Obiecywano konkrety. I to konkrety dotyczące obecnej sytuacji na naszym rynku, jak i planów na przyszłość. Wizyta przedstawicieli Netflixa, który na początku stycznia ogłosił, że wchodzi na 130 rynków, w tym także do Polski, nie zaowocowała jednak ujawnieniem najważniejszej dla rynku informacji o ilości polskich płatnych subskrypcji.
Trudno się dziwić: jak przyznaje DGP Joris Evers, wiceszef działu komunikacji na obszar EMEA w Netflixie, po prostu nie jest to spektakularna liczba. – Ale też takie tendencje są na całym świecie. Na wersję płatną decyduje się wąska grupa „rozrywkowych geeków”, czyli ludzi skłonnych płacić za dostęp do rozrywki. A w Polsce jest to dodatkowo węższa grupa, bo wymagamy opłat kartami kredytowymi, co dla wielu użytkowników też jest utrudnieniem – mówi Evers.
Jedyny konkret, jakim operuje, to przyznanie, że start z 6 stycznia nie był jeszcze „pełnoprawnym” wejściem na polski rynek. – Musieliśmy zdecydować, czy wchodzimy powoli, ale z pełną ofertą na pojedyncze rynki, czy jednak globalnie, ale bez głębszego dostosowania się do lokalnych potrzeb. Uznaliśmy, że ze względu na rozwój sieci internetowej i coraz większe zainteresowanie widzów alternatywnym dostępem do nowego typu telewizji ruszymy od razu na 130 rynkach, a potem sukcesywnie będziemy dostosowywać do nich ofertę – dodaje Evers.
Efektem takiej decyzji jest to, że ledwie jedna dziesiąta materiałów Netflixa jest u nas dostępna z tłumaczeniem, a cena abonamentu jest taka sama w całej Europie i zaczyna się od 7,99 euro. Czyli sumy jak na nasz rynek dosyć wysokiej. – I tu jest największe ograniczenie dla popularyzacji Netflixa. Za mało i za drogie jak na nasz rynek treści – ocenia prezes domu mediowego OMD Jakub Bierzyński. – Nie ma co się oszukiwać, polski internauta jest przyzwyczajony do tego, że ma wszystko i tanio, albo wręcz bezpłatnie. A przyzwyczaiły go do tego naprawdę silne u nas serwisy streamingowe z pirackimi treściami – dodaje Bierzyński.
I rzeczywiście, jak wynika z rankingu przygotowanego dla DGP przez Gemius w oparciu o najnowsze dane z NetTrack Milward Brown z lutego 2016 r., wśród 10 największych serwisów VoD (Video on Demand) aż pięć jest pirackich lub jak dzierżące palmę pierwszeństwa CDA.pl (ma aż 24-proc. udział w rynku internetowym), korzystające z treści pirackich. – Miliony internautów wiedzą, że tam mogą obejrzeć to samo co w Netflixie, równie szybko, zazwyczaj z napisami, a do tego o wiele taniej. I to piractwo jest nie tylko dla tego amerykańskiego serwisu, ale ogólnie dla legalnego VoD największą konkurencją – ocenia Bierzyński.
Doskonale pokazują to dane. Obok CDA bardzo wysokie udziały w rynku ma także Zalukaj (11,77 proc. zasięgu), a niezłe AllTube.tv (3,5 proc.), Kinoman (3,2 proc.) i ZobaczTo.tv (1,7 proc.). O widza walczą też serwisy legalne, ale niestety rok do roku udziały VoD.pl (należący do Onetu), VoD.TVP.pl i Ipli (Polsat) spadają. Jedynie Player.pl (grupa TVN) zanotował wzrost o trzy punkty proc. i ma obecnie niemal 10-procentowy udział w rynku.
Wejście Netflixa w jakimś stopniu skłoniło rodzimych graczy do pilniejszego zwrócenia uwagi na rynek telewizji internetowej. Wzrost Playera to efekt inwestycji TVN w treści specjalnie przygotowane na potrzeby sieci. Serwisy w podobnym modelu rozbudowują też inni gracze, jak choćby opisywane przez nas Cyfrowy Polsat GO i nc+ GO, czyli onlinowe serwisy platform cyfrowych.
– Wszystko to pokazuje, że trzeba szukać innych ścieżek dotarcia do widza. Oczywiście jest grupa, której wystarczy telewizja tradycyjna, ale jest ona coraz mniejsza – podkreśla Bierzyński. – A wejście Netflixa zmobilizowało telewizyjnych graczy o zawalczenia o widza internetowego – dodaje ekspert.
Przytakuje mu Radosław Gołąb, ekspert z firmy Gemius. – Netflix w Polsce może być uzupełnieniem oferty naszych rodzimych wydawców. Bogate katalogi z polskimi filmami i serialami, które znajdziemy na stronach TVN, TVP czy Ipli, z pewnością są ich silną stroną, tym bardziej że materiały te dostępne są bardzo często bezpłatnie. Netflix jest usługą płatną i, jak na polskie warunki, stosunkowo drogą – ocenia.
Ale jest nadzieja dla takich płatnych usług. Jak wynika z najnowszego badania „Analiza rynku Video on Demand w Polsce” przeprowadzonego przez Pentagon Research, coraz więcej polskich widzów jest gotowych płacić za wideo w sieci. O ile jeszcze w latach 2013–2014 z treści płatnych w przynajmniej jednym serwisie korzystał w przybliżeniu co czwarty użytkownik VoD, o tyle na przełomie 2015/2016 jest to już jeden na trzech.