Polska nie może odkładać na półkę problemu uchodźców - mówi DGP Justyna Segeš Frelak, kierownik programu polityki migracyjnej w Instytucie Spraw Publicznych.
Polacy są obecnie najbardziej homogenicznym narodem w Unii Europejskiej z bardzo niskim odsetkiem cudzoziemców. To jednak zaczyna się zmieniać. Jakie będą trendy?
To, co widzimy, i to, co potwierdzają statystyki, to znaczny wzrost migracji z Ukrainy. Był on obserwowany już na długo przed konfliktem, bo Polska jest po prostu dla Ukraińców atrakcyjnym rynkiem pracy ze względu na bliskość geograficzną, językową i kulturową. Migracja ta obejmuje w sporym zakresie prace niewymagające kwalifikacji.
Dodatkowo dostęp do naszego rynku pracy został zliberalizowany. To, jak łatwo jest do nas przyjechać i podjąć pracę sezonową, w porównaniu z innymi rynkami Unii jest wręcz fenomenem. Z drugiej strony coraz więcej przybywa też z Ukrainy migrantów wykwalifikowanych, a nawet wysoko wykwalifikowanych. Rosnącą grupą są też studenci. Oczywiście skalę każdej z tych grup migranckich zwiększył konflikt. Wcześniej przeważali ludzie przyjeżdżający z zachodniej Ukrainy, dziś jest równie dużo tych z terenów wschodnich, gdzie toczyły się walki. Tak więc statystyki dotyczące migracji Ukraińców co roku się podwajają.
Ale rośnie liczba nie tylko Ukraińców. Z danych Urzędu ds. Cudzoziemców wynika, że mamy skok zalegalizowanych cudzoziemców. W ubiegłym roku było ich ponad 175 tys., gdy w 2007 r. zaledwie 76 tys.
Faktycznie. Oczywiście odpowiada za to nasz rynek pracy, na którym już widoczny jest brak pracowników w niektórych branżach, a to w naturalny sposób skłania ludzi do przyjazdów. Ale ten napływ cudzoziemców jest też sporym wyzwaniem, szczególnie dla urzędów na poziomie wojewódzkim, które dziś już ledwo dają sobie radę z przerabianiem sporej fali wniosków. Zmian wymaga też nasze rządowe podejście do migracji. W obecnej polityce migracyjnej, która jako dokument rządowy została przyjęta kilka lat temu, kładzie się nacisk na kwestie migracji czasowych. A przecież patrząc na doświadczenia innych państw, które też początkowo uważały, że migranci przyjeżdżają do nich tylko na krótki czas – tak choćby było w Niemczech – widzimy, że ta sezonowość dotyczy tylko części cudzoziemców. Nawet z oficjalnych danych wynika, że w 2014 r. ponad dwukrotnie więcej osób ubiegało się o zezwolenie na pobyt stały niż rok wcześniej.
Pojawia się też wyzwanie w postaci uchodźców. Te 2 tys. uciekinierów z Syrii, na których przyjęcie zgodził się nasz rząd, i blisko 180 Ukraińców polskiego pochodzenia, którzy niemal automatycznie dostali ochronę uzupełniającą, to wszystko, na co obecnie stać Polskę?
Pamiętajmy, że kwestie związane z uzyskaniem statusu uchodźcy reguluje prawo międzynarodowe, a więc nasze służby są także nim związane. I bardzo duża część z owych 8–10 tys. wniosków spływających do Polski tych norm nie spełnia. Ale były takie lata, choćby 2013 r., gdy ten skok wniosków, szczególnie z Czeczenii, był bardzo duży i daliśmy sobie z nim radę. Nasza wschodnia granica jest granicą Unii. Przez nią mogą się przedostawać uciekinierzy. Nie możemy problemu uchodźców odkładać na półkę. Dziś te 2 tys. Syryjczyków, do których przyjęcia się zobowiązaliśmy, to śmiesznie niska liczba. Ale to, jakie ich przybycie wywołało dyskusje, pokazuje, że musimy się przygotować do znacznie większych migracji. ©?