Rząd, wprowadzając odpłatność za drugi kierunek, uniemożliwił studiowanie najlepszym. Ale nie ukrócił przypadków podejmowania nauki dla pieniędzy.
Studiowanie się opłaca / Dziennik Gazeta Prawna
Osoba, która chce w nieskończoność otrzymywać świadczenia socjalne na uczelni oraz korzystać np. z akademika, ma taką możliwość. Wystarczy, że jako student nie będzie przystępować do zaliczeń. Nawet jeśli dziekan w końcu skreśli ją z listy osób pobierających naukę, nie ma przeszkód, aby rozpoczęła kolejne bezpłatne studia. Szkoły wyższe nie mają prawa odmówić jej przyjęcia na następny kierunek lub przyznania stypendium.
– Przepisy wcale nie zlikwidowały problemu osób, które nadużywają korzyści wynikających z posiadania indeksu szkoły wyżej. Uderzyły natomiast w najlepszych, bo im skutecznie odebrały możliwość darmowego studiowania na kilku fakultetach – mówi Adam Szot, rzecznik praw studenta.

Studia w nieskończoność

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) zapowiadało walkę z nadużywaniem uprawnień związanych z nauką na uczelniach, czyli z wiecznymi studentami. Od 1 października 2011 r. obowiązują przepisy określające limit punktów przyznawanych za konkretne zajęcia, w ramach którego można studiować bezpłatnie. Ograniczają one także możliwość pobierania stypendiów na kilku kierunkach. Miało to zlikwidować przypadki, gdy osoby rozpoczynały kształcenie tylko dla przywilejów studenckich. Te zmiany wprowadziła nowelizacja z 18 marca 2011 r. o zmianie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 84, poz. 455 z późn. zm.).
Zgodnie z nią student otrzymuje np. 180 punktów na darmowe studia licencjackie. Ustawodawca przewidział też dodatkowo 30 zapasowych. W ramach tego limitu za naukę nie trzeba płacić.
– Punkty te ubywają z koszyka studenta dopiero wtedy, gdy zaliczy on przedmiot – tłumaczy Elżbieta Kruczek, kierownik działu toku studiów w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Sanoku.
– Nadal bywa tak, że osoba rejestruje się na studiach, nie podchodzi do egzaminów, a limit bezpłatnych punktów nie ulega zmniejszeniu. W ten sposób można studiować w nieskończoność – mówi Jacek Pakuła, prawnik, Wydział Prawa i Administracji UMK.
Takie sytuacje mają również miejsce na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS).
– Odnotowujemy takie przypadki. Brakuje jednak instrumentów prawnych, które pozwoliłyby im przeciwdziałać – informuje Aneta Adamska, biuro prasowe UMCS.
Takie osoby bez przeszkód nadal (mimo wprowadzonych ustawowych restrykcji) mogą korzystać ze studenckich przywilejów.
– Mają prawo do wnioskowania o miejsce w akademiku czy stypendia socjalne – wylicza Jacek Pakuła.
Nieukończenie pierwszego kierunku powoduje, że w tym przypadku nie będą stosowane przepisy wskazujące, iż wspomnianą pomoc finansową można uzyskać na jednym fakultecie.

Wadliwe panaceum

Resort nauki nie dostrzega problemu.
– Obecne przepisy zawierają regulacje rozwiązujące poruszony temat wiecznych studentów – uważa Kamil Melcer, rzecznik prasowy MNiSW.
Wyjaśnia, że zgodnie z art. 190 ust. 2 pkt 1–2 ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. z 2012 r. poz. 572 z późn. zm.) dziekan może skreślić studenta z listy studentów w przypadku stwierdzenia braku postępów w nauce lub nieuzyskania zaliczenia semestru lub roku w określonym terminie. Oznacza to, że student, który nie otrzyma określonej przez uczelnię liczby punktów ECTS wymaganej do zaliczenia semestru lub roku, zostaje wyrzucony z uczelni. Nie posiada tym samym tytułu do otrzymywania stypendium i przebywania w domu studenckim.
– Ale to nie rozwiązuje przypadków, w których nawet przez rok taka osoba korzysta jednak z przywilejów studenckich – podkreśla Jacek Pakuła.
Co więcej, liczba punktów przyznanych na darmowe studiowanie w ich przypadku się nie zmniejsza. Student, który nie zaliczy roku, może podjąć naukę na innym kierunku. Uczelnia nie ma prawa odmówić mu przyjęcia na kolejny fakultet, jeżeli spełni wymogi rekrutacyjne. Nawet jeśli wie, iż osoba napoczęła i nie ukończyła już kilka innych specjalności, i znów je podejmuje tylko dla przywilejów studenckich.

Woda na młyn szkół

Zdaniem ekspertów problem ten mogłoby rozwiązać np. wprowadzenie limitu na liczbę możliwych do podjęcia fakultetów.
– Takich Jasiów wędrowniczków w przypadku naszej uczelni nie jest wielu, więc nie uważam, aby wprowadzanie kolejnej restrykcji w tym zakresie byłoby uzasadnione – mówi dr Józef Węglarz, prorektor do spraw studenckich i dydaktyki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie.
Dodaje, że zawsze znajdą się nieuczciwe osoby, które wyszukają lukę w przepisach i będą nadużywać prawa.
Limitowanie liczby możliwych do podjęcia fakultetów byłoby jednak niekorzystne także dla uczelni.
– To szkołom wyższym się po prostu nie opłaca – mówi Jacek Pakuła.
Wyjaśnia, że otrzymują kilka tysięcy złotych dotacji za każdego studenta. Dlatego przymykają oko na tych, którzy zmieniają fakultety jak rękawiczki.
– Nawet jeśli w skali uczelni ten problem jest znikomy, dotyczy np. 10, 5 czy nawet 3 proc. studentów, to w skali kraju liczba ta wynosi kilka tysięcy osób, za których płaci budżet państwa – wylicza Jacek Pakuła.
Wystarczy dobrze zdać maturę i można podejmować studia w nieograniczonym zakresie.
– Reforma zatem uderzyła głównie w najlepszych studentów, którzy nie mogą bezpłatnie studiować na kilku fakultetach. A wcale nie zblokowała możliwości wykorzystywania przepisów dla osiągania korzyści finansowych – podkreśla Adam Szot.