- Władza nie powinna mieć wpływu właścicielskiego na media. 800-milionowy kredyt udzielony TVP przez – de facto – rząd wymaga analizy, kto w efekcie będzie miał wpływ na program tej telewizji - mówi Andrzej Zarębski w rozmowie z DGP.
Andrzej Zarębski, ekspert rynku mediów, były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji / Dziennik Gazeta Prawna
Jak można dekoncentrować rynek?
Dekoncentracja jest receptą na zagrożenie dla pluralizmu i konkurencji w odniesieniu do dwóch sfer: własności i treści. Trzeba jednak zacząć od diagnozy, czyli stwierdzenia zagrożenia. Na polskim rynku ono w tej chwili nie występuje. Nie znam żadnej ekspertyzy wskazującej, by pluralizm i konkurencja były zagrożone. W świetle obowiązujących przepisów progiem ustanowienia pozycji dominującej jest 40-proc. udział w rynku. Żadne medium nie sięga tego progu. W tym sensie mówienie o dekoncentracji w Polsce jest dla mnie niezrozumiałe.
Wiceminister kultury Jarosław Sellin na posiedzeniu sejmowej komisji kultury pod koniec ubiegłego roku informował o dominacji wydawcy Polska Press Grupa.
To przypomnijmy te tezy. Stwierdzono, że na rynku tygodników opinii nie ma zagrożenia, na rynku dzienników ogólnopolskich nie ma zagrożenia, wskazano tylko zagrożenie na rynku prasy lokalnej, podając przykład wydawnictwa Polska Press, do którego należy większość tytułów lokalnych. Nie stwierdzono jednak, że ma to jakikolwiek wpływ na treść. Co więcej, obecny tam szef UOKiK pytany, czy zakazałby takiej koncentracji, odpowiedział, że nie – gdyż trzeba dobrze zdefiniować rynki właściwe. Czytelnik gazety w Olsztynie nie jest czytelnikiem „Gazety Lubuskiej”, te media działają na różnych rynkach, nie stanowią dla siebie konkurencji. Przedstawiciel wydawców prasy zwrócił zaś uwagę, że analizując rynek lokalny, nie można się ograniczyć do tytułów kontrolowanych przez ZKDP, bo to mniejszość.
Rozdrobnienie własności zapewni pluralizm opinii?
Z tym bywa różnie. Weźmy dwa przykłady: rynek w USA i we Włoszech. W Stanach Zjednoczonych zdarzają się sytuacje, że na rynku lokalnym jest jeden właściciel różnych tytułów prasowych i stacji radiowych, które na swoich rynkach właściwych rozgrywają przeciwne sympatie i antypatie, np. polityczne – dopasowane do gustów lokalnych odbiorców tych mediów. Mamy więc jednego właściciela i szerokie spektrum opinii.
Natomiast we Włoszech stacji telewizyjnych jest bez liku, a w kluczowych momentach i tak wszystkie grały, jak chciał Berlusconi – chociaż były własnością różnych podmiotów.
Nie ma więc prostego, mechanicznego przełożenia, że jeden właściciel mediów oznacza ich jednolity przekaz.
W zarysie strategii na najbliższe pięć lat Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wymieniła problem „braku ochrony pluralizmu w polskim prawie mediów”. Według regulatora powyżej 30 proc. udziału w rynku medium ma pozycję znaczącą.
To już było kiedyś analizowane i takich regulacji nie wprowadzono, bo skończyło się skandalem politycznym, że przypomnę aferę Rywina. Teraz uzasadniać takie działanie i myślenie będzie jeszcze trudniej z uwagi na rosnącą globalizację rynku mediów. Z każdym rokiem coraz większą rolę odgrywają treści emitowane przez internet. Nie da się więc wyizolować rynku polskiego. Na pewno wystąpi silna krytyka, że nie chodzi tu o ochronę konkurencji, lecz utrzymanie monopolu mediów sprzyjających obecnej władzy.
Potrzebujemy w Polsce nowych przepisów, żeby chronić pluralizm opinii?
Myślę, że Polska powinna w tym względzie respektować prawo europejskie i uczestniczyć w jego tworzeniu. Jesteśmy w fazie konsultacji nowelizacji dyrektywy audiowizualnej, także przepisów dotyczących ochrony własności intelektualnej. Mówiąc o mediach, warto przypomnieć naczelne wartości: ochronę wolności słowa i niezależności nadawców, swobodę kształtowania i wyrażania opinii. Z tej perspektywy, jeżeli widziałbym potrzebę zmiany w polskim prawie medialnym, byłoby to wprowadzenie przepisu zakazującego władzom publicznym posiadania jakiejkolwiek części własności jakichkolwiek mediów. Na wzór amerykański.
Czyli media publiczne nie mogłyby należeć do Skarbu Państwa?
Władza nie powinna mieć żadnego wpływu właścicielskiego na media. 800-milionowy kredyt udzielony TVP przez – de facto – rząd wymaga moim zdaniem upublicznienia warunków i analizy, kto w efekcie będzie miał wpływ na program TVP. Pomoc publiczna też powinna być elementem badania stanu koncentracji rynku.
Czyli jest niebezpieczeństwo, że media komercyjne zostaną zdekoncentrowane, czyli rozdrobnione, a wzmocni się pozycja telewizji publicznej?
Nie jestem pewien czasu przyszłego dokonanego, ale zamiar jest widoczny. Tymczasem nadawca publiczny nie tylko traci pieniądze i udział w rynku, lecz także zaufanie społeczeństwa.
W korespondencji z Krajową Radą nadawcy komercyjni dość zgodnie wskazywali, że rozdrobnienie własności może zagrozić pluralizmowi.
Dokładnie tak. Prześledziliśmy to kilka lat temu, kiedy w Europie wdrażano naziemną telewizję cyfrową. W Hiszpanii rozdano wiele naziemnych koncesji, co skończyło się takim rozdrobnieniem rynku, że te liczne stacje nie wnosiły niczego nowego: nie produkowały nowych programów, bo nie miały na to pieniędzy. Emitowały powtórki. Z kilku stacji zrobiono w procesie cyfryzacji kilkanaście, po to, żeby na koniec zostały dwie, trzy najsilniejsze. Zbyt duże rozdrobnienie nie służy rynkowi.
Co więcej, administracyjne odcinanie mediom dostępu do pieniędzy szkodzi pluralizmowi, bo tylko media zasobne mogą być odważne i niezależne.
Odcinanie dostępu, czyli ustawowe ograniczanie udziału w rynku reklamy?
Na przykład. A także sterowanie reklamą. Nie jest przecież tajemnicą, że spółki Skarbu Państwa mają wytyczne, w których mediach mogą lokować swoje budżety reklamowe. To jest administracyjne sterowanie procesami rynkowymi.
Ale czy taka sytuacja, że w telewizji mamy prawie duopol Polsatu i TVN, w radiu rozgrywającym jest Bauer, mocny także w części prasy, a obrazu dopełnia RASP, silny w prasie i internecie, nie jest groźna dla rynku?
Nie słyszałem o analizach, że to jest groźne. Bo niby dlaczego miałoby być groźne? Nie ma przymusu np. sprzedawania reklam za pośrednictwem Polsatu czy TVN. Każdy nadawca ma swobodę doboru partnerów. Reklamy w Polsce są najtańsze w Europie, nawet Albania ma chyba droższe spoty – pośrednio właśnie w wyniku silnej konkurencji. Trudno znaleźć inny kraj, gdzie na jednym osiedlu działa trzech, czterech dostawców usług audiowizualnych.
Zakładając, że ustawa dekoncentracyjna wejdzie w życie, jaki będzie krajobraz po niej?
Do tego jeszcze daleka droga. Polska jest częścią rynku międzynarodowego, przede wszystkim europejskiego – z zasadą swobody przepływu kapitału w Unii Europejskiej oraz umowami z zagranicznymi partnerami o wzajemnej ochronie inwestycji. Na dzisiejszym rynku, na którym nie ma zagrożenia pluralizmu i konkurencji, trudno mi sobie wyobrazić zastosowanie tych przepisów ograniczających udział kapitału zagranicznego, o których informują media.
Według moich informacji może to raczej być ograniczenie udziału w rynku, niezależnie od narodowości kapitału.
Żeby ograniczać udział w rynku, trzeba najpierw zdefiniować rynek właściwy. Czy chodzi o widownię, audytorium, czytelników, rynek reklamy...?
A można tak zdefiniować rynek i tak ustalić przepisy, żeby wyeliminować lub osłabić nieprawomyślne media? TVN, RASP?
Nie dopuszczam myśli, że rząd dobrej zmiany mógłby chcieć regulować rynek w takich kategoriach.
Dyplomatyczna odpowiedź.
Wrócę do definicji rynków właściwych. To bardzo ważne, jeśli mówimy o progach udziału w rynku: 30, 20, 15 proc. Kanał TVN Meteo – przed zmianą w HGTV – był jedyną stacją poświęconą pogodzie. Można go więc było uznać za monopolistę i wyciągnąć z tego wnioski o potrzebie dodatkowej regulacji, żeby nie nadużywał swojej pozycji. Ale po uwzględnieniu tego, że wszystkie telewizje mają serwisy pogodowe, problem monopolu znikał. To nie jest takie proste.
Czy ograniczenie udziału kapitału obcego w mediach do 15 czy 20 proc. byłoby w ogóle zgodne z prawem?
Rosyjskim.
Jeden z nadawców powiedział mi, że ustawa nigdy się nie ukaże, bo zabronienie wszystkiego wszystkim mediom źle widzianym przez rząd zajęłoby tysiące stron.
Ja się cieszę na debatę o tej ustawie. Przedsmak mieliśmy przy okazji nowelizacji ustawy o abonamencie, w tej chwili zamrożonej. Sprawa mediów w Polsce, ich przyszłości są przedmiotem zainteresowania nie tylko opinii publicznej w kraju, ale i za granicą – od Komisji Europejskiej po administrację amerykańską. Jak się projekt pojawi, będzie dyskusja.
Na razie jest dyskusja o przeciekach. Ma to jakieś skutki dla rynku mediów?
O tyle ma, że media na pewno analizują, co się mówi, i przygotowują się do obrony swoich pozycji, do obrony rynku. Ważne, by naprawdę utrzymać pluralizm i konkurencję, a nie – jak u Orwella – mówić o tym w słowach znaczących co innego niż ich literalne brzmienie.
Jak nadawcy mogą się bronić?
Użyję nazwy jednej ze stacji: Trwać.