Limit na import marihuany medycznej miał zostać podniesiony o 4 t. Choć deklaracja padła w maju, do tej pory nie ma decyzji.

W Polsce zarejestrowanych jest ok. 20 produktów medycznej marihuany, których dostarcza kilku producentów. To znacznie więcej niż w latach ubiegłych. Mimo to produktu – podobnie jak w poprzednich latach – zaczyna brakować.

– Dziś w miarę dostępy jest tylko produkt jednej firmy. Występuje w ok. 30 proc. aptek. W przypadku innych dostawców dostępność wynosi od 1 proc. do kilkunastu. Są jednak odmiany surowców, których nigdzie się już nie kupi – zauważa mgr farm. Angelika Talar-Śpionek z portalu GdziePoLek. I dodaje, że terapia z wykorzystaniem konopi medycznych nie powinna się opierać na doborze preparatów akurat dostępnych w aptekach.

Nie można dziś dostać produktów na bazie konopi medycznych stosowanych na zaburzenia snu, ból o różnej etiologii, spastyczność, łagodzenie nudności i wymiotów przy chorobach nowotworowych.

Dlaczego ich brakuje?

To skutek wzrostu popytu. Według danych firmy analitycznej Iqvia w całym 2023 r. marihuany medycznej sprzedało się 2,8 t. Do lipca tego roku – już ponad 3 t. Zdaniem ekspertów wynik byłby jeszcze wyższy, gdyby nie pojawiające się od wiosny przerwy w dostawach. A te z kolei są przede wszystkim wynikiem niedoszacowania możliwości importowych do popytu.

W tym roku do Polski można sprowadzić 6 t medycznej marihuany. Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na petycję pacjentów, poinformowało, że limit przywozowy na produkty na bazie konopi medycznych zwiększono do 10 t. Informacja ta dotychczas nie znalazła jednak pokrycia w działaniach Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, który wydaje zezwolenia na import. GIF tłumaczy, że szacowanie rocznych limitów odbywa się na podstawie Jednolitej konwencji o środkach odurzających. Zatem kompetencje w tej sprawie ma wyłącznie Międzynarodowa Rada ds. Narkotyków (INCB), a nie krajowe organy.

– W czerwcu złożyliśmy wniosek do INCB o zwiększenie krajowego limitu do 10 t. Procedowanie wniosku jest w toku – słyszymy w GIF. Rynek tzw. leczniczej marihuany – słyszymy w inspektoracie – jest stosunkowo nowy i wysoce konkurencyjny. Dlatego firmy walczą o jak największy udział w nim. Liczba rejestracji nowych surowców farmaceutycznych pochodzenia konopnego przyrasta w postępie niemal geometrycznym, a przedsiębiorcy uprawnieni do przywozu tego środka deklarują zamiar sprowadzania ogromnych ilości – w całkowitym oderwaniu od najbardziej nawet liberalnie szacowanych potrzeb zdrowotnych pacjentów w Polsce.

Jaki limit powinien zaspokoić zapotrzebowanie?

Importerzy zapewniają jednak, że większe limity to tylko pochodna wzrostu zapotrzebowania.

– W zeszłym roku nasze produkty trafiały do pięciu hospicjów. Dziś są w ponad 100 – mówi nam szef jednej z firm. I dodaje, że medyczną marihuanę coraz częściej zapisują też lekarze, którzy przekonują się do tego produktu w miarę, jak rośnie liczba badań na jego temat.

Eksperci tłumaczą, że GIF nie musi czekać na decyzję od INCB. Wystarczy, że zadeklaruje większy limit, z którego na koniec roku nasz kraj się rozliczy. Jeden z producentów – jak informuje – otrzymał odpowiedź od INCB, w którym instytucja potwierdza, że ustalanie limitów jest po stronie kraju.

Dlatego producenci apelują o szybkie podjęcie decyzji w tej sprawie, bo na przełomie września i października suszu w aptekach w ogóle może nie być.

Szczególnie że według firm limit 6 t został już wyczerpany. GIF informuje natomiast, że dotychczas otrzymał potwierdzenie realizacji pozwoleń przywozowych na 4,8 t. Wyjaśnia jednak, że do urzędu czasem wracają niewykorzystane zezwolenia. Zdaniem producentów może mieć to miejsce, ale najwyżej na ok. 300 kg.

Importerzy uważają, że sytuacja niedoborów zapewne się powtórzy w kolejnym roku. Dlatego rozwiązaniem byłoby zwiększenie limitu importu np. do 20 t.

Tak jest m.in. w Niemczech, gdzie limit wynosi 26 t, a wykorzystanie produktu nie przekracza 10 t. ©℗