W badaniu o czasie pracy nauczycieli udział wzięło 8 tys. pracowników. Nie było ono wykonywane po to, by zmieniać system prawny, ale by wypełnić istotne luki informacyjne. Powinno jednak mieć kolejne edycje - mówi Michał Federowicz, dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych.
ikona lupy />
Czekamy na wyniki badań czasu i warunków pracy nauczycieli. Kiedy ostatecznie będą one znane?
Obecnie trwa czyszczenie zbioru danych. Zakładamy, że wyniki poznamy na koniec marca.
Rozumiem, że nie będzie opóźnień i wyniki wtedy zostaną upublicznione?
Na koniec marca będzie gotowy raport.
Badanie czasu pracy nauczycieli też trwa prawie dwa lata.
Rok kalendarzowy przeznaczyliśmy na samo zbieranie danych. Dzięki temu mogliśmy ustalić, jak bardzo nauczyciele są obłożeni pracą w trakcie poszczególnych okresów nauki.
A nauczyciele angażowali się w badanie?
Tak. Chętnie odpowiadali. Często chcieli mówić więcej o swojej pracy, niż było potrzebne do ankiety. Na początku musieliśmy wyjaśniać, że pytamy wyłącznie o pracę, jaką wykonali w poprzednim dniu. Nas interesował jeden konkretny dzień z życia nauczyciela.
Mogło się więc okazać, że w dniu, o który pyta ankieter, nauczyciel nic nie robił.
Nie wiem, czy nic nie robił, ale nauczyciele chcieli opowiadać o całej swojej pracy w innych dniach, w których np. więcej pracowali. Badanie polegało jednak na tym, że pytaliśmy w różnych okresach o poprzedni dzień pracy. Nauczyciel nam go relacjonował. W naszym badaniu komputer wybierał losowo szkoły, nauczycieli i dni tygodnia. Dlatego raz był to dzień bardzo pracowity, a raz mniej.
Czy po prezentacji wyników badań czasu pracy trzeba będzie zmieniać przepisy?
Badania naukowe nie są wykonywane po to, by zmieniać system prawny, ale by wypełnić istotne luki informacyjne, badawcze i analityczne. Dla mnie jest najważniejsze, aby debata publiczna o edukacji opierała się na faktach i wynikach badań naukowych.
Czy wyniki państwa badania będą inne niż OECD, z których wynika, że polski nauczyciele pracuje 3,5 godziny przy tablicy?
To nadużycie, bo to nie były badania, tylko raport. A ten opierał się tylko na analizie przepisów. Raport OECD w wyliczeniu bierze pod uwagę liczbę godzin tablicowych w tygodniu. A to daje średnią roczną, która nic nie mówi.
Związki zawodowe też już sprawdzały, jak bardzo zapracowani są nauczyciele.
Zgadza się, ale robiły to wśród własnych członków. W naszym badaniu bardzo dbamy o reprezentatywność próby, która łącznie liczy osiem tysięcy nauczycieli. Mam nadzieję, że takie badanie stanie się w Polsce pewną rutyną.



Państwu zależy na prowadzeniu tego typu badań, bo dzięki nim instytut funkcjonuje, ale czy są one potrzebne, jeśli i tak nie będzie woli do zmiany przepisów w tym zakresie?
Najlepiej, by takie badanie znalazło się docelowo w Głównym Urzędzie Statystycznym. Instytut chętnie przekaże całą metodologię. Nie lobbujemy za tym, aby przeprowadzać kolejne edycje tego badania, bo nasi pracownicy mają co robić.
Krajowe Ramy Kwalifikacji to kolejny projekt, który jest realizowany przez instytut. Jaki ma on cel?
To efekt nowego podejścia do kształcenia w Unii Europejskiej oraz wielu innych krajach świata. Nowa podstawa programowa, programy studiów kładą już nacisk na konkretne efekty uczenia się, czyli to, co wiesz, potrafisz i jakie masz kompetencje społeczne. Polska Rama Kwalifikacji to struktura, która to porządkuje. W efekcie uczący się wie, czego ma oczekiwać od programu kształcenia, a pracodawca – co potrafi absolwent. Przygotowaliśmy projekt raportu referencyjnego, który opisuje, jak polska rama ma się do europejskiej. Dzięki temu wartość polskich dyplomów będzie czytelna w całej UE.
Kto z tej ramy może skorzystać?
Wszyscy. Każdy na swój sposób. Pracodawcy, osoby, które nauczyły się czegoś na kursach, szkoleniach, w pracy i chcą mieć na to potwierdzenie w postaci wiarygodnego dyplomu, absolwenci wybierający szkołę zawodową czy wyższą. Rozmawiamy z przedstawicielami wielu środowisk, żeby system odpowiadał prawdziwym potrzebom ludzi.
Czyli rama jest takim podręcznikiem, jak osiągnąć sukces na rynku pracy.
Nie. To jest pewna struktura, która porządkuje myślenie o tym, co człowiek powinien umieć, aby się rozwijać i sprawnie funkcjonować na rynku pracy.
Państwo prowadzicie bardzo dużo badań, później je publikujecie. A czy monitorujecie, czy ktoś z tych badań korzysta?
Udostępniamy raporty z badań na stronie internetowej i podczas konferencji, na które zapraszamy np. nauczycieli. Wiemy, że np. z naszej Bazy Narzędzi Dydaktycznych, w której umieszczamy zadania czy propozycje lekcji, skorzystało w zeszłym roku ponad 111 tys. osób.
To też wskazuje, że nauczycielom nie chce się we własnych zakresie przygotowywać programów i korzystają z gotowców.
Nie. Wypracowanie dobrego zadania to bardzo żmudna praca, która może trwać ponad rok. Każde zadanie trzeba przetestować wśród uczniów. To lepiej, że nauczyciele korzystają ze sprawdzonych źródeł.
Mam nowy rok budżetowy. W związku z tym proszę wskazać, ile w ubiegłym roku średnio wynosi wynagrodzenie pracowników instytutu oraz ile pan zatrudnia obecnie osób?
Średnio płaca wynosiła około 6 tys. zł. IBE zatrudnia obecnie ok. 270 osób.
Czy planuje pan podwyżki lub wzrost zatrudnienia?
Nie.
Czy to prawda, że liderzy, koordynatorzy projektów badań w instytucie, zarabiają od 20 do nawet 30 tys. zł?
Takiej kwoty nie zarabia nikt w instytucie. Średnia wszystkich składników wynagrodzenia naszych liderów i koordynatorów jest poniżej 8,5 tys. zł. To osoby, które mają ogromne doświadczenie, wykształcenie i kompetencje, aby kierować badaniami naukowymi. Mogliby bez kłopotu znaleźć lepiej płatną pracę.