Chcieliśmy najlepiej, a wyszło jak zawsze. Kultowe słowa byłego premiera Rosji Wiktora Czernomyrdina pasują jak ulał do wszystkich ustaw przyjmowanych przez polski rząd, które mają bardziej zaangażować urzędników. Tym razem „wyszło jak zawsze” z ustawą o petycjach.
Najpierw wielkie zadowolenie polityków z samych siebie, w międzyczasie głosy kancelistów, że wreszcie będą mogli służyć obywatelom (wcześniej brakowało właściwych przepisów), a na końcu wielkie rozczarowanie. Gdzieś z boku podczas prac nad ustawą o petycjach rozbrzmiewał głos społeczników, którzy mówili, że nowe regulacje się nie przyjmą, póki za niestosowanie się do nich urzędników nie spotka żadna kara. Mówiąc wprost: bez bata nad głową pracownik urzędu w ustawę nie patrzy. Głos ten zlekceważono.
W zeszłym tygodniu na łamach Gazety Prawnej przeanalizowaliśmy, jak przyjął się przepis ustawy, którego funkcjonowanie najłatwiej zweryfikować. Chodzi o obowiązek zamieszczania przez urzędy obywatelskich petycji na swoich stronach internetowych oraz publiczne informowanie, jak potoczyły się losy danej sprawy. Nasza analiza wykazała, że w wielu mniejszych urzędach nikt nie wie, o co w ogóle chodzi z petycjami, a niektóre większe jednostki obowiązek po prostu lekceważą.
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego czy Ministerstwo Edukacji Narodowej są na niechlubnej liście tych, u których przepisy obowiązujące raptem od 6 września 2015 r. się nie przyjęły.
No to może powinna zareagować Najwyższa Izba Kontroli i skontrolować opornych? Może i powinna. Ale najpierw niech sama upora się z nowymi wymogami, bo w chwili obecnej ich też nie wypełnia.
Udostępnianie petycji obywatelskich w internecie nie jest wcale kluczowe w dobrze funkcjonującym państwie demokratycznym. Ale fakt, że taki obowiązek jest, a urzędy się do niego nie stosują, świadczy o tym państwie wyjątkowo źle. Widzimy bowiem, że sankcja za niewykonanie swojego zadania musi być nieodłącznym elementem każdej regulacji. Nie można uznawać, że skoro jest przepis, to urzędnik się do niego zastosuje. Wielu się zastosuje (ale im ewentualne konsekwencje niegroźne), ale znajdą się tacy, którzy zobaczą, że nic im nie grozi i wrócą do przeglądania stron ze śmiesznymi obrazkami w internecie.
W całej tej historii jest jednak jeden pozytyw. Gdy dzwoniłem do urzędów, mówiłem, że jestem z gazety i pytałem, dlaczego na stronie internetowej nie ma zakładki poświęconej petycjom, w połowie przypadków usłyszałem, że „strona internetowa jest właśnie przebudowywana”. Niebawem więc może i z petycjami nadal będzie kłopot, ale witryny internetowe urzędów będziemy mieli najnowocześniejsze na świecie.