- Nasze segregatory z pismami dotyczącymi likwidacji szkół wbrew opinii kuratora oświaty i woli lokalnej społeczności pękają w szwach. Mam nadzieję, że to się zmieni - twierdzi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
/>
/>
KOMENTARZ EKSPERTA
Nasze segregatory z pismami dotyczącymi likwidacji szkół wbrew opinii kuratora oświaty i woli lokalnej społeczności pękają w szwach. Mam nadzieję, że to się zmieni. Związek Nauczycielstwa Polskiego pozytywnie zaopiniował zmianę polegającą na wzmocnieniu roli kuratora oświaty w kształtowaniu sieci szkół i przedszkoli oraz na przywróceniu obowiązku uzyskiwania pozytywnej opinii organu nadzoru pedagogicznego w przypadku likwidacji szkoły. Każde dziecko – niezależnie od miejsca urodzenia, statusu materialnego oraz sytuacji finansowej gminy – ma prawo do nauki w publicznej samorządowej szkole położonej jak najbliżej miejsca zamieszkania. Likwidacja najbliższej szkoły powoduje liczne obciążenia: wydłuża się czas drogi do szkoły i czas spędzany poza domem, uczniowie tracą możliwość uczestniczenia w życiu szkoły w pełnym zakresie czy korzystania z zajęć pozalekcyjnych, rosną koszty dowożenia. Na zamknięciu szkoły traci cała lokalna społeczność, a dotyczy to szczególnie wyludniających się gmin wiejskich.
Kto będzie chciał się przeprowadzić do miejscowości bez szkoły, pełniącej często funkcję centrum życia społecznego, obywatelskiego i kulturalnego? Nie można podejmować decyzji o likwidacji szkół jedynie w oparciu o rachunek ekonomiczny. A tak w ostatnich latach często zachowywały się gminy. W uzasadnieniach do uchwał o zamiarze likwidacji mieliśmy zwykle wyliczenia, jak w przypadku przedsiębiorstwa, które ma przynosić zysk. Excel, który najbardziej przemawia do lokalnych polityków, nie może decydować o szansach edukacyjnych uczniów.
Dlatego cieszę się, że kurator odzyska utracony siedem lat temu realny wpływ na sieć szkół poprzez możliwość blokowania nieuzasadnionych uchwał dotyczących likwidacji placówek. Wracamy do zapisów gwarantujących obywatelom dostęp do publicznej edukacji. Wiąże się to oczywiście z dyskusją o wysokości nakładów na edukację i konieczności zwiększenia subwencji oświatowej.
Czas, jaki upłynął od 2009 roku, pokazał, że rozwiązanie zakładające niewiążącą opinię kuratora było błędne. Pozostawione poza kontrolą administracji rządowej samorządy (a przynajmniej duża ich część) chętnie i łatwo pozbywały się swoich zadań, a tym samym odpowiedzialności. Dochodziło do skrajnych sytuacji, kiedy samorząd uprawiał wolną amerykankę, celowo likwidując nawet wszystkie szkoły na swoim terenie. Choćby gmina Leśniowice, która wbrew negatywnej opinii kuratora zamykała szkoły podstawowe na potęgę, zastępując je placówkami stowarzyszeniowymi. Jak stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli, gmina ta stworzyła fikcję prawną w zakresie zapewnienia mieszkającym na jej terenie uczniom możliwości spełniania obowiązku szkolnego w szkołach prowadzonych przez gminę oraz uniemożliwiła skuteczną kontrolę spełniania obowiązku szkolnego i obowiązku rocznego przygotowania przedszkolnego.
„Na zamknięciu szkoły traci cała lokalna społeczność, a dotyczy to szczególnie wyludniających się gmin wiejskich.
KOMENTARZ EKSPERTA
Dla Związku Gmin Wiejskich RP zmiana ustawy o systemie oświaty w części dotyczącej przywrócenia obowiązku uzyskania pozytywnej opinii wiążącej kuratora oświaty w przypadku likwidacji szkoły, przekształcania i tworzenia szkoły przez inny podmiot jest trudna do zaakceptowania.
Wprowadzenie tej zmiany jako inicjatywy poselskiej sprawiło, że samorządy nie miały możliwości zaopiniowania projektu. Zmiana przywraca stan sprzed wielu lat, gdy o sieci szkolnej, likwidacji, łączeniu czy przekształcaniu szkół decydował kurator. Dopiero po latach starań samorządy uzyskały swobodę w kształtowaniu sieci szkolnej na swoim terenie. Obecnie przywrócono stan dawny i znów straciliśmy tę możliwość.
Nie istnieją żadne przesłanki, które mogłyby uzasadnić powrót do złej praktyki narzucania samorządom sposobu wykonywania zadań oświatowych. To sposób myślenia niezgodny z istotą samorządu terytorialnego, z dobrą zasadą pomocniczości, do której przyzwyczaili się już obywatele.
Zmiana ustawy ma skutki nie tylko formalne, lecz także finansowe. Już dzisiaj na poziomie gmin wiejskich i miejsko-wiejskich subwencja oświatowa nie pokrywa nawet kosztów wynagradzania nauczycieli. Samorządy, aby sprostać wymogom prawa oświatowego oraz zapewnić dobry poziom nauczania, dokładają z własnych budżetów znaczne środki. W wielu gminach, mimo przeprowadzonych procesów racjonalizacji sieci szkolnych, poziom wydatków na oświatę stanowi blisko połowę i więcej całego budżetu gminy. Proces likwidacji szkoły lub zmiana jej statusu jest dla samorządów procesem bardzo skomplikowanym, odbywającym się w atmosferze protestów i niezadowolenia społecznego. Czy przychylniej powinniśmy spoglądać na efekty racjonalizacji sieci, dające większy potencjał edukacyjny i opiekuńczo-wychowawczy, czy też na placówki, w których liczba uczniów jest równa liczbie nauczycieli lub nieznacznie ją przekracza, a poziom nauczania jest często ledwie średni?
Niestety zauważalna jest skłonność nowego kierownictwa MEN do centralizowania systemu oświaty. Dość arbitralna decyzja w sprawie pozostawienia sześciolatków w przedszkolach oraz zwiększenie – niejako przy tej okazji – roli kuratorów wskazują taki kierunek. Nie jest on dla mnie zaskakujący. Przy czym, jeśli rząd chce przyjąć taki model systemu edukacji i wychowania, to jego wdrożenie musi być oparte na dostosowaniu do niego zasad finansowania. Jeśli budżet państwa poradzi sobie z finansowaniem systemu scentralizowanego, to samorządom nic do tego. Jeśli jednak tego nie zrobi, to samorządy nie poradzą sobie z nowymi obowiązkami. W ślad za zmianą ustawy musi więc pójść zmiana finansowania zadań oświatowych prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego i nowe zdefiniowanie małej szkoły. Samorząd nie może być jedyną stroną zapewniającą finansowanie skutków wprowadzonych zmian.
„Ministerstwo Edukacji Narodowej musi zaufać samorządom, bo one najlepiej rozumieją potrzeby lokalnych mieszkańców i ich dzieci".