Zawiadomienia do prokuratury, skargi do UKE, resortu kultury, a nawet sprawiedliwości. Pojawienie się Telewizjady, serwisu internetowego nadającego ukradziony sygnał kilkudziesięciu stacji TV, skłoniło legalne stacje do wejścia na wojenną ścieżkę. „Ze względu na wysokie parametry transmisji, jakość, płynność, dużą liczbę kanałów telewizyjnych i niezawodność działania niniejszy serwis stanowi obecnie jedno z największych zagrożeń zarówno dla właścicieli praw ponoszących z tego tytułu poważne straty finansowe, jak i dla państwa polskiego, które traci na tym np. dochody z podatków” – tak zaczyna się pismo stowarzyszenia Sygnał, zrzeszającego największych nadawców telewizyjnych, które trafiło m.in. do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Telewizje skarżą się w nim na serwis Telewizjada.net. Pojawił się on pod koniec ubiegłego roku i momentalnie napsuł krwi nadawcom. Nic dziwnego: 75 kanałów – od wielkiej czwórki, czyli TVP 1, TVP 2, TVN i Polsatu, poprzez kanały tematyczne, a nawet płatne, jak HBO, Canał+ czy Orange Sport – jest dostępnych za darmo i do tego bez żadnych reklam. Serwis ten zaczął momentalnie zbierać ogromną rzeszę użytkowników. Według wyliczeń Gemiusa ma ich już ponad 1,4 mln, z których część może nawet nie wiedzieć, że korzysta z serwisu pirackiego. Na stronie administrator asekuracyjnie pisze: „Telewizjada.net nie zajmuje się rozprowadzaniem plików chronionych prawem autorskim. Strona nie zawiera żadnych plików, zamieszcza jedynie ich sumy kontrolne”.
A tak naprawdę rozpowszechnia audycje telewizyjne w sposób ciągły i w czasie rzeczywistym, po prostu kradnąc sygnał. – TVN wielokrotnie podejmował próby kontaktu z administratorami serwisu w celu zgłoszenia naruszenia praw autorskich. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi ani nie doczekaliśmy się reakcji w postaci usunięcia treści naruszających nasze prawa – rozkłada ręce Karolina Makowska z sekcji zarządzania prawami online w TVN SA i dodaje, że w związku z tym jej stacja złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zawiadomienia złożyły też inne podmioty: ITI Neovision, HBO, Discovery, Eurosport, stowarzyszenie Sygnał i Cyfrowy Polsat. Szybko jednak okazało się, że śledczy mają problem. Najpierw zawiadomienia były przekazywane z prokuratury do prokuratury: od Warszawy po Gliwice i Katowice, bo pojawił się spór kompetencyjny. Wreszcie wszystkie one trafiły łącznie do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. – W tym momencie stacje telewizyjne i kablówki poruszyły niebo i ziemię. Była delegacja u ministrów Krzysztofa Czabańskiego i Patryka Jakiego. Poszły pisma do prokuratora krajowego. Zainteresowała się prezes UKE i nawet Ministerstwo Kultury zaczyna mięknąć w sprawie postulowanych zmian w prawie – mówi nam jeden z ekspertów związanych ze ściganiem piractwa internetowego.
Nadawcy odnieśli pierwszy sukces: nadzór nad sprawą objął prokurator generalny. Ale i tak nie będzie łatwo. Głównym problemem jest namierzenie właścicieli serwisu. Do niedawna hostingodawcą była firma Fishnet Communications z siedzibą w rosyjskim Petersburgu, natomiast rejestratorem domeny jest Ilovewww Shinjiru MSC SDN BHD z Kuala Lumpur w Malezji. A jeszcze kilka miesięcy temu jako rejestrator była opisana firma Internet Domain Service BS z siedzibą w Nassau na Bahamach. Rosja, Malezja i Bahamy – spore wyzwanie dla śledczych, by odnaleźć podejrzanych. Takie problemy to norma przy poszukiwaniu właścicieli pirackich serwisów streamingowych.
Od kilku lat toczy się choćby bezskuteczne jak do tej pory postępowanie w sprawie serwisu Weeb.tv. A piracki problem – zarówno dla nadawców stacjonarnych, jak i działających w sieci – jest coraz większy. Choć – jak podkreślają eksperci – w efekcie zaczynają się zmiany na rynku. – Najwięksi gracze telewizyjni zaczęli przykładać wagę do swojej oferty online – zarówno do katalogu filmów, jak i do technologii – i takie podejście zaczyna przynosić efekty. Użytkownicy powoli zamieniają domeny z pirackimi treściami na serwisy, które działają w pełni legalnie – mówi nam ekspert Gemiusa Radosław Gołąb i tłumaczy, że legalne serwisy zaczęły walczyć bardziej atrakcyjnymi treściami i jakością materiałów. Wciąż jednak, jak wynika z przygotowanych dla nas najnowszych danych Gemiusa, w pierwszej piętnastce serwisów wideo aż dziewięć stanowią te z treściami pirackimi.
ROZMOWA

Kluczem do zwycięstwa są szybkie procedury

Teresa Wierzbowska prezes Stowarzyszenia Sygnał, doradca zarządu Cyfrowego Polsatu / Dziennik Gazeta Prawna
Wśród najpopularniejszych serwisów VoD w Polsce jest zaskakująco wiele serwisów pirackich. Co z tym fantem robią legalni nadawcy?
Nie mieszajmy pojęć. Serwisy nielegalnie dystrybuujące treści nie mogą być pojmowane jako serwisy VOD. Wiele z nich nie oferuje nawet treści na żądanie, tylko całe kanały telewizyjne i to one stanowią coraz większy problem dla nadawców i operatorów. Firma AntyPiracy Protection zidentyfikowała 180 takich serwisów. Miesięcznie odnotowują 10 milionów odwiedzin i ich popularność wciąż rośnie. Legalni nadawcy sięgają po różne narzędzia. Jeśli treści zostały umieszczone przez użytkowników serwisu, poszkodowani zgłaszają naruszenia jego właścicielom. Nadawcy wysyłają setki tysięcy zawiadomień rocznie, z czego 95 proc. jest skutecznych. W przypadku serwisów, które notorycznie nie reagują na zgłoszenia, nie udostępniają procedury zgłoszenia naruszeń lub samodzielnie udostępniają treści, nie mając do nich praw, poszkodowani wchodzą na drogę sądową.
Czy to nie jest walka z wiatrakami? Na miejsce jednego serwisu pojawiają się następne.
Jeśli chodzi o zamykanie serwisów, widać już efekty wyodrębnienia w policji wydziałów ds. walki z cyberprzestępczością. W zeszłym roku udało się zamknąć wiele popularnych serwisów nielegalnie dystrybuujących treści prawnoautorskie. Jedną z kluczowych kwestii jest czas prowadzania postępowań. W niektórych krajach Europy od złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do zamknięcia serwisu mija kilka tygodni. Taki mechanizm sprawia, że działalność jest mniej opłacalna, bo w ciągu kilku tygodni trudno zbudować zasięg pozwalający na przychody atrakcyjne w perspektywie kary za nielegalne udostępnianie cudzych treści. W Polsce niektóre sprawy też udaje się zamknąć w ciągu kilku tygodni. Ale inne ciągną się latami, a właściciele nielicencjonowanych serwisów stale czerpią korzyści liczone w dziesiątkach milionów złotych.
Jaki mają one wpływ na rynek legalnego wideo w sieci?
Kradzież własności intelektualnej ma wpływ nie tylko na bezpośrednich poszkodowanych, ale na całą gospodarkę. Coraz więcej podmiotów odczuwa skutki funkcjonowania takich serwisów.