Polska może być dumna ze swojego systemu edukacji. Wśród krajów OECD mamy jeden z najniższych odsetków osób, które nie ukończyły szkoły średniej.
W grupie wiekowej 15 – 34 lata średniego wykształcenia nie ma zaledwie 7 proc. Polaków, średnia dla krajów OECD to blisko 20 proc. W grupie wiekowej 15-64 lata ten odsetek wynosi 12 proc., przy średniej OECD blisko 30 proc. Nieco lepsze wyniki mają jedynie Czesi i Słowacy, a spoza krajów Unii Europejskiej Korea Południowa. Dla przykładu średniego wykształcenia nie ma co szósty Francuz w wieku 15 – 34 lata, co czwarty Grek i co trzeci Hiszpan.
Jak wyjaśnia była minister edukacji Krystyna Łybacka, dobre statystyki Polski to przede wszystkim zasługa specyfiki polskiego systemu. – W przeciwieństwie do modeli funkcjonujących w innych krajach europejskich, w Polsce możliwe jest połączenie ścieżki zawodowej z ogólną. Doskonałym tego przykładem są technika, które kończą się dokładnie takim samym egzaminem maturalnym, jaki zdają uczniowie liceów. Także liczba godzin kształcenia ogólnego w szkołach zawodowych daje możliwość kontynuowania nauki w liceum uzupełniającym – podkreśla Łybacka. Dodaje, że taki system to ukłon w kierunku rodzin gorzej sytuowanych i wykształconych, który daje możliwość uzyskania zawodu oraz jednocześnie zdobycia wiedzy, która otwiera drogę do studiów. A jak wynika z analiz ekspertów ODCE, z systemu edukacyjnego najczęściej wypada młodzież właśnie z tych domów, które charakteryzują się niskim statusem materialnym, czy z takich, w których rodzice mają niskie wykształcenie.
Analitycy OECD podpowiadają, jak można by poprawić statystyki i jeszcze bardziej zmniejszyć liczbę młodych ludzi, którzy wypadają z systemu edukacji. Z ich sugestii wynika, że szkolnictwo niepubliczne powinno mieć szerszy dostęp do środków budżetowych, które w formie zachęt skłaniałyby lepsze szkoły do pracy z trudną młodzieżą.
Inne wskazówki dotyczą zwiększania nakładów na najwcześniejsze formy opieki i edukacji dzieci (żłobki i przedszkola). OECD sugeruje także odejście od metody powtarzania klas przez uczniów. Zdaniem analityków tej organizacji model ten jest niezwykle kosztowny. Pochłania średnio 10 proc. wydatków na edukację podstawową i średnią, a korzyści, jakie wynosi uczeń z repetowania klasy, są niewielkie i krótkotrwałe.
W Belgii polityka zniechęca do szkoły
Choć raport OECD nie mówi o takich problemach, to w Belgii liczba osób bez wykształcenia średniego może się zwiększyć wskutek konfliktu językowego. Dyrekcja flamandzkiego gimnazjum w Jette (okręg brukselski) wprowadziła kary dla uczniów za... mówienie po francusku. Nawet w czasie przerw.
Choć językiem wykładowym w Sint-Pieterscollege w Jette jest flamandzki, to uczęszczają do niej dzieci różnego pochodzenia. Od końca lutego uczniowie, którzy w czasie przerw będą między sobą rozmawiać po francusku, dostaną punkty karne, a po zgromadzeniu trzech punktów będą musiały uczestniczyć w dodatkowych lekcjach flamandzkiego. Dyrektorka Véronique Vanhercke tłumaczy się, że to „sposób na mobilizację do nauki języka”. Rodzice frankofońscy są jednak oburzeni. Tym bardziej że restrykcje mają dotyczyć tylko francuskiego, a nie np. arabskiego czy angielskiego. Składają oficjalne protesty i zapowiadają strajk. A szkoła, być może działając prewencyjnie, zorganizowała specjalne busy, które będą mogły dowozić na lekcje flamandzkie dzieci mieszkające poza Brukselą.