Naczelna Izba Lekarska sprawdzi, czy medycy będący przełożonymi kobiety, która zmarła w czasie czwartej doby dyżuru w szpitalu w Białogardzie, nie narazili zdrowia i życia pacjentów – dowiedział się DGP.
Chodzi o sprawę anestezjolog, która w sierpniu zmarła na szpitalnym dyżurze. Pracowała na kontrakcie, więc nie dotyczyły jej normy czasu pracy. Na razie nie ujawniono, jaka była przyczyna śmierci. Związki zawodowe jednak od razu wystąpiły z postulatem uregulowania czasu pracy medyków niezależnie od miejsca i formy prawnej. Resort zdrowia zmian takich nie planuje, ponieważ lekarzy jest za mało i mogłoby to grozić nie tylko znacznym wydłużeniem kolejek dla pacjentów, ale i zamknięciem części placówek. W sprawę zaangażował się za to – jak się dowiedzieliśmy – naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej działający w izbie lekarskiej. Zbada, czy w szpitalu nie doszło do popełnienia przewinienia zawodowego. – Chodzi o lekarzy odpowiedzialnych za warunki, w jakich pracowała zmarła. Trzeba ustalić, czy kwestia zapewniania warunków pracy w szpitalu nie naraziła pacjentów na niebezpieczeństwo dla ich zdrowia i życia – wyjaśnia Katarzyna Strzałkowska, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.
Jeśli podejrzenia się potwierdzą, sprawa trafi do sądu lekarskiego.
Rzecznik praw obywatelskich zwrócił się do głównego inspektora pracy z prośbą o przekazanie wyników kontroli czasu pracy w szpitalu w Białogardzie. O wyjaśnienia wystąpił też do Prokuratury Rejonowej w Białogardzie – chce poznać rezultaty prowadzonego postępowania. RPO wskazał m.in., że każdy pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych, które powinny być mu udzielane z należytą starannością. A zmęczony lekarz tego nie zapewnia.