Kolejne poważne starcie między ekipą rządzącą a samorządowcami. Tym razem chodzi o zakres nadzoru i kontroli nad samorządami, czyli o nowelizację ustawy o regionalnych izbach obrachunkowych.
Gdy sejmowa komisja w ubiegłym tygodniu zaproponowała poprawki umożliwiające RIO działanie niczym Najwyższej Izbie Kontroli, czyli badanie budżetów gmin nie tylko na podstawie kryterium legalności, lecz także gospodarności i rzetelności – w miastach i gminach zawrzało. Włodarze wytknęli rządowi, że nowe przepisy są niekonstytucyjne a na dodatek niezgodne z Europejską kartą samorządu lokalnego. Szarża przyniosła efekt, ale tylko częściowy. Najbardziej niebezpieczne dla samodzielności miast i gmin kryterium gospodarności zostało – podczas głosowania w Sejmie – usunięte z istotnej części ustawy. Choć niektóre jednostki, np. Warszawa czy Gliwice, nadal uważają, że jego stosowanie – niejako tylnymi drzwiami – będzie możliwe. Ponadto wiele innych zmian, także wątpliwych dla idei samorządności, pozostało w ustawie, która została przyjęta przez Sejm 8 czerwca. Ta, która najbardziej teraz martwi przedstawicieli miast, gmin i powiatów, to powoływanie szefów RIO nie przez kolegialny wybór, a bezpośrednio przez prezesa Rady Ministrów. Szef rządu będzie miał też znaczący wpływ na powołanie członków kolegium.
Jest też wiele innych regulacji, które budzą niepokój. Chociażby jednoznacznie już wynikające z przyjętych przepisów rozszerzenie działań RIO na spółki komunalne czy nakładanie grzywien z powodu błędnych, zdaniem RIO, działań (bądź zaniechań), takich jak np. niezgodne z prawdą informowanie o wykonaniu wniosków pokontrolnych.
Wprawdzie ustawa została już uchwalona, ale nie można mówić o ostatecznej jej wersji. Nad zmianami zastanawiać się będzie bowiem Senat. Trudno sobie jednak wyobrazić, że regulacje zastaną zmienione z korzyścią dla samorządów, skoro i w tej izbie zdecydowaną przewagę ma partia rządząca.