmian zaproponowanych przez posłów PiS zakłada, że w ramach każdego obwodu będą utworzone dwie oddzielne komisje. Pierwsza ma się skupić na przeprowadzeniu głosowania, druga na wynikach wyborów.
Samorządy już teraz wskazują, że przy rekordowo niskim bezrobociu oraz ze względu na niewysokie diety trudno będzie znaleźć osoby, które chciałyby zostać członkami komisji. Wskazują, że już przy poprzednich wyborach samorządowych wielu włodarzy skarżyło się na ogromne problemy z wypełnieniem ustawowego wymogu. Wówczas komisje liczyły po pięć, siedem lub dziewięć osób. Po zmianach wszystkie mają liczyć dziewięciu członków, co oznacza dodatkowe wydatki na diety.
Będą wypoczęci
Łącznie – w wyniku zmian – trzeba będzie znaleźć nawet pół miliona chętnych do pracy przy wyborach. Główną przyczyną jest wspomniana konieczność powoływania dwóch komisji.
– Zależy nam na tym, aby jedna skupiła się nad przebiegiem wyborów i wydawaniem kart do głosowania. Członkowie tej drugiej mają przyjść wypoczęci w celu przeliczenia głosów – tłumaczy Łukasz Schreiber, poseł sprawozdawca z PiS. Podkreśla, że takie rozwiązanie wyeliminuje przypadki pomyłek, które często wynikają z przemęczenia członków komisji.
To atut tej propozycji, ale ma on swoją cenę – wzrosną wydatki na przeprowadzenie wyborów. O nich projekt ustawy milczy.
Jedyna informacja na temat kosztów dotyczy tych wynikających z wyposażenia lokali wyborczych w kamery (na ten cel z budżetu centralnego ma być przeznaczone 190 mln zł). O wydatkach związanych ze wzrostem liczby osób obsługujących wybory nie chcą też mówić posłowie PiS, którzy skierowali ten projekt do Sejmu.
– Sam pomysł wyodrębnienia dwóch komisji jest bardzo ciekawy. Odciąża ich członków i zapewnia lepszą kontrolę prawidłowości wyborów – mówi prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, konstytucjonalista i ekspert ds. administracji publicznej.
Podkreśla, że podobne rozwiązanie funkcjonuje w innych krajach. Ale wymaga większych nakładów.
– Z pewnością w celu uniknięcia ewentualnego paraliżu trzeba zastanowić się nad podwyższeniem diet. W przeciwnym razie może pojawić się problem ze znalezieniem odpowiedniej liczby chętnych do pracy w komisji – przekonuje prof. Szmulik.
Przestrzegają przed tym też sami samorządowcy.
– Skoro przy poprzednich wyborach mieliśmy problem z pozyskaniem odpowiedniej liczby członków, to tym bardziej będzie to trudne, gdy ich liczba ma się podwoić – mówi Marcin Zawiła, prezydent Jeleniej Góry. Jego zdaniem przy bezrobociu poniżej 7 proc. i diecie wynoszącej zaledwie od 200 zł do 300 zł nie można spodziewać się znaczącego zainteresowania uczestnictwem w pracach komisji.
– Dodatkowo do obsługi wyborów powinny być przyjmowane osoby z odpowiednią wiedzą dotyczącą przebiegu głosowania i procedur z niego wynikających, a nie ludzie z przypadku – dodaje prezydent Jeleniej Góry.
Projekt umożliwia zgłaszanie kandydatów na członków terytorialnych i obwodowych komisji komitetom wyborczym utworzonym przez partie polityczne bądź ich koalicje (z których list w ostatnich wyborach wybrano radnych do sejmiku województwa; pozostałe komitety będą mogły zgłosić po jednej osobie).
– Tego typu zmiany są podyktowane potrzebą wzmocnienia czynnika społecznego w kontroli procedur wyborczych – zapewnia Łukasz Schreiber.
Urzędnicy nie od wójta
Co istotne, od organizowania wyborów odsunięci zostaną lokalni włodarze. Zajmą się tym dotychczasowi urzędnicy, ale będą je organizować w innym samorządzie, do którego na czas wyborów zostaną oddelegowani. Przy czym nie będą podlegać bezpośrednio wójtowi, lecz komisarzowi wyborczemu.
– Organizacja wyborów może potrwać nawet kilka miesięcy. Wspomniani urzędnicy będą zobowiązani do wyłonienia członków komisji. Ustawodawca musi więc wziąć pod uwagę również koszty związane z delegacją pracowników samorządowych do innej gminy i zwolnieniem ich z dotychczasowych obowiązków – mówi dr Andrzej Pogłódek z Wydziału Prawa i Administracji UKSW w Warszawie.
Podkreśla, że podobne rozwiązanie funkcjonuje w Ameryce Łacińskiej. Urzędnik jest tam na stałe wyodrębniony ze struktur urzędu i jest niezależny od lokalnego włodarza.
– Podlega komisarzowi wyborczemu, a poza wyborami pełni zadania kierownika urzędu stanu cywilnego. Niewykluczone, że w przyszłości w Polsce również zostanie wyodrębniony niezależny korpus urzędniczy obejmujący kierownika urzędu stanu cywilnego, który jednocześnie zajmuje się wyborami – dodaje.
Jednocześnie w komisji nie będzie już zasiadał pracownik samorządowy, który najczęściej reprezentował obecnego wójta.
Ma to zapobiegać ewentualnym próbom narzucania przez niego swojej woli przy podejmowaniu określonych decyzji wobec pozostałych członków komisji.
W wyniku zmian trzeba będzie znaleźć pół miliona chętnych do pracy przy wyborach.