Oprócz zwykle podawanych powodów podwyżek opłat w bankach, takich jak to, że przy niskich stopach procentowych trudno im zarabiać na odsetkach, czy to, że ustawowe obniżki opłat od transakcji kartowych zmuszają bankowców do kombinowania, jak wyrównać związany z tym ubytek dochodów, są też inne powody.
Przez kilkanaście ostatnich lat bankom zależało na pozyskiwaniu nowych klientów. Pierwsze konta otwierali ci, którzy już wcześniej mieli dochody, ale z różnych względów nie korzystali z usług finansowych. Oraz wchodzące na rynek pracy pokolenie wyżu demograficznego. Teraz zdecydowana większość z nas konto już ma (ci, co nie mają, nie wyglądają z punktu widzenia bankowców na perspektywicznych), a wyż się skończył. Rynek jest podzielony. Może się zdarzyć, że komuś przyjdzie do głowy, by zacząć się na nim rozpychać dzięki tanim usługom, ale to będą wyjątki.
W ostatnich dniach doszedł kolejny powód: skok kursu franka – wbrew pojawiającym się tu i ówdzie komentarzom – wcale nie jest dla banków korzystny. Jeśli wśród klientów pojawią się na większą skalę problemy ze spłatą zadłużenia, w bankach przełoży się to na bezpośrednie straty. Umocnienie franka ma też negatywny wpływ w krótkim terminie: wprawdzie wartość kredytów denominowanych w tej walucie urosła, ale o tyle samo urosły zobowiązania banków. Mówi się, że wyniki banków zależą od kondycji ich klientów. Jeśli chodzi o wysokość opłat za rachunki – działa to również w drugą stronę.