Umowy śmieciowe nie mają zagwarantowanej płacy minimalnej, prawa do urlopu i limitów czasu pracy. A mimo to jest ich coraz więcej – już 1,6 mln.

Dotychczas w materiałach analizujących popularność umów cywilnoprawnych brakowało tylko jednego: konkretnych liczb obrazujących cały rynek. Opierano się jedynie na szacunkach i prognozach. DGP wyliczył, ile osób pracuje w gospodarce na śmieciówkach.

Z pomocą przyszedł nam GUS, z danych którego wynika, że w ubiegłym roku w firmach zatrudniających ponad 9 osób na umowach-zleceniach i umowach o dzieło pracowało 1,25 mln osób. Niestety dane te nie obejmują mniejszych podmiotów (do 9 osób). Jednak my je policzyliśmy. Jeżeli w całej gospodarce (wg szacunków GUS) w 2012 r. pracowało 1,35 mln osób na umowach cywilnoprawnych, a w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 9 osób bez etatu było nieco ponad milion osób, to reszta musiała być zatrudniona w firmach.

24 proc . o tyle wzrosła liczba pracowników zatrudnionych na umowach- -zleceniach i umowach o dzieło w firmach powyżej 9 osób

Od 2012 r. w gospodarce nie było radykalnych zmian, więc można przyjąć, że w najmniejszych podmiotach na umowach cywilnoprawnych pracuje obecnie ok. 350 tys. osób. A łącznie na śmieciówkach zatrudnionych jest 1,6 mln Polaków.

– W przyszłym roku wzrost liczby osób pracujących na umowach-zleceniach i umowach o dzieło może być trochę mniejszy. Ale nie sądzę, aby to wyhamowanie było istotne – komentuje dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. Jego zdaniem nawet w przypadku, gdy zgodnie z decyzją Sejmu od 2016 r. od wszystkich takich umów trzeba będzie odprowadzać składki ZUS do wysokości minimalnego wynagrodzenia, liczba osób zatrudnionych w ten sposób nadal może rosnąć.

Kariera, jaką zrobiły śmieciówki, nie jest przypadkowa. – To bardzo wygodne dla przedsiębiorców. Mogą ignorować zasady kodeksu pracy, bo ten umów cywilnych nie dotyczy – wyjaśnia prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Lepsza koniunktura nie zabija śmieciówek

Zatrudnienie na podstawie umowy-zlecenia lub umowy o dzieło jest najczęściej stosowane w firmach ochroniarskich i sprzątających

Renesans umów cywilnych ma co najmniej kilka przyczyn. – Jest nim np. tak zwany efekt demonstracji – twierdzi Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan. Przedsiębiorcy, którzy wcześniej zatrudniali pracowników na umowach-zleceniach lub umowach o dzieło, stają się wzorem do naśladowania. Stosując umowy cywilnoprawne, mają niższe koszty i przewagę nad konkurencją. Kolejną przyczyną jest... poprawiająca się koniunktura na rynku pracy. – Lepsze wyniki gospodarki zwiększyły popyt na pracę. Nie ma jednak pewności co do trwałości tej koniunktury. Dlatego przedsiębiorcy zatrudniają pracowników w najmniej wiążących pracodawcę i pracownika formach – uważa z kolei prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.

Do wzrostu liczby umów cywilnoprawnych przyczynia się też obowiązujące prawo. Głównie na takich umowach zatrudnia się osoby, którym do wieku emerytalnego brakuje czterech lat. Takich pracowników nie można zwolnić przy stałych umowach o pracę. – Nie tylko nie można ich zwolnić, ale nawet nie można im zmienić warunków pracy, np. zmniejszyć wynagrodzenia – zauważa Mordasewicz. Przedsiębiorcy wolą więc nie ryzykować. Bo nie mogliby rozstać się z pracownikiem w sytuacji, gdy ich firmę dotknęły kłopoty finansowe.

Krytyka pewnych zjawisk nagłaśnia je i sprawia, że stają się popularne

Zdaniem prof. Kryńskiej duży wzrost liczby pracowników z umowami cywilnoprawnymi wynika również z częstej krytyki umów śmieciowych w mediach. – Nagłośnienie pewnych spraw daje czasem odwrotny efekt. Ci, którzy wcześniej nie zatrudniali na takich warunkach, zaczęli dostrzegać ich zalety – mówi prof. Kryńska.

Z danych GUS wynika, że najwięcej umów-zleceń i umów o dzieło jest w administrowaniu i działalności wspierającej – w ubiegłym roku takie kontrakty miało tam 416 tys. osób. Do tego działu zaliczane są m.in. firmy ochroniarskie, sprzątające, agencje pracy tymczasowej oraz zajmujące się np. wynajmem samochodów, dzierżawą maszyn i urządzeń.

– Z badań Banku Światowego wynika, że w branży ochroniarskiej i w firmach sprzątających na umowach cywilnoprawnych zatrudnionych jest 68 proc. pracowników – informuje Mordasewicz.

Według GUS na drugim miejscu pod względem liczby osób zatrudnionych na takich warunkach jest przemysł przetwórczy – ponad 168 tys. osób. Branża ta zatrudnia jednak blisko 2,2 mln pracowników. Wobec tego tylko niespełna 8 proc. wśród nich ma umowy-zlecenia lub umowy o dzieło.

Jak swoją sytuację komentują sami zatrudnieni na umowy cywilne?

– Nie mam szansy na kredyt mieszkaniowy, więc od kilku lat bujam się między jednym wynajmowanym mieszkaniem a drugim. Za każdym razem, gdy tylko zaczyna boleć mnie gardło, panikuję, że to może być grypa, a przecież nie stać mnie na niepójście do pracy. Ale z drugiej strony wiem, że gdybym miał etat, to na rękę zarabiałbym mniej, i to na tyle, że trudno by mi było przeżyć – opowiada Karol, który na umowach cywilnych pracuje od 6 lat. Ostatnio w jednej z sieci ma umowę o dzieło jako handlowiec.

– Zarabiam ok. 4 tys. zł, po ozusowaniu byłoby tego pewnie z tysiąc złotych mniej. Czyli może i bardziej stabilnie, ale wciąż nie miałbym zdolności kredytowej, a i na wynajem mieszkania mogłoby mi nie starczyć – dodaje.

– W mojej branży praktycznie w ogóle nie ma etatów. Barmani, kelnerzy, kucharze prawie wszędzie pracują na umowach-zleceniach, a więc decydując się na taką pracę, wiedziałem doskonale, że na ubezpieczenie zdrowotne, na odpowiednie składki emerytalne i inne świadczenia nie mam szans – opowiada Bartosz pracujący w jednej z warszawskich restauracji. – Jeszcze rok, dwa lata temu niespecjalnie się tym przejmowałem. Szczególnie w sezonie, kiedy razem z napiwkami można zarobić naprawdę nieźle. Ostatnio jednak coraz częściej myślę o tym, że mam 30 lat i praktycznie zero składek w ZUS, czyli jeżeli dalej tak pójdzie, nie mam co liczyć nawet na głodową emeryturę. Oczywiście coś tam odkładam, ale z zasady co zaoszczędzę, to wydaję na inne cele: jakieś wakacje, psuje się laptop lub coś w mieszkaniu, zachoruje się i trzeba na leki i prywatnych lekarzy sporo wydać – tłumaczy barman.