35 tys. seniorów, którym rząd jest winny około 800 mln zł, prawie osiem miesięcy musiało czekać na jakąkolwiek informację o tym, czy ZUS wypłaci im zawieszone świadczenie i to mimo korzystnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
Już sama historia świadczeniobiorców wskazuje, jak w bezmyślny sposób tworzone jest prawo dotyczące osób starszych, o które państwo powinno przecież szczególnie zadbać. Poszkodowane są osoby, które uzyskały prawo do wypłat między 8 stycznia 2009 r. a 31 grudnia 2010 r. W tym czasie obowiązywały bowiem przepisy, które umożliwiały kontynuowanie zatrudnienia bez konieczności zwalaniania się u dotychczasowego pracodawcy. Rząd wprowadził takie rozwiązanie, bo uznał, że tylko w taki sposób można zwiększyć aktywność zawodową osób po 50. roku życia.
Problem jednak polegał na tym, że jeszcze szybciej wycofał się z tego pomysłu. Nowe przepisy wprowadziły swoiście rozumianą zasadę równości. Nakazały wszystkim, bez względu na datę przyznania świadczenia, zwolnić się z pracy. Opornym zaś ZUS miał zawiesić wypłatę emerytury. Wszystkim jednego dnia, czyli 1 października 2011 r. Trudno uzasadnić, w jaki sposób zwolnienie się z pracy miało zachęcić do dłuższej aktywności zawodowej.
Na szczęście wprowadzenie takiego przymusu wobec osób, które przechodziły na emeryturę na podstawie bardziej liberalnych przepisów, zostało uznane przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodne z ustawą zasadniczą. Zaskarżone przepisy przestały obowiązywać 22 listopada 2012 r., a ZUS zaczął wypłatę zawieszonych świadczeń.
I znów powstało zamieszanie. O zawieszone emerytury (sprzed wyroku TK) zaczęli występować wszyscy pracujący emeryci, którym zabrano świadczenie właśnie 1 października. Sądy na wszelkie możliwe sposoby próbowały analizować uzasadnienie wyroku TK. Jedne ustalały, że prawo do 14 zaległych wypłat mają wszystkie osoby, inne, że takie prawo nie przysługuje nikomu, a kolejne – że prawo do nich mają tylko ci, którzy przeszli na emeryturę od 8 stycznia 2009 r. do 31 grudnia 2010 r.
Coraz więcej niewiadomych spowodowało, że jedynym sposobem na ich rozwiązanie stało się przygotowanie projektu ustawy regulującej te problemy. Prawie jednocześnie opracowano dwie różne propozycje. Rządowa zakłada tylko zwrot głównej kwoty bez ustawowych odsetek. Senacka chce je przyznać. Rząd daje 12 miesięcy na złożenie wniosku w sprawie zaległości. A Senat umożliwia to do końca 2014 roku.
Pewne jest tylko jedno. Zaległe emerytury dostaną tylko ci, którzy na świadczenie przeszli od 8 stycznia 2009 r. do 31 grudnia 2010 r. I rząd, i parlament szuka bowiem oszczędności. Co więcej, przedłużanie pracy nad projektem ustawy będzie działać na korzyść budżetu, bo – z przyczyn naturalnych – starszych osób, które będą mogły ubiegać się o zaległe wypłaty, będzie coraz mniej.