Zdaniem NIK dostęp do profilaktyki, diagnozowania i leczenia chorób układu oddechowego jest fatalny.
Zdaniem NIK dostęp do profilaktyki, diagnozowania i leczenia chorób układu oddechowego jest fatalny.
Reakcją na krytyczny raport Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł DGP, jest przedstawienie przez resort zdrowia programu, który ma pomóc we wczesnym wykrywaniu przewlekłej obturacyjnej choroby płuc (POChP). Zdaniem ekspertów to kolejne działanie, które nie przyniesie dużych zmian.
Częścią nowego programu mają być m.in. badania spirometryczne u lekarza rodzinnego i pogłębiona diagnostyka na dalszym etapie. – Dobrze, że powstaje, ale efekty mogą być znikome – uważa Piotr Dąbrowiecki z polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP, który był w grupie ekspertów opiniujących program. Powodem jest brak środków. – Program ma być realizowany ze środków unijnych, które wystarczą na zdiagnozowanie kilku tysięcy pacjentów. Chorych zaś jest ok. 2 mln. Brak funduszy również może przełożyć się na niewielkie zainteresowanie programem ze strony lekarzy. Kolejnym problemem, który zauważa Piotr Dąbrowiecki, jest to, że nie zaplanowano kampanii edukacyjnej.
Rozwiązaniem na przyszłość ma być wprowadzenie koordynowanej opieki nad pacjentami na poziomie lekarza rodzinnego, w ramach której miałaby się poprawić opieka na pacjentami z chorobami płuc, m.in. dzięki badaniom spirometrycznym. W przyszłym roku rusza pilotaż proponowanego rozwiązania.
NIK bardzo krytycznie oceniła dotychczasowe działanie ministerstwa. Zarzuca mu brak działań wdrażających program zwalczania POChP; realizowany przez NFZ program w zakresie profilaktyki POChP zaś zdaniem NIK przynosił niewielkie efekty, w latach 2012–2015 objęto nim tylko 43 tys. osób, przy szacowanej na 2 mln liczbie chorych. Problemem znów są pieniądze: wykonywanie diagnostyki jest nieopłacalne dla świadczeniodawców z powodu niskiej wyceny przez NFZ. Obecnie z powodu POChP umiera w Polsce ok. 15 tys. osób rocznie. Wczesne wykrycie choroby pozwala zapobiec jej ciężkiej postaci, wymagającej kosztownego leczenia.
NIK wykazuje, że nie został wypracowany krajowy program zmniejszenia umieralności z powodu przewlekłych chorób płuc poprzez tworzenie pododdziałów nieinwazyjnej wentylacji, mimo że teoretycznie w budżecie na lata 2013–2015 były na to zaplanowane środki – 10 mln zł. Efekt? Uniemożliwiło to szpitalom zorganizowanie w oddziałach chorób płuc pododdziałów oraz ich wyposażenie w niezbędny sprzęt.
Brak kompleksowego działania odczuwają pacjenci. Jednym z problemów jest długi czas oczekiwania na leczenie. W kontrolowanych placówkach na poradę specjalistyczną w zakresie gruźlicy między rokiem 2012 a 2015 liczba oczekujących wzrosła o 100 proc., a średni czas oczekiwania wynosił dwa miesiące.
Utrudniony dostęp do specjalistów chorób płuc potwierdzają także dane NFZ – do poradni czeka 27,4 tys. osób, z czego 0,5 tys. to przypadki pilne. Czas oczekiwania od 2 tygodni do ponad 3 miesięcy.
Kolejnym kłopotem jest brak kadr. W jednej czwartej z kontrolowanych placówek nie zapewniono pełnej obsady lekarzy specjalistów w dziedzinie chorób układu oddechowego. Problemem jest też wiek medyków. W placówkach, które kontrolowała NIK, spadła o jedną czwartą liczba lekarzy w wieku 45–64 lat i zwiększyła się o 50 proc. w grupie starszej niż 64 lata. Wśród lekarzy specjalistów nie było żadnego specjalisty w wieku do 35 lat. – Rosnąca liczba lekarzy w wieku zbliżającym się do emerytalnego może w niedalekiej przyszłości ograniczyć dostępność specjalistów – ostrzega Dominika Tarczyńska, rzeczniczka NIK. Kuleje też profilaktyka, którą powinni się zajmować lekarze podstawowej opieki zdrowotnej – między 2012 a 2015 r. liczba porad w zakresie gruźlicy spadła o 14,5 proc., a chorób odtytoniowych o 23,4 proc.
Mimo że liczba nowych zachorowań na gruźlicę się zmniejsza, to szwankuje skuteczność leczenia i... wiedza. WHO zaleca, by wskaźnik sukcesu leczenia wynosił 85 proc. W Polsce według oficjalnych danych to 28 proc. Jednym z powodów jest brak ustawowego obowiązku zgłaszania wyników leczenia gruźlicy przez lekarzy. W efekcie nikt nie monitoruje, co się dzieje z chorymi.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama