TVN został w rodzinie. Ale tym razem nie chodzi ani o Walterów, ani też o Wejchertów. Polska telewizja przechodzi w ręce koncernu założonego prawie 140 lat temu przez medialnego wizjonera z USA.
Give light and the people will find their own way – „Zapal światło, a ludzie sami odnajdą swoją drogę” – to hasło przewodnie medialnego konglomeratu założonego w 1878 r. przez Edwarda W. Scrippsa. Prasowy potentat, porównywany z Josephem Pulitzerem czy Williamem Randolphem Hearstem uważał, że rolą gazet jest oświecanie i edukowanie czytelników. W logo jego firmy do dziś widnieje więc symbol latarni. Sam Scripps uchodzi zaś za pioniera, który zbudował za oceanem pierwsze nowoczesne wydawnictwo. Scripps Networks Interactive, czyli spółka wydzielona z historycznego koncernu, właśnie nabyła kontrolny pakiet akcji TVN.
ITI i Francuzi z Canal+ postawili na amerykańskich specjalistów od kanałów o gotowaniu, majsterkowaniu i podróżach, choć mieli do wyboru dużo potężniejszych kontrahentów. O polską stację starali się tacy światowi giganci jak Time Warner, Discovery Communications czy niemiecki Bauer, który w Polsce ma wiele tytułów prasowych i Radio RMF FM. Informacja o tym, że jedną z najpopularniejszych telewizji w Polsce kupił mało znany w Europie nadawca z siedzibą w Knoxville w stanie Tennessee, była zaskoczeniem. Ale obie strony wartej 884 mln euro transakcji (nowy właściciel płaci 584 mln euro gotówką i przejmie także dług stacji, który wynosi 300 mln euro) tryskały entuzjazmem.
– To duży gracz na rynku medialnym – mówi nam Wojciech Kostrzewa, prezes Grupy ITI. Przyznaje jednak, że gdy wśród oferentów pojawił się właśnie SNI, musiał zasięgnąć języka, bo nazwa koncernu niewiele mu mówiła. – Okazało się, że stoi za tym niezwykle ciekawa historia. Co więcej, podobnie jak ITI, to firma rodzinna i spółka publiczna jednocześnie. SNI jest bowiem obecny na giełdzie papierów wartościowych w Nowym Jorku, czyli łączy zalety i wady bycia spółką publiczną z dużym poziomem jawności i przejrzystości z zaletami spółki rodzinnej, która ma dużą możliwość kalkulowania ważnych ruchów biznesowych w długim czasie. Nie są więźniami kwartalnych danych. Zabrzmiało znajomo – mówi nam prezes ITI.

Medialna rodzina

Edward W. Scripps był synem introligatora, emigranta z Londynu. Medialny biznes znał od podszewki, bo najpierw pracował jako dziennikarz w „Detroit Evening News”, gazecie swojego brata. Swój pierwszy dziennik „Penny Press” wypuścił na rynek w 1878 r. w Cleveland, dzięki pożyczce od przyrodniego brata Jamesa. Dziennik zmienił w ciągu kilku lat nazwę na „Cleveland Press” i stał się jednym z najbardziej liczących się tytułów w stanie Ohio. Gazeta przetrwała do lat 80. XX w. Scripps nie poprzestał na jednym tytule. Rozwijał interes wedle pionierskiego modelu biznesowego. Kiedy jego wielcy konkurenci bili się o wpływy w Nowym Jorku, rozbudowując i powiększając kluczowe tytuły, on inwestował w mniejszych miastach, jak Denver, Seattle, Dallas. Dlatego pozostawał w cieniu swoich konkurentów. Ale medioznawcy do dziś mówią o nim jak o pierwszym wydawcy biznesmenie z prawdziwego zdarzenia.
Scripps zakładał kolejne gazety w małych miastach i rozwijał je według podobnego schematu. Na czele pisma stawiał ambitnego młodzika, doskonale zorientowanego w lokalnych problemach, i pozwalał mu działać, nie ingerował, dopóki nie był pewny, że tytuł w danym mieście się nie przyjmie. W ten sposób w ciągu kilku lat zbudował imperium złożone z ponad 40 tytułów. W 1907 r. poszedł jeszcze dalej i założył agencję prasową, rzucając rękawicę informacyjnemu monopoliście, czyli Associated Press. To Scripps stworzył też pierwszą gazetę wolną od reklam. Niestety „The Day Book” długo nie utrzymała się na rynku.
Medialny magnat zmarł w 1926 r. na swoim jachcie, jego ciało pochowano w morzu. Firmę przejęła jego rodzina. Wśród krewnych i potomków było więcej medialnych postaci, jak wspomniany wcześniej przyrodni brat James Edmund, założyciel „The Detroit News”, czy siostra Elen, publicystka i podróżnicza, która doradzała naszemu bohaterowi, gdy ten zaczynał budować swoje imperium. Z kolei jego siostrzeniec, syn Jamesa – tego od dziennika z Detroit – zakładał w latach 20 XX w. popularne radio WWJ, a potem telewizję o tej samej nazwie. W 1929 r. ten sam młody człowiek namówił do testowania prototypu szybowca, którego budowę sfinansował, Amelię Earhart, pierwszą kobietę, która przeleciała nad Atlantykiem. Rodzinny łańcuch powiązań – podobnie jak sieć gazet Scrippsa – jest długi i liczy więcej ciekawych ogniw. Trudno byłoby wszystkie wymieniać.
Kluczowych momentów w dziejach firmy było kilka. Na początku lat 90. wystartował pierwszy telewizyjny kanał poświęcony urządzaniu wnętrz i pielęgnacji ogrodów, który legł u podstaw i zdefiniował charakter późniejszego biznesu. W 2008 r. z The E.W. Scripps Company wydzielono Scripps Networks Interactive, gdzie przeniesiono wszystkie kanały lifestylw'owe. Jeden z trudniejszych momentów nastał w 2012 r., po śmierci 94-letniego Roberta P. Scrippsa, wnuka legendarnego założyciela. W mediach zaczęły się spekulacje, że młode pokolenia spadkobierców z rodu medialnego magnata będą chciały sprzedać firmę. Ale nic z tego. Kontynuowano politykę przejęć. Dziś koncern zakładany przez Edwarda to nadal rodzinna firma. Potomkowie i krewni założyciela nadal kontrolują obie firmy. Na liście ponad 600 udziałowców figuruje kilkunastu udziałowców o nazwisku Scripps i ponad 20 podmiotów powiązanych z rodziną.
W Polsce SNI ma zaledwie dwa kanały tematyczne – Polsat Food Network i Travel Channel. Pierwszy jest kanałem kulinarnym. Można tu obejrzeć programy Nigelli Lawson czy Guya Fieriego, który podróżuje w poprzek Ameryki, polując na najbardziej unikatową i różnorodną kuchnię w przydrożnych barach. Travel Channel to z kolei podróżniczy gigant. Można go oglądać w Europie, Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie. Kanał istnieje od 1994 r., nadaje w 21 językach, w 130 krajach na świecie, przez 24 godziny.
Na świecie wszystkie kanały SNI odbiera dziś ponad 300 mln gospodarstw domowych. Wśród nich, oprócz wspomnianych stacji, są jeszcze najstarszy, bo nadający od ponad 20 lat Home and Gardden TV, docierający do 10 mln gospodarstw domowych w 10 krajach, Great American Country, nadający m.in. programy z muzyką country, oraz DIY Network, gdzie DIY oznacza Do It Yourself , co jest równoznaczne ze znanym nam hasłem „zrób to sam”. DIY Network to telewizja dla majsterkowiczów, w której odnalazłby się na pewno nasz Adam Słodowy.
SNI i siostrzany The E.W. Scripps Company od dawna inwestują też w nowe media. Należą do nich aplikacje oferujące mobilne treści wideo, prognozę pogody i wyszukiwarkę oraz system rezerwacji hoteli Oyster.com. W portfolio mają również Ulive, czyli serwis z materiałami wideo online. Koncern zatrudnia 2 tys. osób, głównie w Stanach Zjednoczonych, a także w Europie, Ameryce Południowej i w Azji. Jego wartość to 10,5 mld dol., a przychody sięgają 2,7 mld dol.

Co to oznacza dla TVN

Przedstawiciele jednej i drugiej strony zapewniają, że rewolucji nie będzie. Będzie za to wzajemna korzyść – dla SNI, który zyska mocny przyczółek w Europie, i dla TVN, który będzie mógł skorzystać z know-how giganta z Knoxville.
– Jesteśmy dumni, że możemy przekazać spółkę w ręce firmy o 140-letniej historii, jednej z najlepiej przewidujących nowe trendy koncernów mediowych w Ameryce – komentował Bruno Valsangiacomo, prezydent i współzałożyciel Grupy ITI.
Do budowy koncernu na początku lat 90. zaprosili go Mariusz Walter i Jan Wejchert, którzy już od kilku lat prowadzili wspólnie interesy. Z biznesem telewizyjnym miały one na początku niewiele wspólnego. We trzech zbudowali medialno-rozrywkowego giganta, który podobnie jak koncern Scrippsa do dziś jest rodzinną firmą. ITI przez lata rosło w siłę, inwestując w kolejne branże – telewizyjną z TVN, internetową czy kinową. Momentem zwrotnym w historii koncernu było odejście jednego z założycieli – Jana Wejcherta, holding zaczął niedomagać. Na powierzchnię wypłynęły tamowane przez błyskotliwego menedżera problemy. Dziś na Wiertniczej nikt nie chce odpowiadać na pytanie, czy historyczna transakcja to dla ITI nowe otwarcie czy koniec pewnej ery.