Resort zdrowia jednego dnia ogłosił kilkadziesiąt konkursów na rozdysponowanie milionów złotych w ramach Narodowego Programu Zdrowia. I dał zaledwie osiem dni na przygotowanie ofert.
Narodowy Program Zdrowia / Dziennik Gazeta Prawna
Instytucje i organizacje działające w sektorze zdrowia są zszokowane. Termin składania ofert mija już w ten piątek, a ogłoszenie zamieszczono 29 września – jak twierdzą organizacje – wieczorem. Skąd taki pośpiech? Powodem jest prawdopodobnie blisko 10-miesięczne opóźnienie w publikacji Narodowego Programu Zdrowia (NPZ). Tyle czasu zajęło obecnemu rządowi wprowadzenie poprawek do gotowego już projektu zostawionego przez poprzedników.
O tym, że tegoroczna edycja programu może być niewypałem, ostrzegaliśmy już kilkakrotnie. Temat pojawiał się też w Sejmie, ale ministerstwo uspokajało, że program ruszy, a opóźnienie nie odbije się na jakości i wydatkowaniu pieniędzy. Chodzi o niebagatelną kwotę 140 mln zł na ten rok (podobnie w kolejnych latach). NPZ miał bowiem zacząć działać 1 stycznia 2016 r. Premier Beata Szydło podpisała go dopiero we wrześniu.
Zaciskają zęby i piszą
Instytucje i organizacje planujące udział w konkursie nie kryją oburzenia. Próbowały protestować, ale terminy pozostały bez zmian. Oficjalnie mówić o tym nie chcą, bo nie rezygnują z walki o pieniądze, które ich zdaniem mogą zdziałać wiele dobrego, np. w zakresie profilaktyki. O ile trafią w dobre ręce. – Postanowiliśmy się jednak zmierzyć z tym wyzwaniem, od kilku dni zajmujemy się wyłącznie przygotowywaniem oferty – mówi szefowa jednej z organizacji. – Postawiono nas pod murem, ale zaciśniemy zęby i zrobimy to, choć o sprawie dowiedzieliśmy się dopiero w tym tygodniu – dodaje.
Czy w kilka dni można napisać kompleksowy projekt dotyczący np. szkoleń dla personelu medycznego, pacjentów i zwiększenia świadomości opinii publicznej? Eksperci, którzy tworzą strategie komunikacyjne, są więcej niż sceptyczni. Tydzień to zdecydowanie za mało. – W postępowaniach tego typu im więcej czasu da się oferentom, tym więcej ofert spływa, są bardziej dopracowane, co daje większy wybór komisji konkursowej – tłumaczy dr Krystian Dudek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations. Podkreśla, że przygotowanie oferty na ogólnokrajowe kampanie wymaga nie tylko wiedzy merytorycznej, ale też m.in. czasu na opracowanie koncepcji komunikacyjnej, graficznej czy uwzględnienie potrzeb logistycznych zamieszczonych w specyfikacji.
Emocje sięgają zenitu, zwłaszcza że w wielu przypadkach pracownicy organizacji pożytku publicznego, które chciałyby wystartować w konkursach, na co dzień mają inne zajęcia. By napisać projekty z dnia na dzień, musieli wziąć urlopy. – U nas większość osób pracuje z pacjentami w szpitalach i poradniach. Wniosek piszemy nocami – potwierdzają przedstawiciele jednej z organizacji.
Pojawiły się obawy, że konkursy wygrają ci, którzy mieli przecieki – wcześniej dowiedzieli się, na co i z jakim budżetem będą konkursy, i zdążyli się przygotować.
Krystian Dudek podkreśla, że do podobnych przedsięwzięć wyznacza się dłuższe okresy na przygotowanie ofert, m.in. po to, by uniknąć podejrzeń i negatywnych emocji. – Dłuższe terminy zapewniają spokój, komfort pracy i większą transparentność procedur – przekonuje ekspert.
Nie taki był plan
Beata Małecka-Libera, wiceszefowa sejmowej komisji zdrowia, która w poprzednim rządzie była pełnomocnikiem ds. zdrowia publicznego i wprowadzała pierwszą ustawę regulującą te kwestie, jest zaskoczona nie tylko terminem.
– Oczywiście, że przygotowanie obszernej oferty na wysokim poziomie w osiem dni kalendarzowych nie jest realne. Ale dziwi również to, że część konkursów ogłaszana jest w perspektywie wieloletniej – podkreśla.
Wyjaśnia, że miały one dotyczyć krótszych okresów po to, by skutecznie monitorować jakość realizacji projektów i eliminować podmioty, które się nie sprawdziły.
– W sytuacji tak dużych opóźnień resort zdrowia nie chciał zapewne ogłaszać konkursów na działania obejmujące wyłącznie dwa miesiące – dodaje.
Nie ma wyboru
Profesor Andrzej M. Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, również podkreśla, że przyczyną były opóźnienia w przyjęciu Narodowego Programu Zdrowia, i przyznaje, że w obecnej sytuacji ministerstwo musi się spieszyć.
– Na uruchomienie pieniędzy w tym roku zostało tak niewiele czasu, że liczy się każdy dzień. Pewnie dlatego resort zdrowia tak bardzo skrócił termin składania ofert w konkursach – stwierdza. Jego zdaniem część organizacji mogła zacząć przygotowywać się już wcześniej, bo choć nie było wiadomo, kiedy i jakie dokładnie konkursy zostaną ogłoszone, to priorytety wydatkowania pieniędzy były określone w rządowym dokumencie i ustawie o zdrowiu publicznym.
O odpowiedzi na pojawiające się wątpliwości poprosiliśmy resort zdrowia, w tym wiceministra Jarosława Pinkasa, który odpowiada za Narodowy Program Zdrowia. Niestety, nie udało nam się ich wczoraj uzyskać.