Oto wymogi, jakie już wkrótce zostaną postawione pragnącym prowadzić uprawy GMO oraz opinie ekspertów.

Nowelizacja ustawy o mikroorganizmach i organizmach genetycznie zmodyfikowanych budzi wiele emocji. Głównym zastrzeżeniem wysuwanym przez klub poselski Kukiz’15 i stronę społeczną jest potencjalna nieszczelność wprowadzonych regulacji w praktyce.
Przyjęty zakres wymagań, jakie stawiane są przed podmiotami chcącymi prowadzić uprawy genetycznie modyfikowane, wydaje się być jednak bardzo szeroki i wszechstronny, a zatem wystarczający w kontekście zabezpieczenia upraw tradycyjnych i przyrody dzikiej przed niezamierzonym wpływem ze strony GMO, a także ochrona konsumentów przed niekontrolowanym napływem produktów poddanych genetycznej obróbce. Zwłaszcza wyraźny jest tutaj warunek geograficzny. W odniesieniu do naturalnych zasięgów lotu owadów zapylających (wynosi on od kilkudziesięciu metrów do trzech kilometrów) wymóg zachowania 30 km odległości wydaje się wystarczający. Surowe kary, przewidujące pozbawienie wolności od 3 miesięcy do nawet 12 lat w zależności od wagi naruszenia, potwierdzają tezę o skuteczności obostrzeń. Jednak jak zawsze, w kwestii szczelności uregulowań ustawowych kluczową rolę odgrywać będzie prawidłowe procedowanie po stronie organów administracji i skuteczne realizowanie procedur.
Można zrozumieć zastrzeżenia przeciwników GMO odnoszące się do tego, że automatycznie na terenie Polski dopuszczalne do wprowadzenia do obrotu będą produkty GMO spełniające wymogi wynikające z rozporządzenia (WE) nr 1829/2003 Parlamentu Europejskiego i Rady z 22 września 2003 r. oraz dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2001/18/WE z 12 marca 2001 r. Jest to jednak warunek wynikający z podstawowej dla każdego państwa członkowskiego UE konieczności ujednolicenia prawa wewnętrznego ze wspólnotowym.
Jednakże w tym kontekście konieczne jest zwrócenie uwagi na wykorzystaną w ustawie furtkę do całkowitego wyłączenia dopuszczenia danego produktu lub uprawy GMO z terytorium Polski. Przewiduje ją i wprowadza dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2015/412 z 11 marca 2015 r. w sprawie zmiany powoływanej wcześniej dyrektywy 2001/18/WE. Na mocy tej regulacji w Polsce może zostać ograniczony lub zakazany obrót produktami lub uprawa organizmów zmodyfikowanych genetycznie w wyniku oddzielnie uregulowanej inicjatywy, podjętej na poziomie właściwego ministra i Rady Ministrów. Z tej drogi skorzystano już wobec zatwierdzonej na terenie UE genetycznie modyfikowanej kukurydzy MON810 oraz jej innych odmian - kukurydza 1507x59122, Bt11xMIR604xGA21, MIR604, 59122, Bt11, 1507 oraz GA 21 – których zatwierdzenie jest w toku. Przyjęte brzmienie ustawy wprowadza tę procedurę wprost do polskiego prawodawstwa, co stanowi dodatkowy element zabezpieczający przed niechcianymi gatunkami GMO w naszym kraju.
Marek Sawicki poseł PSL, były minister rolnictwa i rozwoju wsi / Dziennik Gazeta Prawna
Mam wątpliwości, czy Ministerstwo Rolnictwa na pewno będzie miało realny nadzór nad tym, czy ktoś uprawia rośliny GMO. Analogicznie – jak w przypadku elektrowni wiatrowych – wprowadzono przepisy o konieczności zachowania absurdalnie wielkich odległości, mówiąc że to w pełni zabezpieczy nas przed rozprzestrzenianiem się żywności GMO. Moim zdaniem tak nie będzie. Bo na pewno znajdą się obszary, szczególnie w wielkich gospodarstwach, gdzie będą zachowane wymagane przez prawo odległości. Albo po prostu nikt nie będzie ich przestrzegał. Bo możliwość dobrego zarobku będzie bardziej atrakcyjna niż ewentualna, nawet kilkutysięczna kara. Ponadto, o ile nietrudno sprawdzić w laboratorium, czy dana roślina jest genetycznie modyfkowana, o tyle niemożliwe do sprawdzenia jest to, czy zwierzęta były takimi roślinami karmione. A zatem uprawy GMO na dużych plantacjach mogą być sprytnie wykorzystywane jako pasza dla zwierząt.