Jest ich za dużo, dostają za mało pieniędzy i poświęca się im za mało czasu – tak w skrócie można opisać sytuację doktorantów na polskich uczelniach. Skala nadużyć jest rozpięta, a ich konsekwencje – bardzo poważne.
Sytuacja młodych naukowców - doktorantów regulowana jest w polskim prawie przez ustawę - Prawo o szkolnictwie wyższym, która stanowi, że na „studia trzeciego stopnia - studia doktoranckie, prowadzone przez uprawnioną jednostkę organizacyjną uczelni, instytut naukowy Polskiej Akademii Nauk, instytut badawczy lub międzynarodowy instytut naukowy działający na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej utworzony na podstawie odrębnych przepisów, przyjmowani są kandydaci posiadający kwalifikacje drugiego stopnia, kończące się uzyskaniem kwalifikacji trzeciego stopnia”. Sytuacja doktorantów zmieniła się wraz z wprowadzeniem systemu bolońskiego. Wcześniej doktorant najczęściej był zatrudniony na uczelni. Teraz jest uczestnikiem studiów. - Status prawny doktoranta jest jasny, ale nie dla wszystkich. Problem z nim mają sami doktoranci i pracownicy uczelnianej administracji - mówi Marcin Dokowicz, Rzecznik Praw Doktoranta. Faktycznie: doktorant to ani nie pełnoprawny student, ani pracownik. Z jednej strony zakres obowiązków doktoranta jest analogiczny do zakresu obowiązków pracownika, z drugiej jednak strony doktorant uważany jest za „studenta studiów doktoranckich”, przy czym nie posiada on ani pełni praw pracowniczych (np. płatny urlop macierzyński, fundusz socjalny pracowników, nagrody za działalność organizacyjną) ani studenckich (np. na brak zniżek na przejazdy komunikacją miejską). - Naszym zdaniem powinno wystąpić przechylenie w kierunku doktoranta jako pracownika naukowego - podsumowuje Dokowicz.
Wiadomo, że z roku na rok studia doktoranckie stają się coraz popularniejsze. Z jednej strony kończący studia drugie stopnia często traktują je jako przełożenie decyzji o tym „co dalej”, a z drugiej strony doktoranci to żyła złota dla uczelni. – Kiedy spada liczba studentów, uczelnie przyjmują coraz więcej osób na studia trzeciego stopnia, by w ten sposób podreperować swój budżet – mówi Marcin Dokowicz. Liczba doktorantów nie jest tożsama z liczbą doktoratów. Mimo boomu na studia trzeciego stopnia, zbyt wysoki poziom wykształcenia społeczeństwa nam póki co nie grozi.
Z danych OECD wynika, że w 1990 r. doktorantów było ok. 2,7 tys., podczas gdy w 2013 r. ich liczebność zdecydowanie przewyższała już 43 tys. Nijak to się jednak ma do liczby obronionych dyplomów: zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w rankingu pod względem liczby obronionych doktoratów i jesteśmy jedynym krajem objętym badaniem, w którym liczba doktoratów w roku 2009 nie tylko nie zwiększyła się w stosunku do roku 2000, ale nieznacznie zmalała. W 1990 r. grono polskich doktorów powiększyło się o 2,3 tys. osób – o 1,4 tys. mniej niż 10 lat wcześniej. W roku 2013 nadano natomiast niemal 6,1 tys. stopni doktora.
Na liczę doktorantów narzekają sami doktoranci. - Przyjmowana jest jak największa liczba doktorantów, co podyktowane jest korzyściami finansowymi dla uczelni lub jednostki naukowej, a nie rozwojem kadry naukowej oraz polskiej nauki – mówi Anna Katarzyna Zaleszczyk, współautorka raportu „Opis nieprawidłowości i zjawisk patologicznych na studiach doktoranckich”. Wiele uczelni na doktorat przyjmuje wszystkich chętnych, niezależnie od kompetencji. Konsekwencje są łatwe do przewidzenia – z roku na rok spada jakość bronionych doktoratów na co w swoim raporcie zwraca również uwagę Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. - Studia doktoranckie przestały być elitarne, a stały się egalitarne – podkreśla Zaleszczyk.
zobacz także:
Jedną z najczęściej wymienianych przez doktorantów nieprawidłowości w funkcjonowaniu systemu studiów jest sposób finansowania. Głównym problemem przy rozdzielaniu środków finansowych jest brak transparentności, nepotyzm, nieprzestrzeganie regulaminów oraz brak jasno określonych i dostępnych kryteriów przyznawania stypendiów. Niejednokrotnie poruszano problem niewłaściwie sformułowanych regulaminów przyznawania stypendiów i braku uzasadnienia dla decyzji podjętych przez komisje stypendialne. Wielu doktorantom przyjmowanych na stacjonarne studia doktoranckie nie zapewniono żadnego źródła finansowania. Wielokrotnie doktoranci zgłaszali, że zdarzają się przypadki nieterminowego wypłacania stypendiów, co uniemożliwia im zachowanie płynności finansowej oraz pokrycie zobowiązań (raty, kredyty, rachunki). Minimalne stypendium doktoranckie na studiach stacjonarnych nie może być niższe niż 60 proc. minimalnego wynagrodzenia zasadniczego asystenta, ustalonego w przepisach o wynagradzaniu nauczycieli akademickich. To jednak bardzo często mrzonki. – Niskie stypendia lub ich całkowity brak powoduje, że młodzi naukowcy muszą pracować poza nauką. Ich doba ma dokładnie tyle samo godzin co w przypadku już zatrudnionych na uczelni. I w tym czasie muszą również prowadzić zajęcia dla studentów, zajmować się publikacjami, pracować, często pracować przy grantach i jeszcze pisać doktorat. I w ten sposób błędne koło się zamyka. Nie będzie lepszej jakości doktoratów, jeśli nie zmieni się sposób finansowania i nie zostanie zmniejszona liczba doktorantów – mówi Dokowicz.
- Jedną z największych bolączek studiów trzeciego stopnia jest ich niejasny i niedostosowany do potrzeb studentów program. Do tego dochodzi niezadowalająca współpraca z promotorem i wciąż powtarzające się przypadki łamania praw autorskich i przywłaszczania treści. Jak wykazała kontrola przeprowadzona przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów, w 13 proc. jednostek posiadających uprawnienia w zakresie nadawania stopnia doktora, często ma miejsce nieaktualna problematyka badań i metodyka przewodu, nieznajomości bieżącej literatury przedmiotu, brak wyraźnie sformułowanego problemu badawczego oraz uzasadnienia podjęcia pracy, podejmowanie przez rady wydziału tematów leżących poza zakresem ich kompetencji i uprawnień. Podczas kontroli stwierdzono ponadto dobór niekompetentnych recenzentów i brak rzeczowej oceny rozprawy w recenzjach - twierdzi dr Ewa Kochańska z Centrum Badań i Innowacji Pro-Akademia. – Program studiów nie przygotowuje doktorantów do zdobywania grantów czy ubiegania się o zagraniczne publikacje, co jest podstawowym warunkiem do podnoszenia pozycji Polski w rankingach międzynarodowych – mówi Dokowicz. I dodaje: „Tych umiejętności studenci szukają poza uczelnią. A rozwiązanie tej sytuacji jest proste. Można przenieść ciężar prowadzenia studiów doktoranckich z poziomu instytutów i wydziałów na poziom uczelni”.
zobacz także:
Pod pojęciem mobbing doktoranci zgłosili 96 problemów występujących powszechnie. Obserwowane problemy dotyczyły głownie wykorzystywania doktorantów do prac administracyjnych i organizacyjnych, prowadzenia zajęć dydaktycznych, i wykonywania obowiązków pracowników naukowych realizowanych w ramach projektów, głownie przez opiekunów naukowych lub promotorów. Zauważono także niepokojące zgłoszenia dotyczące dyskryminacji ze względu na płeć oraz liczne przypadki molestowania psychicznego i seksualnego. Z kolei problem nepotyzmu w rekrutacji na studia doktoranckie, zaliczeniach egzaminów oraz przyznawaniu stypendiów z różnych źródeł poruszany był przez doktorantów w 54 zgłoszeniach. Zjawisko to zazwyczaj było określane jako powszechne. Zarzucano faworyzowanie członków rodziny lub bardzo bliskich znajomych przy obsadzaniu stanowisk, jak również kierowanie się interesem własnym/rodziny przy dokonywaniu wyborów w rozdziale środków stypendialnych.
Statystyka pokazuje, że doktorat to gwarancja zatrudnienia. Niemal 100 proc. polskich doktorów jest aktywnych zawodowo. Jest to charakterystyczne dla wszystkich krajów OECD. Nie wiadomo jednak ilu z nich znajduje zatrudnienie w nauce. - Znane są jednak przypadki, że osoba ze stopniem doktora pracuje na budowie. Powszechnym jest, że te osoby znajdują pracę jako przedstawiciele handlowi. To kolejny przykład na to, że studia trzeciego stopnia nie uczą rzeczy, które są przydatne z punktu widzenia rynku - mówi Dokowicz. - Poziom frustracji takich osób jest bardzo duży i znowu negatywnie odbija się na postrzeganiu doktorantów w społeczeństwie - dodaje.
Jakość studiów doktoranckich i doktoratów jest kluczowa dla rozwoju innowacyjnej gospodarki, a ta – jak wiadomo – mocno kuleje. Pod względem otwartości i atrakcyjności zajmujemy, tuż przed Litwą, najgorszą,, pozycję wśród krajów Unii Europejskiej. Równie niekorzystnie wypadamy na tle Unii Europejskiej, jeżeli chodzi o wynalazczość i wynalazców. Jak pokazuje kolejna unijna statystyka, zajmujemy w niej 26 miejsce. W krajach, zajmujących czołowe miejsca w rankingach innowacyjności, (w krajach UE to przede wszystkim w Skandynawii i Niemczech) wśród wskaźników innowacyjności wymienia się obok uwarunkowań systemowych kapitał społeczny.
era(2015-12-15 12:07) Zgłoś naruszenie 305
Należy wrócić do zatrudnienia doktorantów na uczelni. Pozbyć się zwykłego interesu finansowego, a zainwestować właśnie w przyszła elitę naukową, Mam wrażenie, że wszystko nam Polakom przeszkadza. Zakpiono z nauki, ośmieszono ją, a tym samym ludzi, którzy podnoszą kraj na wyżynę intelektualną. Czym jest kraj bez kultury, nauki? Warte zastanowienia. Pozwólmy młodzieży poszerzać swoje horyzonty, a będziemy kiedyś zbierać żniwa, szczycić się elitą naukową, a nie ciągle narzekać, że coś jest niepotrzebne i za drogie, ze doktorant to naciagacz, że nie chce mu sie pracować dlatego studiuje. Takie myślenie jest głupie i szkodliwe.
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzProblemow mnóstwo - wspomnę o dwóch(2015-12-16 15:28) Zgłoś naruszenie 10
Naukę ośmieszono i nadal się ośmiesza przy udziale koryfeuszy wielkiej polskiej nauki. To oni najbardziej korzystają na tym systemie, proszę pamiętać, że obroniony doktorat to dodatkowo ok. 5 tys. zł dla promotora, ponad tysiąc dla recenzentów. Dlatego profesorowie biorą wszystkich bez względu na ich talent, pomysły, predyspozycje do pracy naukowej i... temat. Koryfeusze znają się na wszystkim, podobnie jak i koleżki - recenzenci. A jeśli trzem-czterem doktorantom rocznie się uda napisać doktorat (a może zresztą kupić, kogo to obchodzi), to wszyscy zarobią. Dodatkowo wymóg promotorstwa jest wpisany do ustawy jako wymóg awansu. Póki nie będzie ostrej kontroli poziomu i rezygnacji z wymogu bycia promotorem do awansu, nie ma szans na poprawę.
MO(2015-12-15 14:04) Zgłoś naruszenie 242
jakie raty kredytu !!!! doktorant nie ma zdolności finansowej
Pokaż odpowiedzi (2)Odpowiedzalf(2015-12-15 23:37) Zgłoś naruszenie 10
Może brał kredyt na komputer...
Olsztyn(2015-12-15 19:17) Zgłoś naruszenie 40
A ja jestem doktorantem i właśnie spłacam kredyt - kredyt studencki
Ag(2015-12-15 11:31) Zgłoś naruszenie 220
Zgadzam sie ze wszystkim co zostalo napisane w artykule. Poszlam na studia doktoranckie, poniewaz chcialam wykladac na uczelni. Lubie uczyc i wiedzialam ze w tym moge sie sprawdzic. Teraz wiem, ze szanse zatrudnienia mnie na uczelni sa mniejsze niz zero, do tego wszystkie stypendia zgarniaja 4 osoby z roku (a jest nas ponad 20 osob) wiec cala reszta musi pracowac. Pracujac jest bardzo malo czasu na pisanie artykulow, o doktoracie nie wspominajac. Nie masz artykulow, konferencji (bo pieniadze przeznaczasz na zycie) nie dostajesz stypendium i kolo sie zamyka. Mnie w tym roku udalo sie uzyskac 370 zl stypendium socjalnego (gdzie oplata za mieszkanie wynosi w granocah 400 zl samego czynszu), jak zyc?!
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedztab(2015-12-15 15:05) Zgłoś naruszenie 50
Dokładnie, nie masz stypendium - musisz pracować - nie masz czasu na udział w konferencjach i pisanie artykułów w ilości pozwalającej na zdobycie stypendium - nie masz stypendium - musisz pracować... Dodać trzeba do tego fakt, że niektórzy doktoranci załapali się na etat lub pół etatu na uczelni, w związku z czym siłą rzeczy mają więcej czasu na konferencji i artykuły (bo nie muszą pracować poza nauką) ergo zgarniają stypendia. Natomiast wśród kadry uczelnianej jest nikłe zrozumienie problemu. Pamiętam, jakie u nas było larum, kiedy padła propozycja, by zajęcia wynikające z programu studiów doktoranckich odbywały się w godzinach przedpołudniowych. Na argument samorządu doktoranckiego, że ludzie normalnie pracują, padła odpowiedź, że przecież to studia dzienne, więc doktorant powinien poświęcić się uczelni, a nie pracować na etacie. Tak, oczywiście, i mieszkać w kartonie i żywić się powietrzem. Do tego organizowane są na przykład obowiązkowe zebrania w środku tygodnia rano albo zleca się doktorantom różne prace w ciągu dnia (już nawet pomijając dydaktykę - a tu też nie zawsze da się dogadać, by dostać zajęcia popołudniowe albo weekendowe) i w efekcie wielu osobom brakuje urlopu wypoczynkowego (wypoczynkowego!!) na realizowanie tych wszystkich obowiązków, a gdzie własne badania i pisanie?
z(2015-12-15 08:43) Zgłoś naruszenie 161
Studiować - gdybym chciał - to jedynie po to aby rozwijać swoje zainteresowania i osobowość. Studia wyglądają na ogół tak, że profesor śpieszący z 1 uczelni na 2 i 3 nie ma nawet czasu na dyskusję ze studentami i grozi niejednokrotnie osobnikom, którzy chcą zadać pytanie. Zamiast dyskusji, ucierania poglądów, empirii na polskich tzw. uczelniach jest zaliczanie : sesji, zaliczeń, imprez.
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzGość(2015-12-15 16:06) Zgłoś naruszenie 10
Gdybyś miał choćby śladowe pojęcie o sprawie, wiedziałbyś, że wykładowcy pracujący na kilku uczelniach zniknęli z trzech powodów - a) zakazu ustawowego zatrudnienia na drugim etacie, b) spadającej liczby studentów i c) wysyłania na emerytury kogo się da, kiedy tylko osiągnie wiek emerytalny, żeby ciąć koszty.
Eva(2015-12-15 15:32) Zgłoś naruszenie 160
Po 4 latach studiów doktoranckich i nadaktywności w działaniach popularyzujących naukę jestem z niczym. Nie mogę liczyć na akademicki etat, bo ciasno a niepotyzm kąży po korytarzach niczym "pogański samum". Nie mając jeszcze doktoratu jestem zbywana na kolejnych rozmowach kwalifikacyjnych, gdyż potencjalny pracodawca obawia się, że po doktoracie zacznę szukać innego stanowiska...! Jadąc na konferencję, która jest w kręgu moich zainteresowań badawczych, licze w portfelu pieniądze, kiedy inni podbijają delegacje...zamknęty krąg. Oczywiście mnożyć można problemy, ale czy to coś da - możemy prowadzić dyskusję, jednak póki nie nastąpią zmiany w ustawach, artykułach ect. możemy odbijać się od ścian...nie mówiąć już o masowej "produkcji" doktorantów i upowszechnianiu studiów III stopnia
Odpowiedzdr inż.(2015-12-15 08:07) Zgłoś naruszenie 139
Studia doktoranckie dostępne dla każdego, są obecnie tylko kontynuacją magisterki dla każdego, licencjatu dla każdego i matury dla każdego. Czyli warte mniej niż stara magisterka. Prawdziwy doktorat to był ten zdobyty drogą zatrudnienia na uczelni i asystentury.
Pokaż odpowiedzi (2)Odpowiedzdr inż. ma rację(2018-04-08 11:24) Zgłoś naruszenie 00
a rzekomy Patolog to zwykły frustrat z wątpliwym wykształceniem. To widać, słychać i czuć.
Patolog(2015-12-15 10:02) Zgłoś naruszenie 163
Najlepiej aby było jak najmniej doktorantów, bo wtedy stara gwardia (nomenklatura) nie musi już kompletnie nic robić, dostało się za komuny to się ma do śmierci, nie zależnie co się robi między tym doktoratem a śmiercią - totalne przegięcie. Starą magisterkę dostałem m.in. zdając egzaminy u pijanego profesora, pamiętam egzaminy na których nie było znaczenia co się powiedziało i ile dostawało się zaliczenie - tak wyglądała ta wspaniała stara magisterka. Na uczelni zostawały kapusie i rodzina - tak jest do dziś o utworzeniu etatu decyduje rada wydziału a nie specjaliści w danej branży - pamiętam najlepsze osoby na roku, którym nikt ni proponował pozostania na uczelni a były wybitne, bo trzeba było dać etacik rodzince profesorka albo szefa lokalnego zjednoczenia.
Paweł Szwagierek(2015-12-15 13:29) Zgłoś naruszenie 130
Jako osoba, która ukończyła studia doktoranckie, postanowiłem coś o tym napisać. A więc mimo ukończonych studiów, nie mogłem podejść do obrony doktoratu i to pomimo napisania pracy, zdania egzaminów końcowych i przychylności dziekana, który na tych egzaminach był (bo zawsze jest). Napiszę tak: studia tego typu zamiast rozwijać poziom badań na katedrze służą zbijaniu kabzy promotorom. Biorą oni jak najwięcej doktorantów, a później dopuszczają do obrony tych co wyręczają ich w pracy lub mają niezłe (i to mocne) znajomości. Więc zanim zdecydujecie się na studia III stopnia dobierzcie mądrego promotora, pod skrzydłami którego będziecie mogli się rozwijać naukowo. Poza tym sądzę, że studia doktoranckie i doktorat powinny mieć na celu wniesienie czegoś do doktryny, a jeśli ktoś traktuje je jako pracę od pierwszego do pierwszego z wypłatą co miesiąc to niech idzie do budżetówki (smutne jest tylko to, że uczelnie to teraz taka cicha posadka budżetowa i najczystszy etatyzm). Jeżeli chcecie się rozwijać, np. finansowo, czy twórczo (naukowo) to proponuję inne formy aktywności zawodowej. A jeśli jednak zdecydujecie się na studia III stopnia to życzę wam mądrego promotora i wytrwałości w ciężkiej pracy. Pozdrawiam obecnych i przyszłych doktorantów :)
OdpowiedzDawid(2015-12-15 10:27) Zgłoś naruszenie 128
Zniżki na przejazdy komunikacją akurat doktorantom przysługują.
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzAlicja(2015-12-15 22:04) Zgłoś naruszenie 70
I są i nie są. W wielu mniejszych miejscowościach, gdzie nie ma doktorantów na codzień nie ma też zniżek. A Warszawie - co już zaskoczyło mandatem kilkoro moich znajmych doktorantów - są zniżki tylko na bilety długookresowe. Czyli jak przyjeżdża się na zjazdy lub konferencje i kupuje bilety kartonikowe, to zniżek nie ma.
Jan(2015-12-15 10:21) Zgłoś naruszenie 97
ZNACZĄCA WIĘKSZOŚĆ DZISIEJSZYCH DOKTORÓW I DOKTORANTÓW TO OSOBY NIE ODBIEGAJĄCE POZIOMEM WIEDZY OD DAWNYCH MAGISTRÓW. SZKODA PIENIĘDZY NA KSZTAŁCENIE TAKIEJ ILOŚCI DR. POLSKA NAUKA IDZIE W DÓŁ. SZKODA.
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedzleon_9,81(2018-03-08 09:26) Zgłoś naruszenie 00
Proces jest destrukcyjny. Więcej doktoratów to niższy poziom doktoratów. Następnie słaby doktor wyhabilitowany kształci jako promotor następnego słabeusza. I tak wokół. Trzeba skończyć z tym niezdrowym procederem i podnieść poziom przez selekcję kandydatów.
Pyton(2015-12-15 09:07) Zgłoś naruszenie 92
"Statystyka pokazuje, że doktorat to gwarancja zatrudnienia. Niemal 100 proc. polskich doktorów jest aktywnych zawodowo." 100% aktywności zawodowej, to raczej efekty selekcji.. na studia doktoranckie idą osoby, które sa ponadprzeciętnie aktywne, nawet gdyby czas studiów zamiast na uczelni speziły w arescie, po wyjściu też byłyby aktywne zawodowo.
OdpowiedzStojek(2015-12-15 10:31) Zgłoś naruszenie 81
Studia doktoranckie z prawa na UJ. Wystarczy zapłacić 8000 zł rocznie czesnego, i tyle,
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzO.(2016-01-13 10:04) Zgłoś naruszenie 21
Studia doktoranckie NIESTACJONARNE, zapomniałeś dopisać
opt(2015-12-15 22:54) Zgłoś naruszenie 86
I takim sposobem mamy doktorów , co uniewinniają niewinnych, nie wiedzą co to oznacza bez zbędnej zwłoki, podejmują czynności , które wykraczają poza ich uprawnienia...., a były czasy ,że doktorant musiał władać 2 językami obcymi, posługiwać się w mowie i piśmie językiem polskim...
Odpowiedznajlepsza doktorantka..(2015-12-15 13:24) Zgłoś naruszenie 70
jestem doktorantką IV roku. Pierwszy raz w "karierze doktoranta" udało mi się wywalczyć stypendium naukowe dla najlepszych doktorantów. Dostało je 11 osób ogólnie (ze wszystkich lat). W zależności od osiągniętego wyniku, będącego odzwierciedleniem działalności naukowej - wysokość stypendium zalezy od znalezienia sie w jednej z 3 grup progowych dla której ustalana jest kwota stypendium. To nie lada wyzwanie, żeby dostać to prestiżowe stypendium...Ja, choć miałam 7 publikacji naukowych plus inne osiągnięcia - znalazłam się w ostatniej grupie, otrzymując tym samym 250 zł STYPENDIUM miesięcznie!!! Co najśmieszniejsze (a może najgorsze), student startując o analogiczne stypendium dla najlepszych studentów otrzymuje w 3 grupie (tej co ja) 400 zł/m-c i jest to najniższe stypendium jakie może uzyskać.... jak dla mnie coś jest nie tak skoro będąc studentem otrzymujesz więcej niż będąc doktorantem. Kwota 250 zł miesięcznie jest śmieszna w porównaniu do tego jak bardzo się trzeba napracować, żeby znaleźć sie w gronie "najlepszej 11-stki"....
OdpowiedzMłody Doktor(2016-03-23 12:01) Zgłoś naruszenie 60
Z moich obserwacji wynika, ze wszystko zależy od "układów" Promotora. Jeśli ma dobre układy - to obronisz się szybko i sprawnie, jeśli tych układów nie ma - zaczyna się problem. Ale nawet jeśli się obronisz i jakimś cudem (tak cudem) dostaniesz pracę na uczelni, to i tak długo tam nie popracujesz. Studentów jest coraz mniej, zamykane są kolejne kierunki, zwalniani ludzie. I to bynajmniej nie ci, którzy nic nie robią... Na stołkach zostają osoby z największymi "plecami", a także ich rodziny, przyjaciele lub kochankowie. Zatem...Młody Człowieku, jeśli nie masz mamy, taty, babci, wujka na odpowiednim stanowisku, albo jeśli nie masz oporów "przespać się z kim trzeba" nie myśl w dzisiejszych czasach o karierze naukowej. Oczyiście zdarzają się wyjątki, ale tak rzadko, że jak to móiwą nie jest to istotne statystycznie... ehhh
Odpowiedzannawro777@wp.pl(2015-12-19 16:35) Zgłoś naruszenie 50
Studia doktoranckie to jeszcze stosunkowo "mała sprawa". Habilitacje to już konkretne "przegięcie" profesorów - i ich rodzin oraz najbliższych. Osoba solidna po doktoracie nie ma szans na normalne przejście przez "sito habilitacji" - pozostałości komunizmu !!! W żadnym kraju UE bądź państwa, w którym rozwija się nauka (np. Japonia, USA) nie ma habilitacji, bo liczy się DOROBEK NAUKOWY przez cały okres zatrudnienia pracownika na uczelni. Niestety, obecne grono profesorów W WIEKU EMERYTALNYM boi się konkurencji ze strony młodych, kreatywnych naukowców i - po prostu - nie daje Im szans !!! A konsekwencja ??? Coraz niższy poziom nauki w Polsce !!!
OdpowiedzKuba(2015-12-15 14:31) Zgłoś naruszenie 42
Między Nami jaskiniowcami mówiąc , wielu z Nich w życiu społecznym to zwykłe wykształciuchy,nie mające pojęcia o istocie tematu. . Owszem zdarzają się wybitne rodzynki ale niestety jak to w zyciu bywa Oni często zamiast wykąpać dziecko to wylewają je razem z wodą - ano tak dla zasady.
Odpowiedzdoktorantka001(2015-12-15 12:44) Zgłoś naruszenie 41
Wiele informacji zawartych w powyższym tekście jest zgodnych z prawdą. Jeśli chodzi o kwestie stypendialne: nikt nie obiecuje osobom aplikującym na studia doktoranckie stypendium. Podejmując decyzje o doktoracie muszą się liczyć z tym, że w obecnych czasach stypendium otrzymuje tylko określony procent doktorantów. Świadomość tego pozwala uniknąć rozczarowania w przyszłości. Brak środków finansowych dla wszystkich doktorantów nie sprzyja również miłej atmosferze na roku. Bo tak o to na roku mamy doktoranta, który pobiera wszystkie możliwe stypendia uczelniane (podstawowe, projakościowe i rektora) "zarabiając" ok. 3 tys zł miesięcznie oraz takiego, który nie dostaje nawet złotówki. Moim zdaniem kluczowe jest otrzymanie stypendium na pierwszym roku. Mając wtedy zabezpieczenie finansowe możemy spokojnie poświęcić się działalności naukowej, co będzie przekładało się na artykuły, certyfikaty uczestnictwa w konferencjach, a tym samym na stypendium na drugim roku studiów. Kwestia przyznawania stypendiów socjalnych także budzi wątpliwość, zwłaszcza sposób naliczania dochodu. I tak np. doktorant 3 roku ubiega się o stypendium socjalne. Na drugim roku studiów pobierał stypendium doktoranckie, ale na trzecim roku już go nie otrzymał. Oczywiście jego sytuacja materialna oceniana jest na podstawie dochodów uzyskanych na drugim roku, co jest oznacza, że nie otrzyma stypendium socjalnego, chociaż obecnie jego miesięczny dochód wynosi 0 zł.
Odpowiedz?(2015-12-15 14:55) Zgłoś naruszenie 23
Ja pisze z życia doktorat . Doktorat błędów ,zasług ,czynów i zamiarów. Prace rozpocząłem od 15r zycia a może nawet dużo wcześniej,nie chciałem obciążać rodziców i wciąż spotykam "wykształconych" którzy takich jak my jakże często okradają.
OdpowiedzPatryk Zając(2015-12-24 19:17) Zgłoś naruszenie 20
Cóż, z moich umiejętności i kompetencji zdobytych w jednej z największych w Polsce korporacji, w której jestem Pełnomocnikiem Zarządu ds. Kontraktów Strategicznych i Międzynarodowych, uczelnia korzysta chętnie. Liczba godzin dydaktycznych w jednym semestrze, które prowadzę, to obecnie 190. Oczywiście nieodpłatnie, w ramach "pensum doktoranckiego". Jeśli trzeba mówić o tzw. "współpracy z biznesem", to oczywiście także kosztem mojej pracy. Dyscyplina, w której się doktoryzuję, to moja życiowa pasja. Praca akademicka stanowi tradycję rodzinną. Ale cóż z tego, skoro zwyczajnie rozpada się system? Nie ma w nim miejsca na myślenie o przyszłości. Liczy się dotrwanie do emerytury obecnej tzw. "kadry akademickiej". Z punktu widzenia rynku pracy i umiejętności oczekiwanych przez Pracodawców, kompetencje większości tzw. pracowników naukowych są żadne. Takich też absolwentów wypuszczają na rynek. Trudno powiedzieć, czy bardziej to śmieszy, czy bardziej wystrasza.
OdpowiedzPaweł Szwagierek(2015-12-15 13:09) Zgłoś naruszenie 10
ako osoba, która ukończyła studia doktoranckie, a nie mogła podejść do obrony doktoratu mimo napisania pracy, zdania egzaminów końcowych i przychylności dziekana, który na tych egzaminach był (bo zawsze jest), napisze tak: studia tego typu zamiast rozwijać poziom badań na katedrze służą zabijania kabzy promotorom, którzy biorą jak najwięcej doktorantów, a później dopuszczają do obrony tych co wyręczają ich w pracy lub mają niezłe (i to mocne) znajomości na uczelni. Więc zanim zdecydujecie się na studia III stopnia dobierzcie mądrego promotora pod skrzydłami, którego będziecie mogli się rozwijać naukowo. Poza tym sądzę, że studia doktoranckie i doktorat powinny mieć na celu wniesienie czegoś do doktryny, a jeśli ktoś traktuje je jako pracę od 1 do 1 z wypłatą co miesiąc to niech idzie do budżetówki (tylko, że uczelnie to teraz taka cicha posadka budżetówa:).
Odpowiedz