Przepisy nie wymagają informowania pracodawcy o umowach podlegających oskładkowaniu. Obowiązek taki zostanie nałożony przy zbiegu zleceń, jednak w praktyce niewiele zmieni
ZUS ściąga należności emerytalno-rentowe najczęściej z tytułu umowy o pracę, działalności gospodarczej, zlecenia, agencji albo umowy o świadczenie usług. Czasami dochodzi jednak do ich zbiegu i obowiązku płacenia składek od każdej podstawy zarobkowania. Tak dzieje się na przykład, gdy pracownik, który zarabia poniżej minimalnego wynagrodzenia (1680 zł w 2014 r.) dorabia na zleceniu. Podobnie, gdy ubezpieczony wykonuje równocześnie co najmniej dwie umowy-zlecenia. Jego przychody do wysokości płacy minimalnej będą ozusowane od 2016 r. (obecnie obowiązek dotyczy jednej wybranej przez niego umowy). Projekt zmieniający w ten sposób ustawę z 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1442 ze zm.) zyskał wczoraj jednomyślne poparcie senackiej komisji rodziny, polityki senioralnej i społecznej. Głosowanie zaplanowano na 20 listopada.
Nowelizacja wprowadza także obowiązek informowania płatników o liczbie zawartych umów i wysokości wynagrodzenia. Problem w tym, że ma on dotyczyć tylko zbiegu umów-zleceń. Nie będzie go zatem w innych przypadkach, np. pracy na etacie i zleceniu. W ten sposób zleceniodawca nie dowie się, czy musi oskładkować daną umowę, czy nie. Jeśli ZUS stwierdzi taki obowiązek, tylko on odpowie przed organem rentowym za powstałe zaległości.
– Jeżeli płatnik postępuje zgodnie z prawem i dobrymi obyczajami, nie powinien być ścigany przez ZUS o zapłatę zaległości wraz z odsetkami – mówi radca prawny Andrzej Radzisław, specjalista od ubezpieczeń społecznych. – Tym bardziej, że będzie mógł zapytać ZUS o sytuację prawną swojego współpracownika tylko w przypadku zbiegu zleceń – dodaje.
Droga jest wyboista
Firmy starają się zabezpieczać przed decyzją wzywającą do uregulowania zadłużenia składkowego. Najczęściej wymagają więc oświadczenia, że współpracownik osiąga minimalne wynagrodzenie z umowy o pracę albo wpisują do umowy-zlecenia klauzulę, że niedopełnienie obowiązku informacyjnego spowoduje potrącenie z wynagrodzenia zaległych składek w razie upomnienia z ZUS.
– Moim zdaniem takie oświadczenie najlepiej odbierać co miesiąc. Może się bowiem zdarzyć, że zleceniobiorca poda prawdziwą informację, ale po dwóch miesiącach jego wynagrodzenie w innej firmie spadnie poniżej minimum i niechcący wpędzi szefa w tarapaty – tłumaczy Witold Polkowski z Pracodawców RP.
Jeżeli strony zapomną wpisać odpowiednie klauzule do umowy-zlecenia, dochodzenie zaległości będzie możliwe wyłącznie na drodze sądowej.
– Korzyścią ubezpieczonego są nieodprowadzone składki i z tego tytułu jest on bezpodstawnie wzbogacony. Płatnik powinien jednak spieszyć się z realizacją roszczenia, gdyż zgodnie z kodeksem cywilnym obowiązek zwrotu pieniędzy wygasa, gdy zostały one w całości wydane – wyjaśnia Andrzej Radzisław.
– W ostateczności zatrudniający mógłby unieważnić umowę przed sądem. Musiałby jednak udowodnić, że nie podpisałby zlecenia, wiedząc, że będzie obowiązany opłacić od niego składki emerytalno-rentowe. To jest niezwykle trudne w praktyce, a przy należnościach 300–500 zł nieopłacalne – wylicza Polkowski.
Gotowiec pod ręką
Co istotne, zdaniem ekspertów wprowadzenie obowiązku informacyjnego w zaproponowanym kształcie niewiele zmienia. ZUS bowiem nadal będzie upominać się o pieniądze u zleceniodawcy. Ten zyska możliwość dochodzenia odszkodowania od pracownika, ale na długiej drodze postępowania cywilnego.
– W tej sytuacji wystarczyło sięgnąć po rozwiązanie z par. 10 rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 18 grudnia 1998 r. w sprawie szczegółowych zasad ustalania podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Wskazuje on wprost, że ubezpieczony ma obowiązek uregulować zadłużenie w ZUS, jeżeli poda błędną informację o przekroczeniu kwoty rocznej podstawy wymiaru składek – przekonuje radca prawny Mirosław Łabanowski z kancelarii Lex Consulting.