Nawet gdy ofiara błędu medycznego w dużej mierze wygrała sprawę o zadośćuczynienie, może do procesu dopłacić. Zdarza się, że zasądzone koszty przewyższają wysokość przyznanej rekompensaty. Ministerstwo Sprawiedliwości analizuje, czy nie zmienić przepisów.

W sprawach o naprawienie szkody sąd powinien nakładać na jedną ze stron obowiązek zwrotu wszystkich kosztów, jeżeli jej przeciwnik uległ tylko co do nieznacznej części swego żądania albo gdy określenie należnej mu sumy zależało jedynie od oceny sądu. Taką zmianę w art. 100 zd. 2 kodeksu postępowania cywilnego proponuje Bartłomiej Chmielowiec, rzecznik praw pacjenta (RPP). W piśmie z 1 października 2024 r. do ministra sprawiedliwości apeluje on o przygotowanie nowelizacji. Często bowiem poszkodowani w wyniku leczenia pacjenci, nawet gdy sąd przyzna im część żądanej kwoty, ponoszą wysokie koszty procesu. Zdarza się, że przewyższają one kwoty uzyskanych rekompensat.

W orzecznictwie przeważa stanowisko, że skoro w art. 100 zd. 2 k.p.c. nie zastosowano odwołania do art. 322 k.p.c. (który dotyczy m.in. spraw o naprawienie szkody), to nie ma on zastosowania do określenia sum z tytułu zadośćuczynienia za krzywdę. Dlatego rzecznik proponuje to odwołanie wpisać wprost do przepisu.

– Postulat zmiany art. 100 k.p.c. jest obecnie analizowany – potwierdza Joanna Bogiel-Jażdżyk z biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości.

Wytoczenie procesu o błąd medyczny jest bardzo ryzykowne finansowo. RPP podkreśla w piśmie, że takie sprawy należą do najbardziej skomplikowanych.

– Powód nie ma też wpływu na liczbę uczestników występujących po stronie pozwanej, co w przypadku zasądzenia nieznacznej części żądanej kwoty ma niebagatelne znaczenie w kontekście przyznania kosztów – argumentuje Bartłomiej Chmielowiec.

– Koszty zastępstwa procesowego uczestników postępowania mogą obciążyć poszkodowanego. Ponadto często, jeśli sąd nie może znaleźć biegłych, sięga po opinię któregoś z instytutów. Te zaś życzą sobie nawet 30 tys. zł za opinię. To również podwyższa koszty procesu. Jeśli zaś pacjent wygra 50 tys. zadośćuczynienia zamiast 100 tys., będzie musiał ponieść połowę kosztów – mówi radca prawny Jolanta Budzowska, która wiosną zwracała się do RPP z prośbą o interwencję w sprawie zmiany przepisów. Mecenas podkreśla, że wysokość rekompensaty wynika z uznaniowej decyzji sędziego. Nie ma bowiem żadnej miarodajnej tabeli pozwalającej oszacować wartość takiego roszczenia.

– Ustalenie wysokości należnego zadośćuczynienia jest bardzo trudne i obarczone dużym ryzykiem już na etapie sporządzania pozwu. Powód może się jedynie kierować wyrokami zapadłymi w innych sprawach, co nie jest w pełni miarodajne – argumentuje w piśmie do ministra sprawiedliwości RPP. Przytacza też uchwałę Sądu Najwyższego z 15 stycznia 2020 r. (sygn. III CPZ 30/19). Zgodnie z jej uzasadnieniem szkoda niemajątkowa, którą ma rekompensować zadośćuczynienie, w znacznej mierze dotyczy subiektywnych odczuć, jest niewymierna, a jej precyzyjne wyliczenie – w zasadzie niemożliwe.

Jeśli poszkodowany pacjent, zdaniem sędziego, żądał zbyt wysokiej kwoty, uzyska niższą rekompensatę i poniesie wyższe koszty procesu.

– Skoro pacjent udowodnił błąd, nie powinien być karany obciążeniem go nawet w części kosztami procesu. W takiej sytuacji koszty, które ma zapłacić, pomniejszają zadośćuczynienie, a przecież celem rekompensaty jest wynagrodzenie krzywdy – uważa Budzowska.

Z art. 100 k.p.c. wynika obecnie, że w razie częściowego uwzględnienia żądań koszty będą wzajemnie zniesione lub stosunkowo rozdzielone. Sąd może, ale nie musi, nałożyć na jedną ze stron obowiązek poniesienia wszystkich kosztów. Przyznanie sądom takiego luzu decyzyjnego, zdaniem RPP, nie jest słuszne. Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości sprawa nie jest jednak oczywista.

– Zgodnie z art. 102 k.p.c. w wypadkach szczególnie uzasadnionych sąd może zasądzić od strony przegrywającej tylko część kosztów albo nie obciążać jej kosztami. Ponadto żądanie wysoko określone przez pacjenta ma wpływ na koszty samego postępowania, gdyż stanowi m.in. podstawę wyliczenia opłaty od pism wnoszonych przez każdą ze stron – zauważa Joanna Bogiel-Jażdżyk. ©℗