Od czwórki byłych menedżerów zarząd koncernu będzie się domagał zapłacenia 70 mln zł z tytułu naprawienia szkody wyrządzonej firmie.
Według gazowego potentata takie straty dla spółki spowodowały zaniechania zarządu kierowanego przez Grażynę Piotrowską-Oliwę. Menedżerka ma być odpowiedzialna za ubytek w przychodach od lipca 2012 do marca 2013 r., kiedy przestała być prezesem. PGNiG będzie się od niej domagało 26,7 mln zł. Od Radosława Dudzińskiego firma zamierza dochodzić takiej samej kwoty, przewinienia Sławomira Hinca wycenione zostały na 22,7 mln zł. Największe roszczenia PGNiG ma wobec trzeciego z wiceprezesów, Mirosława Szkałuby. W zarządzie zasiadał do grudnia 2013 r., najdłużej z czwórki menedżerów. Spółka zamierza dochodzić od niego 46,7 mln zł. PGNiG chce wyegzekwować od byłych menedżerów 70 mln zł – ich odpowiedzialność jest łączna, co znaczy, że po odzyskaniu założonej kwoty, reszty spółka nie będzie dochodzić.
Na jutro zwołane zostało walne zgromadzenie, na którym akcjonariusze mają wyrazić zgodę na dochodzenie odszkodowań od byłych władz. – Oskarżenia ze strony spółki są absurdalne i wymykają się logice – mówi Robert Oliwa, prawnik i akcjonariusz spółki, prywatnie mąż Grażyny Piotrowskiej-Oliwy.
PGNiG uważa, że menedżerowie nie naliczali korekt związanych ze współczynnikiem ciepła spalania surowca. „Zgodnie z każdorazową taryfą sprzedawcy przy dostawie paliw gazowych o cieple spalania innym niż określone w taryfie cena paliwa gazowego podlegała korekcie współczynnikiem korygującym (...). Cena powinna być skorygowana na korzyść sprzedawcy ze względu na dostarczanie gazu o cieple spalania wyższym niż wskazana w taryfie”. Upraszczając – jakość dostarczanego gazu bywa różna, ale jeśli z jego spalania można zyskać więcej ciepła, niż zakładała umowa, to odbiorca powinien PGNiG zapłacić więcej.
Takie zapisy obowiązywały od 2001 r. do 31 lipca 2014 r. w rozliczeniach z największymi odbiorcami, czyli przede wszystkim spółkami z branży chemicznej. Na przykład Zakładami Azotowymi w Puławach czy tarnowskimi Azotami. Problem w tym, że w praktyce korekty związane z ciepłem spalania nigdy nie były naliczane. Dlaczego? Można jedynie przypuszczać, że powodem była słaba wówczas kondycja znajdujących się – tak samo jak PGNiG – pod kontrolą państwa spółek chemicznych. Żeby nie potęgować ich kłopotów, gazowa spółka nie naciskała na płacenie dodatkowych rachunków. Co więcej, firmy chemiczne mogły liczyć na 5-proc. upusty, jeśli tylko płaciły swoje rachunki w terminie. Wartość nieuiszczonych dodatkowych opłat, których nie objęło jeszcze przedawnienie, PGNiG oszacowało na 70 mln zł.
Dlaczego spółka dopiero teraz zamierza dochodzić roszczeń wobec byłych menedżerów? PGNiG utrzymuje, że dopiero teraz dowiedziało się o nieprawidłowościach. Dlatego między innymi już nie może domagać się odszkodowań za kilka pierwszych miesięcy działania zarządu Piotrowskiej-Oliwy, bo roszczenia wobec menedżerów przedawniają się po pięciu latach.
Jednak z naszych informacji wynika, że aneksy do umów z największymi odbiorcami podpisywał przed szesnastoma laty Piotr Woźniak, obecny prezes firmy. Wówczas był wiceprezesem ds. handlowych. Z uzasadnienia stosownej uchwały walnego zgromadzenia wynika także, że zarząd firmy nad kwestią nienaliczania korekt debatował i w 2008, i w 2014 r. – Piotr Woźniak został prezesem pod koniec 2015 r. Miał jeszcze czas, żeby dochodzić zapłaty dodatkowych rachunków od odbiorców gazu za pierwsze siedem miesięcy 2014 r. Dlaczego tego nie zrobił? – pyta Robert Oliwa.
Obecnie jest już za późno, bo roszczenia w stosunku do partnerów handlowych przedawniają się po dwóch latach. Prawnik zwraca też uwagę, że przez 13 lat obowiązywania kontraktów z korektą związaną z ciepłem spalania w zarządzie PGNiG zasiadało kilkadziesiąt osób. Żadna z nich nie wyegzekwowała dodatkowych płatności.
– Od zdecydowanej większości z nich nie można już dochodzić roszczeń na drodze sądowej ze względu na przedawnienia, ale to nie znaczy, że to roszczenie wygasa. Spółka powinna się domagać, żeby oddali pieniądze dobrowolnie. Znamienne też jest to, że projekty uchwał nie zakładają dochodzenia roszczeń od menedżerów, którzy zasiadali w zarządzie PGNiG po mojej żonie. Ich przecież przedawnienie nie obowiązuje. To pozwala postawić tezę, że chodzi tutaj o próbę zdyskredytowania konkretnych osób – podkreśla Oliwa.
Dlaczego obecnemu zarządowi PGNiG miałoby zależeć na zdyskredytowaniu zarządu kierowanego przez Piotrowską-Oliwę? To pozostaje w sferze domysłów. Może chodzić o to, że Piotrowska-Oliwa i Radosław Dudziński wygrali w pierwszej instancji proces ze spółką o wypłatę należnych odpraw. Ale w sporze prawnym z PGNiG – tym razem o premie – znajduje się m.in. Jerzy Kurella, który prezesem był po Piotrowskiej-Oliwie. Mimo tego od niego spółka nie zamierza domagać się odszkodowania.
Decyzję na jutrzejszym walnym zgromadzeniu podejmie Ministerstwo Energii, które w imieniu Skarbu Państwa sprawuje nadzór nad PGNiG. Do państwa należy niemal 72 proc. akcji spółki. Na nasze pytania związane z roszczeniami wobec byłych menedżerów firma nie odpowiedziała.