Uczniowie nie mają co liczyć na 23 mln godzin zajęć wspomagających w szkole. Dyrektorzy nie mają już podstaw, aby je zlecać nauczycielom w ramach etatu.
Praca nauczycieli w szkole / Dziennik Gazeta Prawna
Od września 2016 r. nie obowiązują już w szkołach godziny karciane, w ramach których nauczyciele szkół podstawowych i gimnazjalnych mieli dwie godziny tygodniowo spędzać na dodatkowych zajęciach z uczniami uzdolnionymi lub tymi, którzy potrzebują pomocy. Podobnie – lecz o godzinę mniej – było w placówkach ponadgimnazjalnych. Jeszcze przed rokiem dyrektorzy – często za namową samorządów – kierowali nauczycieli w ramach tych godzin do opieki świetlicowej zamiast do pomocy uczniom. Związki uznały jednak, że likwidacja godzin karcianych to za mało. Przepisy wciąż bowiem pozwalają zlecać nauczycielom „inne zadania statutowe”, czyli wszystko, co szkoły wpiszą do statutu, i to bez jakichkolwiek ograniczeń.
Ministerstwo Edukacji Narodowej przy okazji reformy oświatowej postanowiło więc znowelizować prawo w tym zakresie. Nowy ustęp 2d w art. 42 Karty nauczyciela (zacznie obowiązywać od 1 września) rozwiewa wszelkie wątpliwości i przesądza, że nauczyciele w ramach innych zadań statutowych nie prowadzą ani zajęć świetlicowych, ani tych z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Z pierwszym problemem samorządy już się uporały: tam, gdzie etaty świetlicowe łatano wcześniej godzinami karcianymi, w ubiegłym roku zatrudniono nowych nauczycieli. Większy problem jest jednak z pomocą psychologiczno-pedagogiczną.
– W zeszłym roku w ramach innych zajęć statutowych zlecałam nauczycielom 100 godzin tygodniowo na zajęcia wspomagające. Obecnie nie mogę tego robić, bo zawierają się one w definicji pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Oczywiście mogłabym je zrealizować w ramach godzin ponadwymiarowych, ale te są płatne, a organu prowadzącego nie stać na tak duży wydatek – mówi jedna z dyrektorek szkół podstawowych na Mazowszu.
Jak zauważa, teraz tylko ok. 20 godzin tygodniowo może przeznaczyć na dodatkowe zajęcia – te, które nie wchodzą w zakres pomocy psychologiczno-pedagogicznej.
Tylko balet mongolski
Na forum oświatowej kadry kierowniczej dyrektorzy żartują, że wskutek tych zaostrzeń w ramach etatu mogą co najwyżej zlecić nauczycielom zajęcia związane z nauką baletu mongolskiego lub szachami hippicznymi. Nie mają natomiast podstaw prawnych, aby polecić nauczycielom – bez dodatkowego wynagrodzenia – organizowanie dla uczniów dodatkowych zajęć z matematyki.
– Ja w ubiegłym roku szkolnym z obawy przed tym, że nauczyciele będą domagać się zapłaty za dodatkowe zajęcia, unikałem tego pojęcia i prosiłem ich o konsultacje przedmiotowe z uczniami, którzy mają problemy w nauce historii lub matematyki – przyznaje Jacek Rudnik, dyrektor Gimnazjum nr 3 w Puławach.
Tłumaczy, że dyrektorzy, którzy będą zmuszali do nieodpłatnego prowadzenia zajęć w ramach etatu z uczniami słabymi lub uzdolnionymi, mogą się narazić na pozwy o wypłatę zaległych nadgodzin.
Zgodnie z przepisami gmina musi dać pieniądze na dodatkowe zajęcia dopiero, gdy uczeń jest zdiagnozowany przez poradnię jako wymagający specjalnego traktowania. Szefowie placówek oświatowych zastanawiają się jednak, czy z godzin dyrektorskich nie przyznawać nauczycielom pieniędzy na dodatkowe zajęcia. Tyle że przepisy nie pozwalają płacić z tej dyrektorskiej puli za zajęcia wyrównawcze, a jedynie na te rozwijające zainteresowania i uzdolnienia uczniów, w szczególności kształtujące ich aktywność i kreatywność.
Mniej dodatkowych godzin
– Ze smutkiem muszę stwierdzić, że na taką skalę jak w poprzednich latach uczniowie nie mają co liczyć na dodatkowe zajęcia. Nie zdobędziemy tyle pieniędzy, aby zapłacić nauczycielom za godziny ponadwymiarowe – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
– Rząd doprowadził do braku elastyczności w zarządzaniu kadrą nauczycielską. A przecież uczniowie mają coraz większe potrzeby – dodaje.
Marek Pleśniar zapowiada, że jego organizacja na wrześniowym kongresie będzie domagała się w tej sprawie jasnego stanowiska rządu, jak realizować dodatkowe zadania.
A nie będzie łatwo, bo nieprzejednani pozostają związkowcy.
– To jest próba przywrócenia normalności w oświacie. Zajęcia wyrównawcze są zajęciami dydaktycznymi i nauczyciele powinni za nie otrzymywać dodatkowe wynagrodzenie, a nie wykonywać je w ramach etatu – akcentuje Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.
– Rząd powinien zmusić samorządy, aby z tych 60 mld zł, które trafiają do oświaty, w każdej szkole obligatoryjnie wyodrębniać pakiet na dodatkowe zajęcia – dodaje.
Tyle że samorządy nie mają dodatkowych pieniędzy, aby nagle płacić za zajęcia wyrównawcze.
– To kolejny problem, którego nie zauważyliśmy w tym szaleńczym pośpiechu wdrażania reformy oświatowej – stwierdza Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Związek ma interweniować w MEN, aby przy okazji planowanych zmian w ustawie o finansowaniu zadań oświatowych umożliwiło dyrektorom swobodne zlecanie w ramach nauczycielskiego etatu dodatkowych zajęć, jeśli są takie potrzeby wśród uczniów. Ale na razie zmiany idą w przeciwnym kierunku.
– Otrzymaliśmy zapewnienie z MEN, że art. 42 KN, który zakazuje w ramach etatu prowadzenia zajęć z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej, będzie jeszcze zaostrzony, aby dyrektorzy nie obchodzili prawa i płacili za dodatkowe zajęcia – zdradza Sławomir Wittkowicz.
– Natomiast jeśli we wrześniu dyrektorzy nie będą płacić za zajęcia wspomagające, będziemy namawiali nauczycieli, aby w sądach pracy dochodzili zaległego wynagrodzenia – dodaje.