Minimalne wynagrodzenie w Polsce powinno być podnoszone co roku o wskaźnik inflacji. Ponadto, jeżeli w pierwszym kwartale roku, podczas którego trwają negocjacje w ramach Komisji Trójstronnej dotyczące wysokości płacy minimalnej, wysokość najniższej gwarantowanej ustawowo płacy jest niższa od połowy wysokości przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, to wypłacana kwota rośnie dodatkowo o 2/3 prognozowanego wskaźnika realnego przyrostu PKB.
Ponadto sam rząd może zaproponować większą miesięczną sumę, co niedawno zrobił - w 2015 roku płaca minimalna ma wzrosnąć z 1680 zł do 1750 zł. W czerwcu, kiedy padła rządowa propozycja, Donald Tusk chwalił się na konferencji prasowej: "Proponujemy - chyba po raz pierwszy w ostatnich latach - minimalne wynagrodzenie wyższe, niż wynikałoby to z naszego ustawowego zobowiązania". I tłumaczył działanie swojego gabinetu w ten sposób: "Chcemy w ten minimalny sposób rozpocząć takie działania, które pozwolą krok po kroku korzystać coraz większej grupie ludzi w Polsce z faktu, że przełamaliśmy zagrożenia kryzysowe".
Zadowolony z tych działań był chyba jednak tylko sam premier. Bowiem partnerzy rządu, z którymi powinien negocjować wysokość minimalnego wynagrodzenia, czyli przedstawiciele związków zawodowych i pracodawców, zgodnie (chociaż z innych) powodów skrytykowali zaproponowaną sumę. Zresztą prace Komisji Trójstronnej, gdzie strony mogłyby wypracować jakikolwiek kompromis, od czerwca 2013 r. są sparaliżowane po tym, jak swój udział w nich zawiesiła strona związkowa.
Kontrowersyjna płaca minimalna
Płaca minimalna od dawna budzi wiele kontrowersji - podważana jest zresztą nie tylko sama jej wysokość, ale także w ogóle sam sens istnienia. Ścierają się ze sobą przy tym dwie opcje: jedna podkreślająca społecznie znaczenie najniższej pensji, druga akcentująca jej gospodarczą nieefektywność.
Wrażliwi społecznie (reprezentowani w Polsce przez związkowców) argumentują, że najniższe dopuszczalne wynagrodzenie chroni pracujących przed ubóstwem i zapewnia im minimum potrzebne do egzystencji (tym bardziej, że w naszym kraju z jednej takiej pensji często musi utrzymać się cała rodzina). Stanowi więc ochronę w państwie takim jak Polska, gdzie pracodawcy szukają oszczędności poprzez zaniżanie wynagrodzeń do poziomu nie pozwalającego zatrudnionym na godne życie. Chodzi tutaj nie tylko o nisko wykwalifikowanych robotników, ale także ludzi poniżej 30. roku życia, dopiero wchodzących na rynek i mających małe doświadczenie zawodowe, którym zazwyczaj proponuje się najmniejsze stawki.
Przeciwnicy płacy minimalnej (reprezentowani w Polsce przez organizacje pracodawców) uważają jednak, że jest wprost przeciwnie, bowiem najniższe wynagrodzenie tak naprawdę wpędza młodych ludzi i osoby słabo wykwalifikowane w bezrobocie. Przedsiębiorcy bowiem, którzy mieliby zatrudnić kogoś za zawyżoną - według siebie - stawkę, w ogóle tego nie robią lub proponują potencjalnemu pracownikowi nielegalne zatrudnienie. W efekcie minimalna płaca hamuje powstawanie nowych miejsc pracy i albo wpycha część osób w szarą strefę, gdzie prawa pracownika nie są chronione w ogóle, albo jeszcze częściej zmusza pracodawców do stosowania umów cywilnoprawnych zamiast kodeksowych umów o pracę.
To właśnie tzw. śmieciówki są jednym z największych problemów pracowniczych. Z zasady nie są złe, jednak w Polsce są stosowane przez pracodawców zamiast umów o pracę, co pozwala uniknąć im płacenia składek na ubezpieczenia społeczne i do NFZ, a zatrudniać jednocześnie pełnoetatowego pracownika.
Zresztą na płacy minimalnej umocowane są też niektóre wskaźniki, w tym między innymi właśnie składki na ubezpieczenia społeczne i składki do ZUS dla nowych przedsiębiorstw. W miarę wzrostu najniższej pensji rosną również one i koło się w ten sposób zamyka - koszt pracy jest zbyt wysoki, by powstawały nowe, legalne miejsca pracy. Według Witolda Michałka, eksperta BCC i członka Komisji Trójstronnej, rządowa propozycja podwyższenia płacy minimalnej oznacza więc nie tylko czteroprocentowy wzrost kosztu zatrudnienia jednego pracownika z pensją minimalną. "Taka podwyżka wpłynie także na wzrost pozapłacowych kosztów pracy ponoszonych przez pracodawców. W skali roku oznacza to dla pracodawcy wzrost wydatku na jednego pracownika o ok. 1014 złotych." - twierdzi Michałek.
Propozycje zmian
Dlatego regularnie pojawiają się propozycje zmian. Organizacje pracodawców proponują między innymi, aby, zamiast podwyższać płacę minimalną, co według nich wcale nie pomaga najbiedniejszym, zrezygnować z części podatków i innych danin w nich zawartych, zwiększając w ten sposób płace netto najniżej zarabiających. To oni bowiem najsilniej odczuwają klin podatkowy, ze względu na bardzo niskie kwoty przychodów zwolnione z opodatkowania w Polsce. Zwolennicy tego rozwiązania argumentują, że podniesienie kwoty wolnej od podatku i zryczałtowanie składki zdrowotnej najlepiej pomogłoby kilkuset tysiącom najgorzej opłacanych Polaków.
Kolejna propozycja, wysunięta przez Business Center Club, to zróżnicowanie wysokości najniższej pensji ze względu na wysokość bezrobocia i wielkość przeciętnego wynagrodzenia w danym regionie. W skali całego kraju utrzymuje się około 40 proc. relacja minimalnego wynagrodzenia do przeciętnego wynagrodzenia, ale - jak wskazuje BCC - na poszczególnych obszarach jest to zachwiane. Przykładowo w województwie dolnośląskim przeciętne wynagrodzenie brutto wynosi 3709 zł, a poziom bezrobocia 13,5 proc. Jednak już w słabo rozwiniętym powiecie górowskim, przeciętne wynagrodzenie wynosi 2908 zł przy bezrobociu aż 27,9 proc. Proporcja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia jest więc tam bardzo wysoka, dodatkowo bezrobocie także jest wyższe od przeciętnej. Według pracodawców, gdyby minimalne wynagrodzenie było tam niższe, zachęciłoby to pracodawców do zwiększenia legalnego zatrudnienia.
Na taką propozycję nie zgadzają związki zawodowe. Piotr Szumlewicz uważa nawet, że jest ona niezgodna z konstytucją, ponieważ państwo polskie powinno gwarantować równości swoich obywateli. "Dlaczego pracownicy w Lublinie mieliby dostawać 5 zł za godzinę, a w Warszawie - 25 zł" - pyta retorycznie ekspert OPZZ i wskazuje na kolejne zagrożenie związane z tym pomysłem, a mianowicie na możliwość powstania nierównej konkurencji skali regionu. Przedsiębiorcy mieliby bowiem przenosić firmy do regionów, gdzie najniższe wynagrodzenie byłoby niższe, tymczasem rolą państwa jest wyrównywać nierówności, a nie je tworzyć.
Pracodawcy zaznaczają, że zjawisko mogłoby wystąpić tylko na niewielką skalę, nie przekonuje to jednak związkowców. Są oni natomiast przychylni dwóm innym propozycjom: zróżnicowaniu płacy minimalnej ze względu na branże (na przykład inne stawki dla fryzjerów, dla programistów czy dla pracowników biurowych) oraz minimalnej pracy godzinowej, która według OPZZ miałaby wynosić minimum 11 zł.
W tej sprawie związek zdobyłby poparcie większości Polaków. Według sondażu przeprowadzonego przez CBOS, aż 74 proc. z nich popiera wprowadzenie minimalnej stawki za godzinę pracy, która miałaby dotyczyć również osób zatrudnionych na umowach-zleceniach. Ich zdaniem powinna ona wynosić aż 15 zł.
Oczywiście, zarówno w przypadku zróżnicowaniu ze względu na branże, jak i wprowadzeniu stawki godzinowej nieprzekraczalną barierą - według związków - miałaby być wysokość płacy minimalnej, najlepiej wyższej niż jest teraz.
Jak wysoka ma być płaca minimalna
Bo tak naprawdę osią dyskusji w Polsce nie jest reforma samego sposobu wypłacania minimalnego wynagrodzenia, ale jego wysokość. I to dlatego podwyżka zaproponowana przez Donalda Tuska, by zwiększyć minimalne wynagrodzenie o 80 zł, została skrytykowana przez obydwie strony.
Według związków, jest to kwota zbyt mała a najniższa płaca powinna stanowić ponad 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia i być od niego zależna, czyli wynosić około 1950 złotych. Działacze są gotowi iść na kompromis i obniżyć nieco swoje wymagania, ale i tak poniżej 1800 zł brutto nie zejdą. Wskazują, że w porównaniu z Europą nasza płaca minimalna jest wciąż niska.
Jednak pracodawcy przekonują, że poziom płacy minimalnej nie odbiega znacząco od podobnej relacji w innych krajach europejskich (obydwie strony powołują się przy tym na wyniki badań w UE, czasami te same, ale inaczej interpretowane). Ponadto, jak czytamy w komunikacie Konfederacji Lewiatan, "w porównaniu do minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w dniu wejścia w życie ustawy (tj. kwoty 800 zł od dnia 1 stycznia 2003 r.) proponowana w projekcie wysokość minimalnego wynagrodzenia (1 750 zł) wzrośnie o ok. 119,0 proc.", czyli oczywiście i tak za dużo.
Na szybkie porozumienie zwaśnionych stron raczej nie ma co liczyć, tym bardziej, że od jakiegoś czasu w ogóle przestały rozmawiać. Co ciekawe, do kosztów dyskusji na temat stawek minimalnych pozapłacowej natury badacze zaliczają właśnie... powiększający się dystans dzielący pracodawców i pracowników, który niszczy tkankę społeczną i podobno działa odstraszająco na osoby znajdujące się na marginesie ubóstwa, zniechęcając je do poszukiwania pracy.
Komentarze (25)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeBo jak znam życie i pracodawców w Polsce, to będzie tylko gorzej. Nie mówię, że racodawcy od razu zaczną wtedy płacić np. 600 zł i hulaj dusza piekła nie ma. Jestem niemal przekonany, że płace najniższe będą przez lata takie same, a owo "gorzej" odnosi się, do tego, że pracodawca nie będzie waloryzował płacy z uwagi na inflację, tak jak to robi teraz państwo. Bo tajemnicą Poliszynela jest to, że ową nadwyżkę wynikłą ze zmniejszenia kosztów pracodawca zaksięguje sobie dla większego zysku.
Jak może być popyt, jak prowadzi się politykę najniższej ceny, która gdy zbyt długo trwa generuje maksymalne cięcia pensji dla pracowników (śmieciowe umowy) w usługach i produkcji wraz z obniżeniem standardów zawodowych, bo tanio to tylko może być tandeta, którą później trzeba poprawiać, co wydłuża oddanie inwestycji i wzrost kosztów i bankructwa.
Warto kolejny raz powtarzać, że popyt generuje wielomilionowa rzesza pracowników, którzy za razem są klientami. Jaki może być popyt, jak wielomilionowa rzesza ludzi żeby bez zadłużania dotrwać od 1 do 1 musi ciąć swoje wydatki do opłat mieszkaniowych i podstawowych artykułów spożywczych. Zarządzający gospodarką i polscy milionerzy powinni to przemyśleć, że trzeba patrzeć szerzej i oprócz patrzenia na wydajność i jakość i na ceny jakie się oferuje na przetargach, aby one w dół nie odbiegały za bardzo od kosztorysu inwestorskiego trzeba pilnować, aby była kontrola nad wykonawcami, która wyłapie fuszerantów oraz aby pracownicy będący za razem klientami mieli za co kupować towary i usługi napędzając tym samym popyt. Stąd potrzebna jest minimalna płaca ale także trzeba na tyle podnieść wolną kwotę od podatku, aby wielomilionowa rzesza ludzi zarabiająca poniżej np. 2 tyś. zł brutto nie musiała płacić podatku dochodowego, gdyż te kilkaset złoty tego podatku miesięcznie przeznaczy na kupno większej ilości towarów i usług, a budżet dostanie VAT. To zwiększy popyt na miejsca pracy i do budżetu wpłynie jeszcze większy VAT od ludzi którzy znajdą z tego powodu pracę. To może pozwoli zredukować miejsca pracy w kosztownej administracji (ponad 500 tyś. ludzi), którzy będą mogli znaleźć pracę w branżach gdzie z powyższych powodów zwiększy się popyt na miejsca pracy.
Można zmniejszyć kryteria zaciągania kredytów, ale to tworzy nagły boom poprzez dostęp set tysięcy ludzi do tzw. łatwego pieniądza, co powoduje szybki wzrost cen na usługi i towary a gdy bańka już pęknie np. w budownictwie trzeba spłacać te kredyty i pojawia się recesja bo ludzie tną wydatki, aby spłacać zaciągnięte kredyty. Na tym tylko dobrze wychodzą zarządzający instytucjami i korporacjami finansowymi gdyż mają od tego bardzo wysokie prowizje i do tego trzeba ich później z państwowej kasy dotować, czyli z podatków i drukowania pustego pieniądza, aby ludzie nie stracili swoich pieniędzy, które trzymają w bankach, aby także utrzymać płynność finansową w danym państwie i między państwami. Uczmy się na obcych błędach.
Trzeba uzależnić od płacy minimalnej wysokość wynagrodzenia posłów.