W przyszłym roku minimalne emerytury wzrosną o 5 zł. To efekt zaproponowania przez rząd procentowego wskaźnika waloryzacji.
Zasady waloryzacji rent i emerytur / Dziennik Gazeta Prawna
Minister pracy i polityki społecznej przygotował już projekt waloryzacji przyszłorocznych rent i emerytur. Jeśli nic się nie zmieni, wszystkie świadczenia zostaną zwiększone o 0,52 proc. Eksperci ostrzegają, że stracą na tym osoby otrzymujące świadczenia poniżej średniej, zyskają zaś pobierający najwyższe wypłaty. Emeryt, który dostaje obecnie 880,50 zł, w marcu przyszłego roku otrzyma 885,07 zł; ten ze świadczeniem w wysokości 5 tys. zł po waloryzacji będzie mieć pięć razy większą podwyżkę.
Złe proporcje
Ubezpieczeni, którym się uda udowodnić staż uprawniający do minimalnej emerytury, otrzymują obecnie z ZUS kwotę 880,45 zł. Takich osób w Polsce jest 149 tys. i od 15 lat wysokość pobieranych przez nich świadczeń spadła w porównaniu do płacy minimalnej. O ile w 2000 r. proporcja ta wynosiła 67,72 proc., o tyle obecnie otrzymują oni zaledwie 50 proc. wynagrodzenia minimalnego.
– W Polsce najniższa emerytura nie ma związku z płacą minimalną. W efekcie tego osoby pobierające świadczenia z ZUS tak naprawdę nie korzystają ze wzrostu gospodarczego. Co więcej, od kilku lat rząd przy waloryzacji uwzględnia wyłącznie jedną piątą wzrostu wynagrodzenia. To powoduje, że osoby pobierające najniższe świadczenia z każdym rokiem są w coraz gorszej sytuacji – tłumaczy Andrzej Strębski, niezależny ekspert emerytalny. – Najwyższy czas to zmienić – dodaje.
Inaczej do sprawy podchodzi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan i członek Rady Nadzorczej ZUS. W jego ocenie nie ma powodu, aby emerytura minimalna podążała za płacą minimalną.
– Standard życia emerytów nie jest obniżany, bowiem waloryzacja uwzględnia inflację. Jeśli się porówna koszt życia seniora i osób pracujących, wydatki tej pierwszej grupy są niższe. Powód? Osoby już niepracujące nie są obciążone kredytami na zakup mieszkania – przekonuje Jeremi Mordasewicz.
Jego zdaniem pełniejszy obraz emeryta otrzymamy wówczas, gdy porównamy przeciętną emeryturę wypłacaną przez ZUS do przeciętnego wynagrodzenia. Na wielkości te – w odróżnieniu od płacy minimalnej ustalanej przez rząd – nie mają wpływu politycy. Okazuje się, że od 15 lat przeciętna emerytura stanowi średnio połowę przeciętnego wynagrodzenia. O ile w 2000 r. przeciętny emeryt otrzymywał 52 proc. przeciętnego wynagrodzenia, o tyle w 2006 roku było to 50 proc., w 2013 r. – 51 proc., a w tym roku może osiągnąć 52 proc.
Zdaniem ekspertów taka proporcja jest prawidłowa i powinna dotyczyć wszystkich emerytów.
Próg niedostatku
Związkowcy nie mają wątpliwości, że tysiące emerytów żyje w skrajnej nędzy. Emerytura minimalna od lat jest niższa od minimum socjalnego. I tak w 2000 r. najniższe świadczenie stanowiło zaledwie 59,44 proc. kwoty minimum socjalnego, w 2006 r. – 60 proc., a w 2014 r. – 64 proc.
– Zaspokajanie potrzeb życiowych emerytów niezmiennie utrzymuje się na poziomie znacznie niższym od minimum socjalnego. A przecież owe minimum wyznacza próg, poniżej którego zaczyna się obszar niedostatku czy wręcz ubóstwa – zauważa Andrzej Strębski.
Organizacje związkowe domagają się zmiany sposobu waloryzacji. – Konieczne jest wprowadzenie zasady, że najniższe świadczenia powinny być podnoszone o określoną kwotę. W takim przypadku na stałe powinna być wprowadzona zasada, że waloryzacja jest mieszana – tłumaczy Tadeusz Chwałka, przewodniczący Forum Związków Zawodowych.
Natomiast Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ, członek Rady Nadzorczej ZUS, dodaje, że problem osób znajdujących się w trudnej sytuacji można rozwiązać tylko wyrównując najniższe emerytury do minimum socjalnego.
– Część wypłat z ZUS powinna być zwiększona o 200 zł – dodaje.
Doktor Joanna Staręga-Piasek, zastępcy dyrektora Instytutu Rozwoju Służb Społecznych, zwraca uwagę, że emeryci już teraz coraz częściej są zmuszeni do korzystania z ośrodków pomocy społecznej.