Wstrzymane inwestycje środowiskowe i dziury w budżetach – w takiej rzeczywistości mogą się obudzić najmniejsze samorządy górnicze. I to już w przyszłym roku.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Czarny scenariusz ziści się, jeżeli Ministerstwo Środowiska nie zrezygnuje ze zmian proponowanych w ustawie o Polskiej Służbie Geologicznej i nowelizacji ustawy – Prawo geologiczne i górnicze – alarmują samorządowcy.
Resort planuje bowiem ograniczyć dochody gmin z opłaty eksploatacyjnej do 500 zł rocznie na jednego mieszkańca. Dla budżetów najmniej zaludnionych gmin górniczych będzie to dotkliwy cios. Ich wpływy z opłaty eksploatacyjnej sięgały w poprzednich latach nawet 2,5 tys. zł na mieszkańca. Jeżeli przepisy wejdą w życie, 2 tys. zł z tej sumy trafi do kasy Polskiej Służby Geologicznej.
Przedstawiciele gmin obawiają się, że tak drastyczne uszczuplenie lokalnych budżetów postawi pod znakiem zapytania przyszłość wielu już zaplanowanych inwestycji.
Najmniejsi stracą najwięcej
Samorządowcy są oburzeni pomysłem resortu. – To tak jakby ktoś arbitralnie ustalił granicę 1 tys. zł dochodów i bez pytania zabierał każdą zarobioną złotówkę powyżej tej kwoty – komentuje Paweł Mocek, dyrektor Biura Stowarzyszenia Gmin Górniczych. Wtórują mu inni samorządowcy. – Proponowane zmiany całkowicie zdestabilizują nasz budżet – twierdzi Tomasz Stolarczyk, wójt gminy Rząśnia. Szacuje, że limit 500 zł na mieszkańca zmniejszy wpływy z tytułu opłaty eksploatacyjnej o prawie 80 proc.
W jeszcze gorszej sytuacji znalazłaby się gmina Kleszczów (niecałe 6 tys. mieszkańców). 66 proc. jej terenów jest wykorzystywanych na potrzeby górnictwa. Jak wskazuje wójt Sławomir Chojnowski, dochody z tytułu opłaty eksploatacyjnej wyniosły w ostatnich trzech latach średnio 33,5 mln zł. Przy zastosowaniu proponowanego limitu kwota ta spadłaby do zaledwie 2,9 mln zł.
Ucierpi środowisko
Samorządowcy ostrzegają: „Tak drastyczne obcięcie wpływów spowoduje, że nie będziemy mieli pieniędzy m.in. na inwestycje ograniczające negatywny wpływ kopalni na środowisko. A to zdarza się często. W dodatku zakłady górnicze nie kwapią się do płacenia za szkody z własnej kieszeni.
– Nie ponoszą zbyt dotkliwych konsekwencji za straty powstałe na skutek ich działalności – twierdzi dr hab. Zbigniew Karaczun, prof. SGGW i ekspert Koalicji Klimatycznej. Za przykład podaje osuszanie terenów z powodu lejów depresyjnych, które są nieodłącznym elementem wyrobisk górniczych.
– Rozmawiałem z rolnikiem, któremu na skutek przerwania połączenia hydrologicznego w ciągu dwóch dni wyschły wszystkie stawy. Kopalnia zaproponowała mu kilka tysięcy złotych odszkodowania za zdechłe ryby. Nie wzięła jednak pod uwagę, że ich dalsza produkcja będzie już na tych terenach niemożliwa – mówi ekspert.
Część takich strat ludziom rekompensowały gminy – ze środków pochodzących z opłaty eksploatacyjnej. – Za te pieniądze mogły np. doprowadzić wodociąg do osuszonych terenów. Jak ich zabraknie, to nie będą już mogły tego robić – przekonuje prof. Karaczun.
Krytyczny wobec pomysłów resortu jest również NFOŚiGW. Bo on też straci na zmianach. W obecnym stanie prawnym całość opłaty eksploatacyjnej jest dzielona na dwie części: 60 proc. stanowi dochód własny gminy, a 40 proc. wpływa do funduszu. Ministerstwo planuje jednak wprowadzić nowy podział. NFOŚiGW miałby otrzymywać zaledwie 5 proc. z nadwyżki powyżej 500 zł na jednego mieszkańca gminy.
Fundusz ostrzega, że przy tak drastycznym obcięciu finansowania zabraknie środków, by realizować powierzone mu zadania publiczne, m.in. dotyczące geologii i górnictwa. Należą do nich m.in. przeciwdziałanie i likwidowanie osuwisk ziemi i ich skutków dla środowiska.
Przestrzega też, że niedostateczne finansowanie może skończyć się wycofaniem z Komisji Europejskiej notyfikacji pomocy publicznej dla Spółki Restrukturyzacji Kopalń, która odpowiada m.in. za rekultywację zdegradowanych terenów.
Niepewne budżety
Resort uspokaja, że straty gmin nie będą tak dotkliwe, jak przedstawiają to samorządowcy. Według jego szacunków wyniosą jedynie 72 mln zł rocznie.
Problem w tym, że ministerstwo wyliczyło tę kwotę, biorąc pod uwagę dochody jedynie dziewięciu gmin górniczych. W uzasadnieniu do projektu czytamy, że tylko w tylu z nich dochody z opłaty przekroczyły w ubiegłym roku 500 zł na jednego mieszkańca.
Samorządowcy zwracają jednak uwagę, że kwota 500 zł została ustalona całkowicie arbitralnie i nie jest jakkolwiek uzasadniona w projekcie. W nieoficjalnych rozmowach samorządowcy dzielą się obawami, że resort może jeszcze ją obniżyć i zrobi to – jeżeli już – dopiero na ostatnim etapie prac nad ustawą, nie pytając ich wcale o zdanie.
Podkreślają też, że resort prognozuje straty dla samorządów, opierając się na dochodach z ubiegłego roku, które mogą być nieadekwatne do obecnych wpływów wielu innych gmin, nieuwzględnionych w konsultacjach.
Ministerstwo twierdzi natomiast, że zmiany w finansowaniu są niezbędne nie tylko po to, by utrzymać Polską Służbę Geologiczną, ale również by „pobudzić nowe obszary gospodarcze oparte na eksploatacji złóż kopalin”. W uzasadnieniu projektu czytamy, że „pozyskane środki zostaną przekierowane na inwestycje w innych gminach, o dużym potencjale geologicznym, które nie dysponowały dotychczas stosownym zapleczem finansowym na uruchomienie tego typu przedsięwzięć”.
Eksperci ze Związku Powiatów Polskich zwracają jednak uwagę, że projekt w żadnym miejscu nie gwarantuje, że tak się naprawdę stanie. – Nie przewidziano bowiem żadnych instrumentów redystrybucji środków do innych samorządów – twierdzą.
Samorządowcy żyją również w wielkiej niepewności, bo resort wciąż nie ustosunkował się do ich uwag, chociaż ostatnie z nich przesłali już w połowie października. Gminy nie wiedzą, jakie będą dalsze losy nowelizacji i czy plany ministerstwa wejdą w życie według pierwotnych założeń. To zaś utrudnia im zaplanowanie budżetów na przyszły rok.
Jak dowiedział się DGP, prace nad ustawą wciąż trwają, a ministerstwo – już prawie drugi miesiąc – opracowuje i analizuje przesłane uwagi do projektu.
Etap legislacyjny
Projekt ustawy o Polskiej Służbie Geologicznej – po konsultacjach i uzgodnieniach