Bankowcy mówią raczej o wzroście ryzyka. Szczególnie w odniesieniu do przedsiębiorstw.



Chociaż w III kw. wzrost gospodarczy mógł przekroczyć nawet 4,5 proc., to najlepsza kondycja gospodarki od kilku lat nie przekłada się na portfele kredytowe banków. Do niedawna widać tu było zdecydowaną poprawę. Teraz to się zmienia.
W przypadku kredytów dla małych i średnich firm udział należności zagrożonych jeszcze rok temu wynosił ok. 11 proc. Później spadł w okolice 10 proc., ale od 4 miesięcy (ostatnie dostępne dane dotyczą sierpnia) pozostaje na tym poziomie. W kredytach dla dużych przedsiębiorstw zanotowaliśmy spadek poniżej 6 proc., ale w sierpniu nastąpił już lekki wzrost. Udział złych kredytów w portfelu hipotecznym jest najbardziej stabilny – od prawie dwóch lat wynosi 2,9 proc. Jedynie w kredytach konsumpcyjnych bankom udało się zbić udział złych kredytów do mniej niż 12 proc.
ikona lupy />
Udział należności zagrożonych przestaje się zmniejszać / Dziennik Gazeta Prawna
To, co widać w skali makro, jest też zauważalne w wynikach banków. Spośród czterech dużych rynkowych graczy, którzy do tej pory opublikowali wyniki za III kw., tylko Bank Zachodni WBK wykazał się spadkiem odpisów w porównaniu do tego samego okresu ubiegłego roku. Na drugim biegunie znalazł się ING Bank Śląski, gdzie rezerwy były ponad dwa razy większe.
Konieczność tworzenia większych rezerw bankowcy na ogół tłumaczą tym, co dzieje się w należnościach od firm. Andreas Böger, wiceprezes mBanku, przyznał na spotkaniu z analitykami, że ta instytucja musiała zrobić odpisy na znaczące zaangażowania dla dwóch firm z różnych sektorów gospodarki (nie ujawnił, o jakie sektory chodzi).
Zdaniem Brunona Bartkiewicza, prezesa ING Banku Śląskiego, niepokojące tendencje nie dotyczą tylko pojedynczych przedsiębiorstw. – W zeszłym roku kondycja wielu firm się poprawiła. W tym roku rośnie liczba tych, którym się pogarsza. Ze względu na sytuację na rynku pracy niektóre firmy nie są w stanie wywiązać się z kontraktów, a to może powodować utratę płynności – tłumaczył Bartkiewicz kilka dni temu na konferencji prasowej. Według niego problemy dotykają przede wszystkim te branże, które biorą udział w przetargach na projekty budowlane czy infrastrukturalne. – To troszeczkę pachnie latami 2012 i 2013 – ocenił. Wtedy spiętrzenie prac związanych z przygotowaniami do piłkarskich mistrzostw Europy spowodowało duże wzrosty kosztów i doprowadziło do fali upadłości firm budowlanych. Szef ING BSK zastrzegał, że niekorzystne tendencje nie mają jednak charakteru powszechnego.
Z opublikowanej wczoraj przez Narodowy Bank Polski cokwartalnej ankiety skierowanej do przewodniczących komitetów kredytowych w bankach wynika, że w minionych trzech miesiącach banki lekko uprościły kryteria udzielania pożyczek dla przedsiębiorstw. „Banki, które złagodziły politykę kredytową w III kwartale 2017 r., uzasadniały to głównie poprawą sytuacji gospodarczej. Natomiast do zaostrzenia warunków kredytowych w opinii ankietowanych banków przyczynił się głównie wzrost ryzyka związanego z kredytowaniem podmiotów z niektórych branż (budownictwo, branża rolnicza) oraz pogorszenie jakości kredytów dla przedsiębiorstw w tych bankach” – podał NBP.
Ale nie tylko pożyczki dla firm powodują większe koszty ryzyka. W Banku Millennium to również kredyty konsumpcyjne. Wprawdzie w pierwszych trzech kwartałach odpisy na takie należności spadły ze 157 mln zł przed rokiem do niespełna 125 mln zł obecnie, ale w samym III kw. sięgnęły 45 mln zł. Były o 4,5 mln zł większe niż rok wcześniej. A udział kredytów „z utratą wartości” wzrósł w ciągu roku z 11,5 proc. do 12,5 proc. Wiceprezes Fernando Bicho podkreślał jednak, że tego typu kredyty są dla Millennium nadal dochodowe. – Udzielamy kredytów, które dadzą pozytywny wynik pomimo kosztów ryzyka. Ale jeśli trzeba, modyfikujemy filtry, na podstawie których pożyczki są przyznawane – mówił na spotkaniu z dziennikarzami. I podkreślał, że kredyty gotówkowe „to jeden z najbardziej dochodowych produktów, jakie mamy”.
Millennium nie jest wyjątkiem. Wszyscy liczący się gracze rynkowi starają się zwiększyć sprzedaż kredytów konsumpcyjnych. Podobnie było 10 lat temu. Wtedy skończyło się dużymi stratami (w prasie opisywane były przypadki osób, które dostawały pożyczki gotówkowe nawet w kilku różnych instytucjach i ostatecznie nie były w stanie spłacić zadłużenia). Teraz rynek wygląda inaczej – restrykcje nałożone kilka lat temu przez Komisję Nadzoru Finansowego sprawiają, że pożyczki są udzielane przede wszystkim tzw. starym klientom. Osoba, która przyszłaby do oddziału z ulicy, na łatwy kredyt nie może liczyć.
Z drugiej strony – dane banków nie do końca oddają to, co faktycznie dzieje się z kredytami. Niespłacane należności są bowiem sprzedawane firmom windykacyjnym, które zajmują się ich odzyskiwaniem. Takich transakcji jest coraz więcej. Kruk, największy gracz na naszym rynku windykacji, w pierwszych trzech kwartałach kupił wierzytelności o nominalnej wartości niemal 10 mld zł (o prawie 1/5 więcej niż rok temu). Kolejna firma, GetBack, zwiększyła zakupy o niemal 75 proc., do 4 mld zł. Best, inna giełdowa spółka z branży, kupiła przeterminowane należności warte nominalnie 1,7 mld zł, o ponad 60 proc. więcej niż rok wcześniej (kredyty konsumpcyjne to niejedyny rodzaj kupowanych należności, część przypada również na rynki zagraniczne, gdzie krajowe firmy są coraz bardziej aktywne).
Możliwe, że nawet jeśli wzrost PKB w kolejnych kwartałach spowolni, to w jakości kredytów zobaczymy poprawę. Wszystko zależy od tempa akcji kredytowej. Ono z kolei jest uwarunkowane przede wszystkim wzrostem inwestycji firm.