Eksperci kancelarii premiera zbadają wszystkie państwowe urzędy, by ocenić, czy nie ma tam przerostów zatrudnienia. W takim audycie chcą uczestniczyć związkowcy.
Administracja publiczna (w tym samorządowa) / Dziennik Gazeta Prawna
W KPRM powołano już Centrum Oceny Administracji (COA). Szefowa kancelarii Beata Kempa przyznała, że będzie się ono zajmowało diagnozą funkcjonowania urzędów. Argumentowała, że nie może być takiej sytuacji, iż np. w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim jest ponad tysiąc pracowników, dwukrotnie więcej niż w samej KPRM. Powstanie takiej komórki to zapowiedź kolejnych zmian po nowelizacji ustawy z 30 grudnia 2015 r. o zmianie ustawy o służbie cywilnej oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2016 r. poz. 34), która zacznie obowiązywać w sobotę (dotyczy zastąpienia konkursów powołaniem na stanowiska dyrektorskie).
Przez ostatnie osiem lat liczba urzędników wzrosła o ponad 40 tys. osób. – Dziś w tej sprawie spotykamy się w kancelarii premiera. Chcemy uczestniczyć w planach szerszych zmian w służbie cywilnej, a także całej administracji. Jesteśmy też gotowi na dyskusje odnośnie do ograniczenia przerostu zatrudnienia – zapowiada Robert Barabasz, szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”. – Jestem w stanie sobie wyobrazić, że może być decyzja, aby w niektórych urzędach rządowych ograniczyć zatrudnienie. Trzeba mieć jednak na względzie, że w ostatnich latach przybywało również nowych zadań – dodaje.
Pomysł zdiagnozowania administracji podoba się ekspertom.
– Audyt nie pasuje mi do tego określenia, ale pogłębiona analiza, w jakiej kondycji jest nasza administracja i jakie trapią ją bolączki, jest uzasadniona – przekonuje prof. Maria Gintowt-Jankowicz, była dyrektor KSAP i była sędzia TK.
Według niej od uchwalenia pierwszej ustawy o służbie cywilnej w 1996 r. nikt nie zdecydował się na zdiagnozowanie, czy mamy do czynienia z przerostem zatrudnienia. Poprzednia koalicja rządowa w 2010 r. odgórnie uznała, że w administracji państwowej należy zredukować zatrudnienie o prawie 10 proc. Miała o tym przesądzić ustawa z 16 grudnia 2010 r. o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych i niektórych innych jednostkach sektora finansów publicznych w latach 2011–2013. Prezydent Bronisław Komorowski odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Ten w wyroku z 14 czerwca 2011 r. (sygn. akt KP 1/11) orzekł o jej niekonstytucyjności. Głównymi argumentami było to, że nie ma uzasadnienia ekonomicznego, aby zakładać, iż bez względu na urząd należałoby zwolnić co najmniej 10 proc. załogi.
Decyzja ustawowa o redukcji nie była też poprzedzona analizą. Nieżyjący już prof. Michał Kulesza wskazywał, że tego typu zmiany powinny być wsparte rzetelnym audytem. I nawet były plany, że przeprowadzi go minister finansów, ale koszty i całe przedsięwzięcie przerosło ekipę rządzącą.
Dzisiaj nawet posłowie z opozycji nie mają nic przeciwko takiej diagnozie, choć stawiają warunki.
– Zgadzam się, że liczba urzędników powinna być adekwatna do zadań. Warto też sprawdzić, czy są te zadania właściwie podzielone. Taka rzetelna analiza może być dopiero podstawą do podejmowania kolejnych zmian – zastrzega Julia Pitera, była przewodnicząca sejmowej komisji administracji i cyfryzacji, posłanka PO.
Z powstania COA cieszą się dyrektorzy generalni.
– Od lat byliśmy zwolennikami wystandaryzowania stanowisk urzędniczych i dokonania ich wyceny. To jednak jest trudne zadanie i powinno być przeprowadzone przez ekspertów, którzy trafią do tej komórki z administracji, ale też spoza – podkreśla Halina Stachura-Olejniczak, dyrektor generalna. Według niej proces oceny nałożonych zadań na poszczególne urzędy i liczby zatrudnionych powinien trwać kilka lat, a ostateczny raport musi być neutralny politycznie i ograniczony do oceny merytorycznej.
Podobnego zdania jest Marek Reda, dyrektor Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego.
– Gdy wprowadzałem elektroniczny obieg dokumentów, mogłem zredukować zatrudnienie. Jednak pojawiały się nowe zadania, jak np. obsługa telefonu alarmowego 112, co wiązało się z utworzeniem nowych etatów – argumentuje Marek Reda.