Ministerstwo Środowiska pozostaje bierne w sprawie chorych kasztanowców. Uważa, że odpowiedzialność za stan drzew zaatakowanych przez szrotówka ponoszą samorządy.



– Z wielkim niepokojem obserwuję rozwijającą się w szybkim tempie chorobę wśród kasztanowców. W krótkim czasie po przekwitnieniu pojawia się choroba powodująca brązowienie a następnie zasychanie liści. Te piękne drzewa, które zdobiły krajobraz, szczególnie w parkach, chorują masowo. Przy tej skali porażenia drzew potrzebne jest szybkie i kompleksowe działanie – wskazała w liście do resortu Zofia Czernow, poseł PO. Zapytała ministra środowiska, jakie działania zamierza podjąć, aby rozwiązać ten problem.
Resort odpowiedział, że zna sprawę.
– Już od 2001 r. prowadzono szereg badań, które zajmowały się tym zagadnieniem. Nie opracowano jednak w pełni skutecznych metod ograniczających populację tego szkodnika. Wdrożenie efektywnych sposobów przeciwdziałania szkodom powodowanym przez szrotówka utrudnia fakt, że zainfekowane drzewa są w większości na terenach zurbanizowanych, co wyklucza zastosowanie radykalnych, ale jednocześnie bardzo skutecznych metod chemicznych – zauważył Andrzej Szweda-Lewandowski, wiceminister środowiska
Dodał, że dość skuteczną, a jednocześnie prostą metodą walki ze szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem jest grabienie i niszczenie liści.
– Niestety, metoda ta nie gwarantuje stuprocentowej skuteczności, ponieważ część osobników może schronić się w okolicznych żywopłotach oraz zaroślach – uzupełnił.
Zaznaczył jednak, że kasztanowiec nie jest objęty ochroną gatunkową, a sprawy dotyczące terenów zieleni i zadrzewień należą do zadań własnych gminy. Zatem to one muszą uporać się z problemem.